"Freeridge" to bardzo udane przedłużenie "On My Block" – recenzja młodzieżowego serialu Netfliksa
Marta Wawrzyn
5 lutego 2023, 13:33
"Freeridge" (Fot. Netflix)
Jeśli oglądaliście "On My Block", sięgnijcie także po "Freeridge". Nowy serial Netliksa to nie tylko mnóstwo easter eggów z oryginału, ale też dobrze wam znany typ humoru, świetna dziewczyńska obsada i wielkie emocje.
Jeśli oglądaliście "On My Block", sięgnijcie także po "Freeridge". Nowy serial Netliksa to nie tylko mnóstwo easter eggów z oryginału, ale też dobrze wam znany typ humoru, świetna dziewczyńska obsada i wielkie emocje.
"On My Block" to jeden z ciekawych przykładów na to, że da się (dało się?) przetrwać na Netfliksie cztery sezony, nie mając aż tak świetnej oglądalności. Serial autorstwa Lauren Iungerich ("Awkward") oczywiście ze wszech miar na przetrwanie zasługiwał, prezentując świeży miks komedii i dramatu, w którym obok typowych dla produkcji młodzieżowych romansów, przyjaźni i szkolnych perypetii znalazło się dużo miejsca na pokazanie lokalnego kolorytu dzielnicy w Los Angeles, gdzie mieszkali bohaterowie. Zwykłe nastoletnie historie stawały się niezwykłe przez to, że rozgrywały się w miejscu, gdzie z jednej strony łatwo stracić życie w porachunkach gangów, a z drugiej dzieją się różne absurdy – legendy miejskie okazują się żywe, bohaterowie szukają skarbu itp. "Freeridge" wszystkie te tradycje kontynuuje, dorzucając całkiem sporo od siebie.
Freeridge – kim są bohaterowie spin-offu On My Block?
Składający się z ośmiu odcinków serial, który zadebiutował w tym tygodniu na platformie Netflix i – niestety – na razie nic nie wskazuje na to, aby miał zrobić furorę w top 10 najpopularniejszych tytułów, przedstawia czwórkę nowych bohaterów mieszkających dosłownie obok Ruby'ego (Jason Genao) i jego rodziców. Widzieliśmy ich w finale "On My Block", jak podglądali życie naszych dobrych znajomych zza płotu, a teraz wychodzą na pierwszy plan i dają się poznać. I już sam moment zapoznania się z nimi zwykły nie jest, bo "Freeridge" zaczyna się od pełnej pasji walki dwóch dziewczyn na szkolnym podwórku. Nastolatki biją się rzeczywiście ostro i bezpardonowo, nie szczędząc sobie ciosów poniżej pasa, a chwilę później mamy twist – to są siostry.
Gloria (Keyla Monterroso Mejia, "Pohamuj entuzjazm") i Ines (Bryana Salaz, "Team Kaylie") mają rewelacyjne wejście, bo od razu wiemy, że ich relacja łatwa nie będzie. I rzeczywiście, "Freeridge" jako historia o siostrzeństwie wypada najlepiej, prezentując tysiąc i jeszcze jeden odcień skomplikowanej więzi, jaka łączy Glorię i Ines. Do ich grupki przyjaciół należą również Cameron (Tenzing Norgay Trainor, "Boo, Bitch") i Demi (Ciara Riley Wilson, "LA's Finest") – to z kolei są kandydaci na główną serialową parę, przy czym sprawy między nimi też proste nie są. On jest biseksualnym chłopakiem, który jest ze swojej tożsamości dumny. Ona kiedyś mu powiedziała, że nie mogłaby być z facetem, który był z innym facetem. Mimo to on dalej się w niej podkochuje, jednocześnie umawiając się z chłopakiem, którego wcale nie chce. A to tylko początek.
Freeridge stawia na nowe postacie i easter eggi dla fanów
Podobnie jak w "On My Block" sercem serialu są relacje między postaciami i ogromne emocje zaklęte w lekkiej i przyjemnej historii, która nie raz, nie dwa wychodzi poza komediowe ramy. W tym przypadku nie ma dziewczyny z dobrego domu zakochanej w młodocianym gangsterze i generalnie wątek wojen gangów w dzielnicy jest na dalekim planie – przynajmniej do czasu. W zamian "Freeridge" mocno skupia się na Glorii i Ines, które potrafią pokłócić się na śmierć i życie, a chwilę potem dać się pokroić jedna za drugą. Ich relacja sama w sobie jest niesamowicie wciągającym wątkiem, niezależnie od tego, czy mamy rodzeństwo czy nie. A sprawy w ich domu są trudniejsze, niż moglibyśmy przypuszczać na pierwszy rzut oka, bo ich mama zmarła na raka, a tata obecnie mierzy się z chorobą. Mimo to jest to szczęśliwy, głośny, bardzo latynoski dom, gdzie emocje aż buzują, a siostry nigdy nie pozwalają się nudzić.
