"Konsultant" to biurowa satyra z diabelskim sznytem – recenzja serialu Amazona z Christophem Waltzem
Mateusz Piesowicz
26 lutego 2023, 16:03
"Konsultant" (Fot. Amazon Prime Video)
Zaczyna się od śmierci, a potem napięcie już tylko rośnie. Oto "Konsultant" – serial tak skuteczny w wywoływaniu uczucia dyskomfortu, że w grę mogą wchodzić jakieś szatańskie sztuczki.
Zaczyna się od śmierci, a potem napięcie już tylko rośnie. Oto "Konsultant" – serial tak skuteczny w wywoływaniu uczucia dyskomfortu, że w grę mogą wchodzić jakieś szatańskie sztuczki.
Z pewnością wielu z was podpisałoby się pod twierdzeniem, że ma szefa z piekła rodem. Coś na ten temat mogą powiedzieć bohaterowie serialu "Konsultant", gdy ich spokojne życie zostaje z dnia na dzień postawione na głowie za sprawą nowego bossa, który zwykły dzień w biurze potrafi zamienić w istną groteskę. Pytanie jednak, czy to po prostu zwyczajny korporacyjny zamordysta, czy może za wszystkim czai się coś więcej?
Konsultant – o czym jest nowy serial Amazona?
Odpowiedzi na to pytanie trzeba poszukać w ośmioodcinkowej produkcji Amazon Prime Video (całość jest już dostępna w serwisie), która łącząc niepokojący thriller z czarną jak smoła biurową komedią, sprawi, że nieraz zastanowicie się: "co ja właściwie oglądam?". Oparty na powieści autorstwa Bentleya Little'a serial, którego twórcą jest znany z applowskiego "Servanta" Tony Basgallop, unika jak ognia jasnych deklaracji, woląc postawić na sekrety i niedopowiedzenia zarówno względem widzów, jak i swoich bohaterów.
A tymi są pracownicy CompWare, firmy z branży IT zajmującej się produkcją mobilnych gier wideo. Jej założycielem i szefem jest młody koreański geniusz Sang, którego jednak nie zdążymy poznać, bo cała historia zaczyna się od mocnego uderzenia i jego bardzo niepokojącej śmierci. Po niej zaś na scenę wkracza niejaki Regus Patoff (Christoph Waltz, "Bękarty wojny"), tytułowy konsultant, któremu władzę w firmie powierzył nieboszczyk na chwilę przed odejściem z tego świata.
Kim jest tajemniczy nowy przełożony? Dlaczego Sang mu zaufał? Jakie są jego plany? Tego próbują się dowiedzieć Elaine (Brittany O'Grady, "Biały Lotos"), była asystentka Sanga lub jak sama woli się określać, "rzeczniczka kreatywna" firmy, oraz programista Craig (Nat Wolff, "Bastion"), aktualnie zaręczony z Patti (Aimee Carrero, "Sprzątaczka"), ale swego czasu kręcący również z Elaine. Sprawa nie będzie jednak taka prosta, bo o tajemniczym Patoffie nie ma ani słowa w sieci, jakby nigdy nie istniał, a on sam szybko wprowadza do CompWare własne, bardzo nietuzinkowe zasady.
Konsultant to groteska, dyskomfort i czarna komedia
Podobnie jak "Servant", który osadzał się na horrorowej otoczce towarzyszącej rodzicielstwu, również "Konsultant" jest historią w dużym stopniu operującą metaforami i typowymi dla współczesności lękami, tym razem jednak w zawodowym wydaniu. Będący w znacznej mierze satyrą na nowoczesną korporację i towarzyszący jej wyścig szczurów serial z jednej strony daje się wpisać w tę prostą formułę (przykładowo, nowy szef nie uznaje pracy zdalnej, a pracowników weryfikuje według ich przydatności i… zapachu), ale z drugiej rodzi ciągłe wątpliwości. A jeśli Patoff to ktoś więcej niż zwykły tyran?
