"Trigger Point. Stan zagrożenia", czyli policyjni saperzy od kuchni – recenzja brytyjskiego thrillera dostępnego na CANAL+
Agata Jarzębowska
23 listopada 2022, 16:33
"Trigger Point. Stan zagrożenia" (Fot. ITV)
"Trigger Point. Stan zagrożenia" to brytyjski thriller, który zabiera nas w samo centrum zamachów bombowych. To całkiem wciągający, choć momentami przewidywalny serial.
"Trigger Point. Stan zagrożenia" to brytyjski thriller, który zabiera nas w samo centrum zamachów bombowych. To całkiem wciągający, choć momentami przewidywalny serial.
"Trigger Point. Stan zagrożenia", który startuje dziś wieczorem na CANAL+, to brytyjski thriller Daniela Brierleya ("Checkpoint") z Vicky McClure ("Line of Duty") w roli głównej. Serial opowiada o serii zamachów terrorystycznych, z którymi musi poradzić sobie londyńska policja. "Trigger Point. Stan zagrożenia" koncentruje się na pracy saperów i poszlakach, które pozwalają ocenić, z kim mamy tym razem do czynienia.
Trigger Point. Stan zagrożenia – o czym jest serial?
Skoncentrowanie fabuły stricte wokół saperów jest ciekawym zabiegiem, zdecydowanie wyróżniającym serial na tle innych, podobnych tematycznie produkcji, w tym także "Line of Duty". Mamy tutaj dużo mniej biegania z pistoletem (choć i to się zdarza), a dużo więcej wstrzymywania oddechu i kontrolowania licznika odmierzającego czas do wybuchu. Co ciekawe, "Trigger Point" nie bawi się z nami w zastanawianie się "który kabel należy przeciąć jako pierwszy". Oglądamy pracę zawodowców, którzy na bombach przeprowadzają nawet kontrolowane eksplozje i nikt nie głowi się, czy należy przeciąć najpierw kabel czerwony, czy zielony.
Główną bohaterką jest Lana Washington (Vicky McClure), doświadczona saperka i weteranka wojny w Afganistanie. Lana na pierwszy rzut oka jest twardą babką: skoncentrowana na celu, potrafi podejmować ryzyko, starając się ocalić jak najwięcej ludzi. Szybko jednak odkrywamy, że gdy cel znika jej z oczu, wcale nie panuje nad tym, co dzieje się w jej życiu. A im dalej w las, tym więcej rzeczy wydaje się wyślizgiwać jej z rąk, a my zadajemy sobie pytania, ile jeszcze może znieść jeden człowiek.
Bo "Trigger Point" poza zagadką kryminalną i coraz bardziej skomplikowanymi zamachami bombowymi, pochyla się także nad traumą i stresem, jaki niesie tego rodzaju praca. Praca, w której każde wezwanie dosłownie może być tym ostatnim. Wystarczy trochę nieuwagi czy spóźnienie się o kilka sekund.
Bardzo dużym plusem serialu jest to, że bomby faktycznie w nim wybuchają. Nie byłoby bowiem nic bardziej nudnego niż unieszkodliwienie każdej kolejnej bomby i przechodzenie przez całą serię zamachów suchą stopą. Dzięki tej niepewności serial potrafi trzymać w napięciu, pomimo że jego fabuła wcale nie jest skomplikowana i pewnych rzeczy domyślamy się szybciej niż bohaterowie.
Trigger Point to prosty scenariusz i dobre aktorstwo
Bo niestety, jeżeli liczymy tutaj na pogmatwaną fabułę i liczne wątki wprowadzające nas w pole, to serial pod tym kątem zawodzi. Nawet przy dość nieuważnym oglądaniu bez pudła można odgadnąć, do czego prowadzą wątki – jednak w dobie seriali, które prezentują sztucznie podkręconą fabułę, by zarzucić banalnym finałem, taka dość prosta opowieść może być miłą odmianą.
Idący jak po sznurku scenariusz ratuje jednak aktorstwo. Vicky McClure niesie ten serial na swoich barkach, sprawnie równoważąc hardość i kruchość swojej bohaterki. Pochwalić należy także Ewana Mitchella ("Ród smoka"), który gra brata Lany, Billy'ego. Rola Mitchella jest drugoplanowa, ale gdy dostaje swoje pięć minut, wykorzystuje je maksymalnie, z łatwością przyćmiewając pozostałe występy aktorskie.
Z kolei Kris Hitchen ("List do króla"), grający Johna Hudsona, powinien prowadzić warsztaty pt. "Jak w prostych krokach stworzyć antypatyczną postać". Jego bohater nie mówi dużo, jego kwestie nie są najmilsze, ale to sposób, w jaki to robi, dolewa oliwy do ognia. Człowiek nie chce z nim spędzać ani sekundy więcej, niż musi.
Najsłabiej w serialu wypada Mark Stanley, który znika przy Vicky McClure. Jego bohater Thom Youngblood we wszystkich scenach ma dokładnie tę samą energię. Nieważne, czy przed chwilą na jego oczach rozerwało człowieka, czy prowadzi trudną rozmowę w pracy, czy ma dobry humor. A jako że dość często partneruje McClure, słabszy występ tym bardziej rzuca się w oczy. Na tym polu dużo lepiej wypada Warren Brown ("Luther"), grający weterana wojennego Karla. Ma on z McClure fajną ekranową chemię i wierzy się, że ta dwójka doskonale się rozumie.
Trigger Point. Stan zagrożenia – czy warto oglądać serial?
"Trigger Point. Stan zagrożenia" warto obejrzeć przede wszystkim dla tematyki, jaką podejmuje. Odchodzimy od świata agentów biegających z pistoletami i strzelającymi do kolejnych przeciwników. Zamiast tego zostajemy postawieni przez zupełnie inną walką: kto kogo przechytrzy. Czy twórca bomby zastawił odpowiednio dużo pułapek? Czy uruchomi mechanizm na czas, czy może uda się go rozbroić?
Serial zdaje sobie też sprawę, jaką tematykę porusza. Nie znajdziemy więc w nim informacji o dokładnych konstrukcjach bomb, poza dużymi ogólnikami. Równocześnie prezentuje nam różnego rodzaju rozwiązania, dzięki czemu każda kolejna akcja jest trochę inna – choć przecież sprowadza się do tego samego: rozbrojenia bomby na czas.
"Trigger Point. Stan zagrożenia" choć w pierwszym odruchu może być porównywany do "Bodyguarda" i w teorii ma dostarczać podobne emocje, to jednak dostarcza je trochę na innym poziomie, napięcie rozłożone jest w inny sposób – więc jeżeli szukaliśmy dokładnie takiej samej rozrywki, to "Trigger Point" może okazać się rozczarowujący. Jednak jeżeli szukamy thrillera na długie jesienne wieczory, to "Trigger Point" jest wystarczająco przyzwoity, by się nim zainteresować.