Hity tygodnia: "Hart of Dixie", "The Walking Dead", "The New Normal", "Mentalista"
Redakcja
25 listopada 2012, 21:08
"Hart of Dixie" (2×07 – "Baby, Don't Get Hooked on Me")
Agnieszka Jędrzejczyk: Spodziewałam się kolejnego typowo słodkiego odcinka, ale "Baby, Don't Get Hooked on Me" zaskoczył mnie na kilku poziomach. Po pierwsze, Lemon, której rywalizacja z AnnaBeth zakończyła się cudowną odzywką do George'a pt. "za darmo, skoro zostawiłeś mnie przed ołtarzem" (silna i pewna siebie Lemon to najlepsza Lemon). Po drugie, Lavon starający się za wszelką cenę udowodnić swoje szczere zamiary wobec Ruby jej dziadkowi (wiedzący, czego chce Lavon, to najlepszy Lavon).
A na koniec oczywiście Zoe, która najpierw wpakuje się w niezłą kabałę, a potem wyjdzie z niej zwycięsko i nawet nie będzie przesadnie świrować (odważna i błyskotliwa Zoe to najlepsza Zoe). A jako wisienka na torcie Wade, który w uroczo niezgrabny sposób próbował pokazać, że chce być dla niej romantyczny. Naprawdę, w tym odcinku wszystko było na swoim miejscu. Aż się serducho cieszyło.
Marta Wawrzyn: Przeuroczy, przesympatyczny, przezabawny odcinek, który należy wyróżnić za to wszystko, co wymieniła Agnieszka, a także rewelacyjny flash mob w Rammer Jammerze, Zoe w szatni nastoletnich futbolistów, ciasteczka wg przepisu mamy Lavona, złotą medalistkę olimpijską McKaylę Maroney w roli przyjaciółki Rose… Co tu dużo pisać, bardzo udane 40 minut.
"The Walking Dead" (3×06 – "Hounded")
Agnieszka Jędrzejczyk: Odcinek, w którym nareszcie stało się nieuniknione – połączyły się prowadzone równolegle wątki w więzieniu i Woodbury. Ale zanim do tego doszło, przeprowadził nas przez kilka przełomowych momentów, wśród których początek romansu pomiędzy Andreą i Gubernatorem oraz pojmanie Glenna i Maggie to tylko wierzchołek góry lodowej. Świetnie było zobaczyć prawdziwą twarz Merle'a, zwłaszcza, że aż czekało się, kiedy opadnie ta zasłona pozornego ujarzmienia (znamy go w końcu lepiej niż Gubernator).
Mnie najbardziej urzekł jednak Daryl, skryty i zamknięty w sobie samotnik, który wreszcie dał upust swoim uczuciom wobec Carol – tylko po to, by moment później odnaleźć ją żywą. Z wyjątkiem Ricka, którego telefonicznej rozmowy z duchami wydawały się jednak naciągane, "Hounded" z wyczuciem skupił się wokół swoich postaci, budując więzi i pokazując, jak bardzo wpływa na nich życie w świecie zombie. Choć oczywiście to tylko chwila oddechu i wstęp do dramatycznych wydarzeń, które wciąż czekają w dalszej części sezonu, to wstęp w świetnym stylu. Jak na razie to jest naprawdę rewelacyjny sezon.
Nikodem Pankowiak: Akcja z telefonem może niezbyt fortunna, ale poza tym mieliśmy do czynienia z kolejnym bardzo dobrym odcinkiem. Michonne znowu pokazuje pazurki, Daryl nadal przeżywa wewnętrzną przemianę. Niestety, Andrea wciąż jest tępą blondynkę i nie widzi tego, co stoi tuż przed jej oczami. Ten odcinek jest kolejnym, który sprawił, że wszystko przewraca się do góry nogami. Coraz bliżej tego, na co wszyscy widzowie czekają – starcie między grupą Ricka a Gubernatorem zbliża się nieuchronnie.
"The New Normal" (1×09 – "Pardon Me")
Paweł Rybicki: Gejowski sitcom potrafi być naprawdę zabawny. W ostatnich odcinkach gagi eksplodują jeden za drugim. A najśmieszniejszy był najnowszy odcinek, poświęcony oczywiście Świętu Dziękczynienia. Co ciekawe, mimo dosyć oryginalnego modelu rodziny przedstawionemu w serialu, to właśnie w "The New Normal" pokazano – w odróżnieniu od innych seriali – prawdziwe święta. To znaczy – cała rodzina się zjechała i pokłóciła, doprowadzając do furii gospodarzy. Czyli jak w życiu. I w tym odcinku nawet obowiązkowy propostępowy morał na końcu nie był aż tak irytujący, gdyż skontrowano go żartem o indykach: W święta babcia zrobi z was świetny obiad! I tyle wyszło z postępu, miłości i ratowania indyków przed egzekucją…
Marta Wawrzyn: "The New Normal" powinno było znaleźć się wśród hitów już tydzień temu, ale chyba wszyscy zrobiliśmy sobie wtedy od niego przerwę. Teraz czas naprawić ten błąd. W dwóch najnowszych odcinkach tego serialu wreszcie widać, że to komedia i że Ryan Murphy wciąż potrafi. I nawet Nene Leakes jak chce, to może! Nie zabrakło absurdów, świetnych tekstów i wdzięcznych momentów. Oglądając "The New Normal" można się szczerze pośmiać – i oby tak dalej.
