"Zmokłe psy" to komediodramat o dysfunkcyjnej rodzinie nie do końca z wyboru – recenzja serialu HBO i BBC
Kamila Czaja
8 marca 2023, 17:07
"Zmokłe psy" (Fot. BBC/HBO)
Brytyjskie "Zmokłe psy" to nieco inna rodzina, czarny humor wśród dość toksycznych relacji i walki z biedą, a wszystko stylowo nakręcone i świetnie zagrane.
Brytyjskie "Zmokłe psy" to nieco inna rodzina, czarny humor wśród dość toksycznych relacji i walki z biedą, a wszystko stylowo nakręcone i świetnie zagrane.
Główna bohaterka "Zmokłych psów" wychowuje samodzielnie córkę i ma problemy finansowe, ale koprodukcja BBC i HBO to nie brytyjski wariant "Gilmore Girls". To nie życie w stylu "chcę się uniezależnić od bogatych rodziców, więc będę pracować w hotelu, żeby utrzymać siebie i dziecko, aż założę własny pensjonat", a raczej "nie mam rodziny, więc podejmę się pracy seksualnej, żeby utrzymać siebie i dziecko, a i tak niewiele to da". Nowy serial, którego 1. odcinek można już oglądać na HBO Max (i my też na razie widzieliśmy tylko tyle), nie bawi się więc w łagodzenie przedstawionej w nim kryzysowej sytuacji.
Zmokłe psy – o czym jest brytyjski serial HBO i BBC?
Gdy poznajemy Costello Jones (Daisy May Cooper, Brytyjczykom znana z nagradzanego "This Country") i jej dziesięcioletnią córkę, Iris (Fleur Tashjian), właśnie pakują najpotrzebniejsze rzeczy podczas eksmisji. Widać, że to nie pierwsza taka sytuacja w ich życiu, kolejne ruchy mają przećwiczone. Widać też, że stanowią zgodny tandem, trzymają wspólny front i nawet w takiej scenie potrafią dostrzec coś komicznego, by nie pogrążyć się w rozpaczy, zachować resztki dumy, nie martwić się gapiami oglądającymi ich wymarsz z obskurnego mieszkania. Wymarszu w brak jakiegokolwiek miejsca, w którym mogłyby bezpiecznie spędzić noc (nie, wydanie czterdziestu funtów na pokój w pensjonacie, jak radzi pracownik pralni, nie jest dla tej rodziny realną opcją).
To zaledwie początek pilotowego odcinka, a potem jest tylko trudniej. "Zmokłe psy" w pół godziny zarysowują świat Costello i Iris. Świat, na który składają się walka o trzeźwość odliczaną w aplikacji, odrabianie lekcji w samochodzie, w którym najpierw trzeba wybić szyby, ucieczka z taksówki bez płacenia, a także przypomnienie, że w tej rzeczywistości nie ma nic za darmo, więc jeśli ktoś oferuje pozornie bezinteresowną pomoc, to może za to chcieć ostatecznie bardzo wiele – a wtedy trzeba prosić o pomoc ostatnią osobą, którą chciałoby się wezwać na ratunek.
W świecie dziewczyn jest bowiem także Selby (Jack Farthing, "Poldark"), bogaty gej, który właśnie po roku wyszedł z więzienia i zamierza wrócić zarówno do swojego dekadenckiego stylu życia, jak i do codzienności Costello i Iris. Pilot zaledwie sygnalizuje, jak złożona jest ta pokręcona rodzinna relacja, ile w niej toksyczności i wsparcia w trudnej do uchwycenia proporcji. Zapewne dowiemy się z czasem sporo, ale już teraz związek tej trójki intryguje, nieco przeraża, ale i okazuje się czasem i tak lepszy od wizji, że miałoby go nie być.
Zmokłe psy to serial o utrzymywaniu się na powierzchni
Na tym etapie niewiele też wiemy o innych osobach z otoczenia Costello i Iris, ale wystarczy jedna scena z udziałem Glorii (Ronkẹ Adékoluẹjo, "Alex Rider") i Lenny'ego (Adrian Edmondson, "Szpieg wśród przyjaciół"), by podpowiedzieć, że i tu nie mamy do czynienia ze stabilnym stylem życia, bo dobre chęci nie zawsze idą w parze z byciem opoką wtedy, kiedy panny Jones najbardziej wsparcia potrzebują. Jak w takich warunkach Costello ma nie tylko wyjść z kryzysu i wytrwać w trzeźwości, ale jeszcze zapisać Iris na lekcje gry na pianinie i zrealizować swoje marzenia o pisaniu? Pewnie się przekonamy, czy jest w "Zmokłych psach" jakakolwiek szansa na sukces wbrew wszystkiemu. Bo może jedynym pocieszeniem zostaną tu czarny humor i snute przez matkę i córkę fantazje o mijanych domach bogaczy.
Mimo że to dopiero pół godziny i przed nami jeszcze siedem odcinków, już widać, że stworzony przez Cash Carraway serial ma na siebie pomysł. Dla miłośników i miłośniczek niszowych komediodramatów w rodzaju "Mogę cię zniszczyć" czy wracającego niedługo z 2. sezonem "Ktoś, gdzieś" to pozycja obowiązkowa. Taka, która od początku wciąga w świat ledwo utrzymującej się na powierzchni bohaterki i jej zaskakująco jak na sytuację pogodnej i rozsądnej córki, oglądającej rzeczy, jakich dziesięciolatka widzieć nie powinna, a jednak mającej coś, czego bogacze w rezydencjach z basenem często nie mają – bezwarunkową miłość matki i, jakkolwiek problematycznego, Selby'ego.
Zmokłe psy – czy warto oglądać brytyjski serial?
Do zalet serialu warto dodać muzykę oraz, przy całej ostrości społecznych diagnoz, nieco oniryczne zdjęcia, dzięki którym klimat faktycznie nasuwa chwilami na myśl piosenki Toma Waitsa (oryginalny tytuł "Rain Dogs" nawiązuje do jego utworu). Ta opowieść o biedzie i przetrwaniu formalnie okazuje się bardzo stylowa, dzięki czemu nawet jeden odcinek wystarczy, by zrobić pozytywne wrażenie i zmusić do przedefiniowania przyzwyczajeń z seansów bardziej sielankowych i standardowych rodzinnych opowieści.
Zagraniczni recenzenci, którzy mieli szansę zobaczyć przedpremierowo całość, są jeszcze bardziej entuzjastyczni niż ja po samym pilocie, więc tym bardziej należy się spodziewać, że choć "Zmokłe psy" nie okażą się pewnie hitem pod względem oglądalności, to ze swoimi niejednoznacznymi pytaniami o klasę i pieniądze, o definicję "dobrej rodziny" i o przemoc między najbliższymi znajdą wierną publiczność gustującą w kameralnych, dobrze napisanych i sprawnie nakręconych historiach.