10 najlepszych seriali 2022 wg Mateusza Piesowicza
Mateusz Piesowicz
29 grudnia 2022, 16:02
"Better Call Saul" (Fot. AMC)
Gdybym miał określić serialowy rok 2022 jednym słowem, byłby to nadmiar. Seriali ogólnie, ale tych znakomitych również, przez co bardzo chciałem, żeby tegoroczna dziesiątka nie miała tak sztywnych ram.
Gdybym miał określić serialowy rok 2022 jednym słowem, byłby to nadmiar. Seriali ogólnie, ale tych znakomitych również, przez co bardzo chciałem, żeby tegoroczna dziesiątka nie miała tak sztywnych ram.
Niestety zasad nie da się oszukać, więc i tym razem wybierając najlepsze z najlepszych, trzeba było się ograniczyć do dziesięciu tytułów. Poskutkowało to dłuższą niż zwykle listą odrzuconych, których w tym roku było mi autentycznie żal, zwłaszcza że gdyby przynajmniej część produkcji trafiła do nas wtedy, gdy oglądała je reszta świata, pewnie tych poszkodowanych byłoby mniej.
Nie chcąc jednak robić z topu zbyt długiej wyliczanki, wymienię tylko dwa tytuły, w przypadku których najdłużej biłem się z myślami. Obydwa to opowieści obyczajowe, choć bardzo od siebie odległe. Zarówno "Pachinko", co nie było dla mnie zaskoczeniem, jak i "Euforia", co zaskoczeniem było bardzo dużym, na mojej liście znajdowały się zamiennie niemal do samego końca. Pogodziło je ostatecznie to, że postawiłem na tytuł, którego oglądanie sprawiało mi największą przyjemność.
A zrobiłem to również dlatego, że na pozór oczywiste kryterium "przyjemności" wcale takim oczywistym dla mnie nie było – ba, kilka produkcji z listy wspominam równie rewelacyjnie, co boleśnie. Wynika to jednak z przywiązania do bohaterów i wzbudzonych przez serial emocji lub napięcia, którego w tym roku było w telewizji pod dostatkiem. Stąd też często o miejscu, obecności lub nieobecności w dziesiątce decydował u mnie dosłownie moment, przez który jeden tytuł zapamiętałem lepiej od drugiego.
Mało sprawiedliwe? Pewnie tak, ale nie przesadzajmy. W końcu cała telewizja to nic więcej niż zbiór momentów, które czasem składają się na większą całość. Niekiedy nawet na tyle dużą i dobrą, że wartą zapamiętania dłużej niż tylko przez rok. Nie wątpię, że uda się to przynajmniej kilku moim tegorocznym wybrańcom.
10. Siostry na zabój
Dziesiątka wędruje w tym roku do wspomnianego "najprzyjemniejszego" serialu, którym zostały applowskie "Siostry na zabój". Produkcja daleka od wybitnej, ale dająca mi tyle frajdy, że nie mogłem tego nie docenić. Rewelacyjnie napisane i zagrane główne bohaterki, absolutnie najgorszy typ w historii telewizji, piętrowa intryga i cudne zakończenie – było tu wszystko, czego potrzebowałem, żeby świetnie się bawić, a jednocześnie nie czuć znużenia. Telewizja prosta, ale wyjątkowa i pełna życia, a to wcale nie jest często spotykane połączenie.
9. The Bear
Skoro o prostocie mowa, to czy może być coś prostszego od historii pracowników niewielkiej chicagowskiej knajpki? A może, choćby dwudziestominutowy odcinek zrobiony na jednym wdechu. Nie on zdecydował jednak o miejscu "The Bear" na liście, a przynajmniej nie tylko on. Duszny od ciasnoty niewielkiej kuchni i wrzący od tysiąca gotujących się w niej ludzkich emocji serial to prawdziwy popis telewizyjnej maestrii, który w krótkiej i konkretnej treści zawarł więcej, niż powinno się tam zmieścić. Na czele z duszą, której ze świecą szukać w wielu większych produkcjach.
8. Hacks
W "Hacks" na pierwszy, drugi i trzeci rzut oka nie ma nic nowego. Ot, komedia zestawiająca dwie skrajnie różne osobowości – motyw ograny tak bardzo, że bardziej się nie da. A jednak to działa, sprawiając, że losy Avy i Deborah ogląda się jak najoryginalniejszą rzecz na świecie, a to pękając ze śmiechu, a to znów dziwiąc się, jak dużo udało się twórcom zawrzeć w prostych okolicznościach i na pozór mało skomplikowanych bohaterkach. Ich relacja to jedna z najwspanialszych rzeczy, jakie przytrafiły się ostatnio telewizji, nie wspominając o Jean Smart w głównej roli, bo to wręcz amerykańskie dobro narodowe.
7. Stacja Jedenasta
Postapokalipsa w artystycznym wydaniu? Nie, to nie "Pozostawieni", choć "Stacja Jedenasta" z pewnością ma w sobie coś z ich ducha. Opowieść o grupie ocalonych z pandemii zabójczej grypy (podobieństwo do rzeczywistości kompletnie przypadkowe) to coś zupełnie innego, niż można by się spodziewać. Serial na poły dziwaczny i bardzo zwyczajny, mieszający sztukę z jej odbiorcami, przeszłość z teraźniejszością i komedię z dramatem. Pokazujący ludzi walczących o coś więcej niż przetrwanie, a zarazem kompletnie zagubionych w tych najprostszych sprawach. No i udowadniający, że na wszystko jest cytat z Szekspira. Piękna mieszanka!