"Mentalista" (5×08 – "Red Sails in the Sunset")
Agnieszka Jędrzejczyk: Kolejny odcinek, któremu z sukcesem udało się wyjść poza przyjętą formułę i przy okazji dodać kilka ważnych kawałków do układanki. Choć z jednej strony zaczyna mi trochę brakować tradycyjnie luźnego klimatu (gdzie się podziały te zabawne wstawki z Cho i Rigsbym?), to gdy z drugiej patrzę na pogłębiającą się obsesję Patricka i widzę człowieka tak opętanego żądzą zemsty, że z beztroskim uśmiechem na ustach okłamuje przyjaciół, mój serialowy kompas szaleje z radości.
To wciąż jeszcze początek sezonu, a fakt, że wszystko może się jeszcze stać, intryguje co najmniej trzykrotnie. Mam wrażenie, że z rewelacjami, które Patrick odkrył w "Red Sails in the Sunset" wszystko się dopiero zacznie. Oby tylko serial utrzymał tę dobrą passę do końca.
Andrzej Mandel: "Mentalista" wyraźnie wraca do formy, a wątek Red Johna nabiera rozpędu. Nie dość, że dostaliśmy odcinek, w którym najważniejsza była subtelna jak na serial gra psychologiczna, to jeszcze wiele dowiedzieliśmy się o Patricku i Red Johnie. A najlepsze było wyraźne ukazanie podobieństw między jednym i drugim.
Narastająca obsesja Jane'a zaczyna robić się więcej niż interesująca. Ciekawe, czy osunie się poza krawędź?
"The Hour" (2×02)
Marta Wawrzyn: Pierwszy odcinek nowej serii "The Hour" podobał mi się bardzo, a drugi jeszcze bardziej. Wątek główny na razie wydaje się nie aż tak mroczny jak w poprzednim sezonie, ale to nie zmienia faktu, że na bohaterów "The Hour" w nowych sytuacjach patrzy się nieźle, a wielka historia wciąż płynie sobie w tle, nie pozostając bez wpływu na nich wszystkich. I aż szkoda, że jeszcze tylko cztery odcinki do końca.
"How I Met Your Mother" (8×07 – "The Stamp Tramp")
Nikodem Pankowiak: Nie był to odcinek wybitny, ale, proszę państwa, wreszcie szczerze zaśmiałem się kilka razy! Ted chyba po raz pierwszy w tym sezonie otrzymał zabawne sceny. Marshall i Lily nie wyglądają już jak żywe trupy, a Barney, jak to Barney, szuka miejsca, w którym jego penis będzie czuł się najlepiej. Do tego niezły gościnny występ dopiero rozkręcającego się Joe Manganiello.
Oby kolejne odcinki były co najmniej na takim samym poziomie, wtedy nie będziemy musieli mówić o zupełnie straconym sezonie. Sezonie, który, jak wskazują wszystkie znaki na niebie i ziemi, będzie tym ostatnim.
"Sons of Anarchy" (5×11 – "To Thine Own Self")
Nikodem Pankowiak: Jax pokazał, jak świetnym potrafi być przywódcą. Niestety dla niego, Clay wciąż pozostaje nieuchwytny, a ostatniego słowa nie powiedział także Damon Pope. Nieco poluźniona pętla w każdej chwili może ponownie zacisnąć się na szyi klubu. Dodatkowo kilka świetnych scen, jak ucieczka samochodem przed bandą uzbrojonych Latynosów oraz genialny, jak zwykle, Jimmy Smits.
"Kości" (8×07 – "The Bod in the Pod")
Andrzej Mandel: Fatalny początek sezonu zaczyna odchodzić w niepamięć. "The Bod in the Pod" może i jest odcinkiem nierównym, ale przeważają sceny, które "robią dobrze" – mina Hodginsa, gdy domyślił się co łączy Cam i Vaziriego, tłumaczenie poezji z farsi za pomocą internetowych translatorów (każda kobieta marzy, aby być porównana do gaźnika) czy sceny w trójkącie Sweets – Bones – Booth sprawiają, że można przymknąć oko na odrobinę za dużo lukru w ostatnich scenach. Tym bardziej, że wreszcie wrócił stary dobry humor "Kości".