"Wikingowie: Walhalla" zabierają nas daleko poza Skandynawię – recenzja 2. sezonu serialu Netfliksa z Marcinem Dorocińskim
Agata Jarzębowska
12 stycznia 2023, 09:01
"Wikingowie: Walhalla" (Fot. Netflix)
"Wikingowie: Walhalla" wracają z 2. sezonem, a w obsadzie jest polski akcent w postaci Marcina Dorocińskiego. Jak zmienił się serial i czy to tak samo udana część jak poprzednia?
"Wikingowie: Walhalla" wracają z 2. sezonem, a w obsadzie jest polski akcent w postaci Marcina Dorocińskiego. Jak zmienił się serial i czy to tak samo udana część jak poprzednia?
"Wikingowie: Walhalla" zaskoczyli doskonałym 1. sezonem, więc oczekiwania co do ich kontynuacji były wysokie. 2. sezon (widziałam przedpremierowo całość) okazał się zaskakująco nierówny i choć nie brakowało w nim emocji, równocześnie czuć było, że jesteśmy w środku opowieści, że zbyt wiele ważnych rzeczy nie może się teraz rozegrać. Showrunner i twórca serialu Jeb Stuart ma bowiem rzadki w świecie seriali komfort, wiedząc od początku, że na pewno nakręci trzy sezony. I choć 2. sezon nadal pełen jest brutalnych walk, zderzenia kultur czy politycznych intryg, nie ogląda się go z zapartym tchem, tak jak jego poprzednika.
Wikingowie: Walhalla – Marcin Dorociński w 2. sezonie
2. sezon zaczyna się chwilę po znanych nam wydarzeniach z Kattegatu. Bohaterowie liżą rany i planują swój powrót, by uwolnić Olafa (Jóhannes Haukur Jóhannesson), brata Haralda z rąk króla Norwegii Swena Widłobrodego (Søren Pilmark). Nie wiedzą jednak, że w Kattegacie sytuacja zmienia się z godziny na godzinę i szybko okazuje się, że bohaterowie muszą zmienić swoje ambitne plany.
Leif (Sam Corlett) i Harald (Leo Suter) postanawiają opuścić Skandynawię i wybrać się do Nowogrodu, w którym panuje Jarosław Mądry (Marcin Dorociński), wuj Haralda. Z kolei Freydis (Frida Gustavsson) decyduje się podążyć własną drogą, odłączając się od towarzyszy i znajdując własne przeznaczenie w zupełnie nowym miejscu.
Z oczu nie tracimy także Anglii, gdzie królowa Emma (Laura Berlin) i Earl Godwin (David Oakes) wspólnie dbają o bezpieczeństwo kraju, pod nieobecność króla Knuta Wielkiego (Bradley Freegard). Spokój jednak nie trwa długo, krążące plotki o przygotowywanych zamachach na królową skutecznie destabilizują relacje na dworze.
Marcin Dorociński pojawia się w serialu na chwilę, najwięcej jest go w drugim odcinku, nie stanowi więc bardzo ważnej postaci w serialu. Jarosław Mądry okazuje się dobrodusznym i wesołym, ale równocześnie twardo stąpającym po ziemi władcą. Dla niego liczy się dobro Nowogrodu i jeżeli potyczek wikingów nie może wykorzystać do polepszenia życia na swoich terenach, zwyczajnie nie jest nimi zainteresowany.
Wikingowie: Walhalla sezon 2 – co się zmieniło w serialu?
Ponownie fabuła rozbita jest na kilka równoległych wątków, które wzajemnie się napędzają. Jednak tym razem nie wszystko zaskoczyło tak jak trzeba, szczególnie od strony montażu. Zaskakująco często zdarzają się chwile szybkich przeskoków pomiędzy wątkami, które pokazywane są nam na scenę, maksymalnie dwie.
Taki zabieg często działa bardzo dobrze, podkreślając pewne wydarzenia, jednak tym razem nie dość, że był nadużywany, to jeszcze trudno było znaleźć konkretny powód takiego prowadzenia historii. Szczególnie gdy zostajemy wrzuceni w sam środek chaotycznej sceny i kiedy uda nam się zidentyfikować odpowiedni wątek, scenę później jesteśmy już w innej części globu.
Pomimo chaotycznego montażu, Jeb Stuart dotrzymał słowa i zabrał nas w nowe miejsca. Dzięki Freydis trafiamy do Jomsborgu, ostatniego miejsca, w którym zbierają się prześladowani wikingowie wierzący w starych bogów. Dostajemy tam niejednoznacznych bohaterów, którzy w ciekawy sposób wpisują się w całą historię. Z kolei wątek Leifa i Haralda zabiera nas nie tylko do Nowogrodu, ale także w długi i niebezpieczny rejs Dnieprem. Dzięki temu możemy dowiedzieć się, jakie niebezpieczeństwa i problemy trapią inne części świata, a przy okazji obejrzeć widoki zapierające dech w piersiach.
Niestety losy bohaterów momentami bywają nużące, a część z ich przygód wydaje się wsadzona po to, by coś w 2. sezonie się działo, równocześnie nie dotykając za bardzo głównych wątków. Trochę przykro było patrzeć, jak inteligentna Freydis stała się na pół sezonu dość naiwna i łatwowierna, a w przy tym Frida Gustavsson miała ciągle lekki, optymistyczny uśmiech, przez który miało się wrażenie, że Gustavsson dostała scenariusz do innego serialu niż pozostali aktorzy.
Wikingowie: Walhalla – sezon 2 jest zaskakująco nierówny
I choć nie brakuje momentów, kiedy aż chce się serial zapauzować i zrobić sobie przerwę, równocześnie po finale nie ma się poczucia zmarnowanego czasu. Być może dlatego, że Jeb Stuart pamiętał, iż opowiada przede wszystkim historie o ludziach. Wszyscy bohaterowie mniej lub bardziej się rozwinęli, ich wzajemne relacje się zacieśniły czy bardziej skomplikowały, zmuszeni byli do podejmowania decyzji, których podejmować często nie chcieli, czy też musieli godzić się ze stratą. Mamy poczucie, że choć może fabularnie wszystko dopiero przed nami, to wewnętrznie bohaterowie pokonali ważną drogę, która jest im niezbędna do ostatecznego starcia.
Pomimo swoich wad, 2. sezon "Wikingów: Walhalli" broni się bohaterami, ogromnym rozmachem, ciekawą intrygą polityczną na angielskim dworze i spektakularnymi walkami. Nie zabrakło ani silnych mężczyzn, ani pewnych siebie kobiet, co przecież było tak charakterystyczne dla oryginalnego serialu "Wikingowie".
I choć finał jest efektowny i pozostawia po sobie wrażenie, że chce się ciąg dalszy zobaczyć już teraz, to 2. sezon wciąż wydaje się sezonem przejściowym, który momentami musi na siłę wypełniać pustą przestrzeń. Pozostaje nam czekać na 3. sezon, który był kręcony równocześnie z tym, i mieć nadzieję, że porozrzucane wątki sprawnie połączą się w całość, a my dostaniemy finał trzyczęściowej historii (po którym mogą nastąpić kolejne sezony) godny legendarnych, nieustraszonych wikingów.