6. Reservation Dogs
Jakby mi ktoś powiedział, że w mojej dziesiątce będzie serial o nastolatkach, to pewnie bym go wyśmiał. Gdyby jednak dodał, że będzie to serial ze wszech miar wyjątkowy – poczynając od osadzenia akcji w rezerwacie dla rdzennej ludności w Oklahomie, a kończąc na podlaniu jej surrealizmem i nutą melancholii – mógłbym w to uwierzyć. "Reservation Dogs" ma to wszystko, co wraz z lekkością, świeżością i nienachalnym przesłaniem (oraz duchem Williama Nożownika), pozwoliło mi się zakochać w tej historii od pierwszego wejrzenia.
5. Będzie bolało
Przyznaję, że pisząc wcześniej o bolesnych serialowych przeżyciach, miałem w głowie właśnie "Będzie bolało". Produkcja BBC wstrząsnęła mną bowiem dogłębnie, mimo że przedstawione w niej szpitalne realia nie są szczególnie odległe od tych znanych u nas, i mimo że nie brakowało wśród nich mieszających tragizm z komizmem momentów rozluźnienia. Miniserial ze wspaniałym Benem Whishawem w roli głównej to rzecz uderzająca widza swoim autentyzmem, nieraz przytłaczająca i pozostawiająca go bezradnym, a jednocześnie bardzo oglądającemu bliska. Pewnie właśnie po to, żeby bolało jeszcze bardziej.
4. Rozdzielenie
Najwyżej klasyfikowana u mnie tegoroczna nowość, a zarazem serial oparty na najbardziej nowatorskim pomyśle zapewne nie tylko w tym roku, bo o takie fabuły jest już dziś naprawdę trudno. Już idea wzięta z bardzo dosłownie zrozumianej koncepcji work-life balance to strzał w dziesiątkę, a przecież jest to ledwie początek znakomicie poprowadzonej fabuły, która trzyma w napięciu, rodzi pytania i emocjonuje losami kilku wyrazistych postaci. Oglądanie, jak "Rozdzielenie" pięknie się rozwija, jak mnożą się wątpliwości i jak wszystko eksploduje w fantastycznym zakończeniu to czysta przyjemność, przypominająca "Black Mirror" w jego najlepszych czasach.
3. Barry
Wydawać by się mogło, że "Barry" już w dwóch pierwszych sezonach sięgnął absolutnego szczytu pod względem absurdu i czarnej jak smoła komedii, a jednak nie. Trzecia odsłona historii płatnego mordercy/początkującego aktora zawiera wszystkiego jeszcze więcej, podkreślając całość tak intensywną dawką przeżyć, że końcowe sceny finału przyjmuje się tu wręcz z ulgą. Cudownie pokręcony, a jednocześnie momentami niesamowicie wręcz ponury serial HBO, potrafi jak nic innego zgłębiać mroki ludzkiej duszy, nieważne że przy pomocy groteskowych postaci. Barry i reszta ożywają bowiem na ekranie, będąc ludźmi z krwi i kości, których losami nie sposób się nie przejąć. Czy to kibicując im w próbach zadośćuczynienia za grzechy, czy w tym, żeby nie zostali pożarci przez panterę.
2. Atlanta
Radości z faktu, że dostaliśmy w tym roku (rzutem na taśmę) aż dwa sezony "Atlanty", nie mąci mi nawet to, że były to dwa ostatnie sezony. Pożegnanie z jednym z najlepszych seriali ostatnich lat wypadło bowiem znacznie więcej niż godnie, serwując nam podwójną dawkę absurdu i surrealistycznej komedii mieszających się ze społecznym komentarzem i ekscentryzmem popadającym w groteskę. Nieważne, czy w Europie, czy w Ameryce i czy w towarzystwie głównych bohaterów, czy w ramach jednej z serialowych dygresji. "Atlanta" była i pozostała wielka do samego końca, w równym stopniu zmuszając widza do refleksji, co gwarantując mu świetną zabawę.
1. Better Call Saul
O ile "Atlantę" nazwałem jednym z najlepszych seriali ostatnich lat, w przypadku "Better Call Saul" można w mojej ocenie zrezygnować z umieszczania w szerszym gronie i nazwać go po prostu numerem jeden. Finałowy sezon potwierdził to dobitnie, będąc bliskim doskonałości i zapewniając oglądającym masę niezwykłych przeżyć. Pożegnania, poprzedzone wieloma atrakcjami z przeszłości naszej (Walt i Jesse!) i serialowej, przyniosły i nam, i bohaterom całe multum różnorodnych emocji. Od rozpaczliwego płaczu Kim w autobusie, po zrozumienie Jimmy'ego, że jednak są w życiu rzeczy, których żałuje. Czy mogło być lepsze zakończenie niż to skromne, ale triumfalne zwycięstwo? Jak dla mnie absolutnie nie.