"Maria Antonina" to historyczna groteska, która spodoba się fanom "Faworyty" – recenzja serialu BBC i CANAL+
Agata Jarzębowska
20 stycznia 2023, 17:02
"Maria Antonina" (Fot. BBC/CANAL+)
"Maria Antonina" to dziwna, zabawna i groteskowa historia austriackiej arcyksiężnej, która stała się królową Francji. To serial, który usatysfakcjonuje miłośników dworskich intryg, ale zdecydowanie nie historyków.
"Maria Antonina" to dziwna, zabawna i groteskowa historia austriackiej arcyksiężnej, która stała się królową Francji. To serial, który usatysfakcjonuje miłośników dworskich intryg, ale zdecydowanie nie historyków.
"Maria Antonina" to serial BBC i francuskiego CANAL+, który napisała Deborah Davis. Davis – razem z Tonym McNamarą, twórcą utrzymanego w podobnym tonie serialu "Wielka" – jest również scenarzystką oscarowego filmu "Faworyta" z Olivią Colman w roli głównej. Sama jestem ogromną fanką tego filmu i w "Marii Antoninie" widać bardzo podobne podejście: postaci są tragiczne i karykaturalne równocześnie, dramat szybko zamienia się w groteskę i odwrotnie, a całości nie brakuje pewnej dozy surrealizmu, dzięki której wybaczamy, że to serial bardziej zainspirowany historią niż historyczny.
Maria Antonina to historia niedobranego małżeństwa
Maria Antonina to austriacka arcyksiężna, która w wieku czternastu lat wyjechała do Francji, by poślubić rok starszego Ludwika Augusta. Jej historia nie pierwszy raz inspiruje twórców – wystarczy choćby wspomnieć film "Maria Antonina" z Kirsten Dunst z 2006 roku, który też złamał parę konwencji. W nowym serialu oglądamy, jak młodziutka Maria Antonina (Emilia Schüle, "Stacja Berlin"), całkowicie niegotowa na małżeństwo i samodzielne radzenie sobie w Wersalu, przerażona jedzie poznać swojego męża i przyszłego króla Ludwika (Louis Cunningham, "Bridgertonowie"), który jest tak samo niegotowy na to, co nadchodzi, i jeszcze bardziej spanikowany.
Serial koncentruje się przede wszystkim na dworskich intrygach, choć gdzieś obok jest wielka polityka. W końcu sam ślub Marii i Ludwika został zawarty po to, by zapewnić pokój pomiędzy Austrią i Francją, a jego prawdziwym gwarantem ma być dziecko, jakie z tego związku się narodzi. Słyszymy więc o tym, jak Austria wymaga od Francji wparcia, by móc zaatakować Polskę, czy oglądamy, jak staje się pierwszym krajem akceptującym zbuntowane kolonie w Ameryce i rozpoczyna wojnę z Anglią. Ale to wszystko, choć jest ważne dla naszych bohaterów, ginie w świetle innych rzeczy.
Ważne jest bowiem to, co dzieje się na Wersalu lub przeciwnie, co się nie dzieje, a dziać powinno. Serial pochyla się bowiem na całkowicie niedobranej parze, jaką stanowili Maria Antonina i Ludwik August, a fabuła idzie śladami domysłów, że para w rzeczywistości przez bardzo długi czas nie skonsumowała swojego małżeństwa. Stawia to młodą Marię w bardzo trudnej sytuacji, bo jej jedyną rolą jest właśnie urodzenie dziecka, a najlepiej kilkorga.
Maria Antonina, czyli historia w groteskowym wydaniu
Emilia Schüle i Louis Cunningham bardzo sprawnie odegrali swoje role. Maria Antonina grana przez Schüle to wrażliwa, a równocześnie bardzo nieświadoma świata dziewczyna, która ma w sobie ogromną radość z życia. Oglądamy, jak powoli z niewiniątka zamienia się w coraz bardziej wyrachowaną damę, która mu się nauczyć radzić sobie w miejscu, gdzie każdy knuje i planuje zajść jak najwyżej. Kobiety próbują manipulować mężami i braćmi, a ci z kolei rywalizują między sobą o względu monarchy króla Ludwika XV. Maria szybko i boleśnie uczy się, że dobry uczynek często jest uczynkiem wyrachowanym.
