Największe serialowe rozczarowania 2022 roku. "Dahmer", "Sandman", "The Crown" i inne produkcje, po których spodziewaliśmy się więcej
Redakcja
27 grudnia 2022, 16:02
Fot. Netflix
Na koniec 2022 roku postanowiliśmy wybrać listę nie najgorszych seriali – ta byłaby strasznie nudna i składała się z mało znanych tytułów – a produkcji, które nas w jakiś sposób rozczarowały. Tak, "Pierścienie władzy" też są.
Na koniec 2022 roku postanowiliśmy wybrać listę nie najgorszych seriali – ta byłaby strasznie nudna i składała się z mało znanych tytułów – a produkcji, które nas w jakiś sposób rozczarowały. Tak, "Pierścienie władzy" też są.
Podczas gdy przez całe święta na Serialowej ogromną popularnością cieszyła się lista najgorszych seriali 2022 roku wg krytyków, my postanowiliśmy iść w innym kierunku i opowiedzieć o naszych rozczarowaniach. Tak, jest wśród nich koszmarny prequel "Wiedźmina" (spodziewaliśmy się, że będzie trochę mniej koszmarny) czy "Pierścienie władzy", ale jest też kilka tytułów naszym zdaniem niesłusznie chwalonych. Na czele z 5. sezonem "The Crown" i "Sandmanem", który trąci banałem w porównaniu z komiksem.
Wiedźmin: Rodowód krwi jeszcze gorszy, niż myśleliśmy
1/10? W tym przypadku to nie żaden review bombing, to uczciwa ocena serialu, który nie powinien był ujrzeć światła dziennego. To, że "Wiedźmin: Rodowód krwi" dziełem wybitnym nie będzie, stawało się jasne, kiedy z kręgów produkcji wyciekały kolejne informacje o problemach, zmianach, cięciach itp. Efekt jest jednak jeszcze gorszy, niż myśleliśmy. Dostaliśmy cztery odcinki czegoś, co koło książkowego "Wiedźmina" nawet nie leżało. Nieudolną, banalną próbę wyjaśnienia wydarzenia, które dla tego świata z jednej strony jest kluczowe, a z drugiej – może lepiej, żeby pozostało niewyjaśnione. Wszystko w tym serialu jest absolutnie okropne i niegodne Sapkowskiego, ale najgorszy jest napisany na kolanie scenariusz, z ledwie zarysowanymi, nieciekawymi postaciami i niepotrzebnymi próbami zmieniania mitologii "Wiedźmina". [MW]
Obi-Wan Kenobi nie oferuje wiele ponad pusty fanserwis
Najmocniej wyczekiwany popkulturowy powrót ostatnich lat? Bardzo możliwe. Największe rozczarowanie faktem, co z tego powrotu wyszło? To już niemal pewne, bo "Obi-Wan Kenobi", który przywrócił na ekrany tytułowego bohatera w wykonaniu Ewana McGregora po 17-letniej przerwie, okazał się powielać błędy, które dręczą uniwersum "Gwiezdnych wojen" od lat. Był tu scenariusz przypominający raczej niskich lotów fanfic, były fabularne dziury, bzdurki i uproszczenia, była kiepska reżyseria, był wreszcie główny bohater, który nawet swoją charyzmą nie mógł pomóc fatalnej historii. Całość okazała się natomiast pozbawionym serca fanserwisem, którego twórcom zależało głównie na jak największej liczbie nawiązań do uniwersum. Całe szczęście, że potem dostaliśmy "Andora". [MP]
Pierścienie władzy to koniec końców banalny fanfik