Wątek Cama i Demi przynosi z kolei jedną z najciekawszych dyskusji o osobach biseksualnych w telewizji, pokazując, jak łatwo tu o uprzedzenia i jak łatwo też w ogóle nie rozumieć, że bzdura palnięta w podstawówce może zdeterminować czyjeś życie. Osoby biseksualne wciąż budzą nieprzyjemne i zwyczajnie głupie komentarze, których pozostałe mniejszości nie rozumieją – w życiu i w serialach. Sławną ignorantką w sprawie biseksualizmu okazała się Carrie Bradshaw, która nie tylko zerwała z chłopakiem praktycznie za to, że wcześniej umawiał się z facetami, ale też popełniła felieton, gdzie próbowała dowieść, że biseksualizm nie istnieje. "Freeridge" zagłębia się w ten temat z ogromną wrażliwością, tak że aż trudno uwierzyć, iż dopiero w 2023 roku ktoś to zrobił tak dobrze. Choć wielu próbowało, w tym twórcy "Halt and Catch Fire".
Oczywiście "Freeridge" to nie tylko same poważne sprawy. W "On My Block" mieliśmy legendy miejskie, poszukiwania skarbu i wciąż powracające specyficzne ogrodowe krasnale, a nowy serial, tworzony przez tę samą ekipę z Lauren Iungerich na czele, powtarza tę zabawę w nieco innej wersji. Tajemnicze pudełko z wyprzedaży podwórkowej i przekonanie naszej czwórki bohaterów, że udało im się uwolnić śmiertelną klątwę, to początek przedziwnych przygód, w których nie brakuje absurdu, surrealizmu i realizmu magicznego. Powraca pewna przeurocza krasnalka, pojawia się "wiedźma z TikToka", ale przede wszystkim jest to sposób na bliższe połączenie spin-offu z oryginałem. Wątek klątwy jest bowiem mocno powiązany z rodzinną historią Ruby'ego, a zwłaszcza postacią jego babci. Odgrywająca rolę abuelity Peggy Blow powraca do serialu, podobnie jak Paula Garces i Eric Gutierrez, czyli rodzice Ruby'ego.
Freeridge – czy warto oglądać spin-off On My Block?
Wszystko to razem stanowi pyszną niespodziankę zwłaszcza dla fanów "On My Block", bo nawiązań i easter eggów jest zatrzęsienie, a nowi bohaterowie okazują się mieć bardzo bliski związek z rodziną Ruby'ego. Nowy serial w dużym stopniu powtarza sprawdzoną formułę – niemal tak jak 2. sezon "Białego Lotosu" – opowiadając w bardzo podobny sposób historię dziejącą się w tym samym świecie co oryginał. Spin-off ma tę samą energię co "On My Block", jest równie zabawny i pokręcony, a jedyne, do czego można się przyczepić, to brak oryginalności. Podobieństw i odniesień jest tyle, że równie dobrze "Freeridge" mogłoby być 5. sezonem "On My Block" z nową grupką młodych bohaterów – na tej samej zasadzie co na przykład ostatnie sezony "Glee".
Odpowiedź na pytanie, czy warto oglądać serial bez znajomości "On My Block", staje się więc skomplikowana. Z jednej strony tak, bo w centrum uwagi mamy zupełnie nowe postacie, których codzienne problemy nie mają żadnego związku z oryginałem. Nie trzeba znać "On My Block", żeby zaangażować się w śledzenie relacji Glorii i Ines czy przejąć się historią Cama – bo zwyczajnie nie ma to nic wspólnego z "On My Block". Gorzej z wątkiem z klątwą i licznymi easter eggami – to jest zrobione tak, żeby ucieszyć przede wszystkim fanów oryginału. Nie znając abuelity, rodziców Ruby'ego, nie wiedząc, kim jest Juanita, możecie oczywiście oglądać serial z przyjemnością, ale coś wam jednak umknie. Dlatego gdybyście pytali, czy można zacząć oglądanie od "Freeridge", polecałabym jednak najpierw sięgnąć po "On My Block".
Osobną kwestią jest to, czy ten zabawny, inteligentny, wypakowany emocjami serial przetrwa. Twórcy, którzy po czterech sezonach "On My Block" mają prawo mieć pewne zaufanie do Netfliksa, kończą 1. sezon cliffhangerem, co jednak w tych czasach jest sporym aktem odwagi. Zwłaszcza że widzowie mogą bać się sięgać po nowości, bo "Netflix i tak to skasuje". Co oczywiście paradoksalnie faktycznie prowadzi do kasacji. Bardzo bym chciała, aby dzieciaki z Freeridge, dzielnicy równie niebezpiecznej co magicznej, dostały szansę wrócić, bo nawet jeśli całość wypada pewnie troszkę słabiej niż "On My Block", wciąż jest to jedna z najlepszych nowości obecnie na Netfliksie. Ale nie jestem pewna, czy szanse na to są duże w czasach masowego kasowania seriali.