Twórcy "Konsultanta" bardzo zręcznie balansują na tej dwoistości, nieustannie pobudzając naszą ciekawość i z przyjemnością prowadząc nas w kolejne ślepe zaułki. Bawiąc się z widzami i bohaterami w kotka i myszkę, sugerują przeróżne scenariusze (od kryminalnych po te z udziałem sił nieczystych), żeby na końcu zostawić z niepewnością i poczuciem dyskomfortu.
Rzadko posuwają się przy tym dalej, dosłowność traktując jak najgorszego wroga, za to gustując w niepokojących i wzbudzających dreszcz niedopowiedzeniach skrytych za nieprzeniknionym uśmieszkiem Patoffa. Może perfekcyjnie skutecznego menedżera, który w swoim chłodnym podejściu nie pozwala sobie na najmniejszy błąd i robi absolutnie wszystko, żeby postawić firmę na nogi, a może diabła w ludzkiej skórze, który pod pozorem zarządzania ludźmi wdziera się z butami w ich życie osobiste, zdając się kontrolować każdy, nawet najbardziej osobisty jego przejaw.
Konsultant to kolejny aktorski popis Christopha Waltza
Funkcjonując nieustannie gdzieś na pograniczu jednego i drugiego, "Konsultant" potrafi wciągnąć, w przeważającym stopniu przerzucając jednak odpowiedzialność za podtrzymanie ciekawości oglądającego na barki Christopha Waltza i jego charyzmy. Zabieg to o tyle udany, że aktor znany z całego szeregu osobliwych ról sprawdza się w nich znakomicie, w każdym przypadku zawłaszczając dla siebie ekran. Nie inaczej jest tutaj, gdzie wcielając się w kolejną postać w typie Hansa Landy czy innego Blofelda, znów ma niemal magnetyczną siłę przyciągania – nie dziwi więc jednoczesna obawa i fascynacja, jaką wzbudza wśród podwładnych.
Takie podejście twórców, choć trzeba je uznać za najmocniejszy punkt serialu, jest jednak mieczem obosiecznym. Uczynienie Patoffa nieprzeniknioną zagadką paradoksalnie sprawia bowiem, że jest on mniej zaskakujący w swojej nieprzewidywalności, pozwalając widzowi na szybkie wyrobienie sobie w głowie pewnego rodzaju wzorca. Przez to historia, mimo że wciągająca, daleka jest w rzeczywistości od szczególnie oryginalnej. Jej pojedyncze elementy owszem, potrafią zaintrygować, ale poziom pomysłowości jest o wiele niższy niż choćby w również przychodzącym tu od razu na myśl "Rozdzieleniu".
Konsultant – czy warto oglądać serial Prime Video?
A to stanowi już spory problem, szczególnie, gdy porzucamy konsultanta na rzecz pracowników, którzy w teorii powinni grać tu pierwszoplanowe role, lecz w praktyce są dość mdłym tłem. Wątki Craiga i Elaine są ledwie naszkicowane, obojgu brakuje pazura czy choćby bardziej wyrazistej charakterystyki. On to problemy z dziewczyną i wieczny haj, ona funkcjonuje z kolei jako swoista przewodniczka, za którą mamy podążać w stronę kuszącego kapitalistycznego mroku. W pierwszym przypadku wyszło nudno, w drugim zbyt jednowymiarowo, żeby naprawdę dać się tej opowieści porwać.
W efekcie sprawia "Konsultant" wrażenie serialu nie do końca gotowego. Zbioru strzępów pomysłów, które zebrano razem i połączono wątłymi nićmi scenariusza we w miarę spójną historię, niedającą jednak na końcu poczucia choćby zbliżonego do stuprocentowej satysfakcji z seansu. Groteskowe zestawienie biurowego humoru z terrorem ma potencjał, zwłaszcza mając w rękach tak uzdolnionego wykonawcę jak Christoph Waltz, ale tutaj nigdy nie zostaje on w pełni wykorzystany. Jakby twórcy tak bardzo zachłysnęli się prostą w gruncie rzeczy ideą, że przesłoniła im ona całą resztę, zostawiając ostatecznie widza z pustymi rękami.