Czy zgadzamy się z fanami, że "Władca Pierścieni: Pierścienie władzy" to totalne dno? Nie. Na początku byliśmy zachwyceni rozmachem serialowego świata i przygodą, jaką zaserwował nam Amazon. Z odcinka na odcinek rozczarowanie stawało się jednak coraz większe, w miarę jak zaczęliśmy rozumieć, że showrunnerzy serialu, J.D. Payne i Patrick McKay, mieli największy budżet w historii telewizji i wydali go na wszystko, tylko nie scenarzystów. 1. sezon wypadł więc bardzo średnio, poprawnie i banalnie niczym pierwszy lepszy fanfik, rozszerzając historie Galadrieli, Saurona i innych ikonicznych postaci ze świata Tolkiena o rzeczy, których lepiej byłoby o nich nie wiedzieć. [MW]
The Crown w 5. sezonie serwuje tabloidową nudę
5. sezon "The Crown" zapowiadano niemal jako próbę obalenia monarchii, nawet pojawiły się obawy, czy nie wyjdzie to niesmacznie w obliczu śmierci Elżbiety II. Tymczasem mimo kilku udanych odcinków, niekwestionowanie mocnej obsady i paru ciekawych pomysłów (specyficzne obramowanie sprawy rozwodowej czy zaskakujące poświęcenie godziny klanowi Al-Fayedów) dostaliśmy głównie niezbyt przekonujące, wręcz nudnawe skandale małżeńskie Diany i Karola, raczej odtwarzające tabloidowe doniesienia z lat 90. niż wnoszące coś intrygującego. Przez to na dalszy plan zeszły sprawy trwania i kryzysów monarchii oraz ponoszonych dla jej ocalenia ofiar. I trudno nie zauważyć, że z Karolem 5. sezon obszedł się zdecydowanie za łagodnie. [KC]
1899, czyli rejs po oceanie bełkotu od twórców Dark
"1899" zapowiadano jako klimatyczny horror kostiumowy z twistem, który nie mógł się nie udać, w końcu za sterami stanęli twórcy "Dark". Szkoda tylko, że Jantje Friese i Baran bo Odar praktycznie przepisali swoje poprzednie pomysły, podkręcając je tak, że w morzu zwodów i zwrotów akcji znikła jakakolwiek sensowna fabuła, o rozwoju postaci nie wspominając. "1899" to antyteza przyjemnego seansu – no chyba że bawi was spisywanie wszystkich szczegółów w notatniku – i dowód na to, że pewnych sukcesów nie da się powtórzyć dwa razy. "Gazeta Wyborcza" nazwała to dzieło "rejsem po oceanie bełkotu" i trudno o trafniejsze określenie serialu Netfliksa. [MW]
Sandman to tylko poprawna ekranizacja komiksu
Czy "Sandman" to zły serial? Ależ nie, momentami należy wręcz mówić o nim w superlatywach (choćby wspominając rolę grającą Śmierć Kirby Howell-Baptiste). Skąd zatem miejsce wśród największych rozczarowań? Wynika ono przede wszystkim z oczekiwań, jakie mieliśmy przed premierą – szczególnie znając doskonały oryginał i wiedząc, że w ekranizację był zaangażowany jego autor, Neil Gaiman. Tym większy był nasz zawód, gdy okazało się, że netfliksowy "Sandman" to serial tylko poprawny. Jasne, wierny komiksowi pod względem fabularnym, na czym zresztą zależało autorowi, ale nieoddający jego ducha i bardzo mało wyjątkowy na tle współczesnego fantasy, co w przypadku takiej opowieści wydawało się absolutnie nie do pomyślenia. A jednak się "udało". [MP]
Dahmer, czyli najbardziej szkodliwy hit Netfliksa