Z drugiej strony mamy Cunninghama, który bezbłędnie gra niepewnego i przerażonego chłopca, który musi przeobrazić się we władcę. Nie mamy wątpliwości, że gdyby tylko miał możliwość, gdyby ktokolwiek zapytał go o zdanie, z pewnością opuściłby dwór nie oglądając się za siebie. Równocześnie, gdy w końcu zostaje królem, czuje potrzebę wykazania się, zapracowania na to, by przejść do historii jako zwycięzca.
Nie sposób nie wspomnieć też o innej parze, która z kolei dobrana jest doskonale. Król Ludwik XV (James Purefoy, "Pennyworth", "Rzym") i jego kochanka, kurtyzana Madame du Barry (Gaia Weiss, "Wikingowie"). Nie ma wątpliwości, że Madame du Barry ma bardzo wiele korzyści z bycia kochanką króla, jednak jest wiele momentów, w których zastanawiamy się, czy można aż tak dobrze udawać zakochanie. Madame du Barry jest fantastyczną przeciwwagą dla młodej Marii. Kurtyzana jest przebojowa, pewna siebie i tego co chce osiągnąć, w bardzo nowoczesnym tego słowa znaczeniu.
Z kolei Ludwik XV z pewnością jest w niej w pewnym stopniu zakochany, ale równocześnie wcale nie ma zamiaru odmawiać sobie rozpieszczania (a czasem i dobierania się do) młodziutkiej i ślicznej Marii, co staje się poważną kością niezgody pomiędzy kobietami.
Należy jednak podkreślić, że "Maria Antonina" jest serialem inspirowanym historią i zdecydowanie nie należy brać z niego podstaw wiedzy o tym, co się działo. Choć pewne punkty z listy wydarzeń zostają odhaczone, twórcy zdecydowanie wykorzystali je raczej jako siłę napędową dla swojej fabuły, niż coś, czego należy się kurczowo trzymać.
Maria Antonina – czy warto obejrzeć serial CANAL+?
Deborah Davis doskonale rozpisała dworskie intrygi, które na korytarzach Wersalu urastają wręcz do ragi państwowej i są nie mniej ważne niż wysłanie wojska na kolejną wojnę. Z kolei reżyserzy, Pete Travis ("Pola krwi") i Geoffrey Enthoven ("Hasta la vista"), doskonale podkreślają niepokojącą groteskowość bohaterów, którzy w swojej śmieszności momentami stają się aż niebezpieczni. Praca kamery i nienaganne, momentami celowo przerysowane aktorstwo sprawia, że serial z łatwością wciąga.
Twórcy nie unikają bliskich najazdów na twarz Marii, której szeroki uśmiech szybko staje się sztuczny i powoli zanika. Dusimy się razem z nią i pozostałymi bohaterami, uwięzionymi w konwenansach i wymaganiach, a równocześnie skrajnie znudzonymi, opływającymi w bogactwie, szukającymi choć trochę rozrywki, emocji, życia. Co ważne jednak, poznajemy tylko początek życia i rządów Marii Antoniny. Do opowiedzenia pozostało jeszcze bardzo dużo.
"Maria Antonina" z pewnością nie przypadnie do gustu każdemu, również dlatego, że serialowi nie zależy, abyśmy polubili jego bohaterów. Oglądanie groteskowej, zblazowanej szlachty i ich "problemów" może z taką samą siłą fascynować, jak i gwałtownie odrzucić. Szczególnie że serial bardzo celowo stara się w widzu osiągnąć pewnego rodzaju dyskomfort, który niespodziewanie wyskakuje z pomiędzy zabawnych, lekkich, a niejednokrotnie też kuriozalnych scen. Jednak jest to pozycja obowiązkowa dla wszystkich, którzy lubią film "Faworyta" – oni znajdą w serialu wiele elementów, które były tak urzekające w filmie.