Ryan Murphy to jeden z tych twórców, którzy świetnie odnaleźli się na Netfliksie, serwując jeden okropny serial za drugim. Nad tym jednak wypada pochylić się na dłużej. "Dahmer – Potwór: Historia Jeffreya Dahmera" grzeszy wieloma rzeczami – jest średnio napisany, niemiłosiernie rozwleczony i przez większość czasu zwyczajnie nudny – ale najbardziej tym, że portretuje swojego głównego bohatera jako iście fascynującą i dość tragiczną postać, wycofanego, cichego chłopca, który nie potrafił odnaleźć się w społeczeństwie. Evan Peters przykuwa wzrok, a historie ofiar, którym poświęcono rzeczywiście sporo czasu, zwyczajnie z nim przegrywają. I o ile "seksowni seryjni mordercy" to nic nowego, wszyscy kiedyś kochaliśmy Dextera, o tyle wypadałoby bardziej uważać, kiedy mamy do czynienia z prawdziwym zabójcą, prawdziwymi ofiarami i tragediami osób, które wciąż żyją i zmuszane są do przeżywania koszmaru na nowo. Ktoś tu nie pomyślał, a miliard godzin oglądania na Netfliksie i zamówienie na kolejne sezony to mocny dowód na to, że nie żyjemy w najlepszym ze światów. [MW]
Rozmowy z przyjaciółmi nie stały obok Normalnych ludzi
"Rozmowy z przyjaciółmi" nie są serialem złym – są po prostu wyjątkowo nijakie jak na produkcję zrobioną przez ludzi, którzy w 2020 roku dali nam "Normalnych ludzi". Fakt, pierwowzór powieściowy Sally Rooney był słabszy niż w przypadku tamtego hitu, ale i tak po ekranizacji firmowanej przez tę ekipę spodziewaliśmy się intensywnych emocji, znaczących dialogów i formalnej maestrii. Dostaliśmy tymczasem niezbyt angażujący czworokąt i dość banalne konstatacje o niekończącym się procesie dojrzewania. Najlepiej zapamiętamy chyba, że wreszcie ktoś realistycznie oddał na ekranie cierpienia związane z endometriozą. Ale to trochę za mało, żeby ten tytuł zapisał się w naszej pamięci inaczej niż właśnie jako jedno z większych tegorocznych rozczarowań. [KC]
Miłość ponad czasem, czyli trudno uwierzyć, że to HBO
Kiedy ogłoszono, że HBO tworzy nową wersję "Zaklętych w czasie", za sterami stanął Steven Moffat ("Sherlock", "Doktor Who"), a w rolach głównych wystąpią Rose Leslie ("Gra o tron") i Theo James ("Sanditon", "Biały Lotos"), wydawało się, że to świetna sprawa – książka Audrey Niffenegger aż prosiła się o nową, bardziej dostosowaną do współczesnej wrażliwości wersję. Moffat uznał jednak inaczej, serwując nam problematyczne wątki – na czele z dorosłym facetem "wychowującym" sześciolatkę na przyszłą żonę – w wersji dosłownej i doprawiając własnymi, jeszcze gorszymi pomysłami. "Miłość ponad czasem" sprawiła, że krytycy i widzowie przecierali oczy ze zdumienia, nie mogąc pojąć, jakim cudem HBO uznało, że radosne serwowanie nam bez odrobiny refleksji wątku zahaczającego o pedofilię nie wzbudzi w 2022 roku kontrowersji. Na szczęście publika okazała się mądrzejsza od szefów stacji. [MW]
Krakowskie – i inne polskie – potwory Netfliksa
Netflix tworzy kolejnych 50 polskich seriali! Nowy polski serial Netfliksa co dwa tygodnie! Super, nie? Rok 2022 przekonał nas, że zdecydowanie tego nie chcemy, bo właściwie tylko "Wielka woda" okazała się stać na przyzwoitym europejskim poziomie. O takich dziełach jak epatujące żenującym humorem "Gry rodzinne", kompletnie niepotrzebne "Pewnego razu na krajowej jedynce" czy ładny, ale pusty w środku "Brokat" wolelibyśmy już zapomnieć. Najbardziej nas jednak prześladują "Krakowskie potwory", które miały być lekkim polskim fantasy z półki young adult, a okazały się, no cóż, potworkiem ze scenariuszem bezładnie posklejanym ze wszystkiego, co już kiedyś widzieliśmy w zagranicznych serialach. I tylko Krakowa szkoda. [MW]