"Cień i kość" udowadnia, że Ravka ma jeszcze wiele do zaoferowania – recenzja 2. sezonu młodzieżowego fantasy
Karolina Noga
16 marca 2023, 10:02
"Cień i kość" (Fot. Netflix)
Po długim oczekiwaniu powracamy do Ravki, bogatego świata pełnego brutalności i magii. Akcji zdecydowanie nie brakuje, ale czy 2. sezon "Cienia i kości" utrzymuje niezły poziom pierwszej serii?
Po długim oczekiwaniu powracamy do Ravki, bogatego świata pełnego brutalności i magii. Akcji zdecydowanie nie brakuje, ale czy 2. sezon "Cienia i kości" utrzymuje niezły poziom pierwszej serii?
Gdy w kwietniu 2021 roku na platformie Netflix pojawił się serial "Cień i kość", niewiele wystarczyło, by zjednał sobie serca widzów. My nazwaliśmy go młodzieżową "Grą o tron", a wcielający się w postać Zmrocza Ben Barnes błyskawicznie zyskał potężne grono fanek. Teraz produkcja powróciła z ośmioma nowymi odcinkami, a my widzieliśmy przedpremierowo całość. Jak wypada kolejna odsłona serialu?
Cień i kość – 2. sezon zachwyca nowymi bohaterami
Oto punkt wyjścia: Alina (Jessie Mei-Li) i Mal (Archie Renaux) uciekli, ale dziewczyna ma w planach raz na zawsze zniszczyć Fałdę. Wyrusza więc na poszukiwania kolejnych amplifikatorów. Zmrocz też przeżył starcie i nie ma zamiaru się poddawać, dodatkowo poza poddanymi mu griszami ma w swojej armii niezniszczalne potwory z cienia, tzw. nisztoje. Coraz bardziej narasta również widmo wojny domowej pomiędzy griszami a ludźmi, z kolei w Ketterdamie Wrony mierzą się z okrutnym Pekką Rollinsem. Do tego dochodzą nowi bohaterowie, ale w tym całym szaleństwie zdecydowanie jest metoda. "Cień i kość" ponownie pokazuje, jak zrobić dobre młodzieżowe fantasy.
Tak jak zapowiadali twórcy, 2. sezon "Cienia i kości" obejmuje wydarzenia zarówno z drugiej, jak i trzeciej części trylogii. Dzięki temu akcja wciąż rwie do przodu, a dość długie odcinki – bo każdy trwa ok. godziny – mijają w okamgnieniu. Jednakże osoby zaznajomione z książkami nie mają co liczyć na wierną adaptację. Twórcy zgrabnie żonglują wątkami, tworząc tak naprawdę zupełnie nową historię – i to przemyślaną. Najjaśniejszym punktem 2. sezonu są zdecydowanie relacje pomiędzy bohaterami. Wprowadzenie nowych postaci dodaje świeżej krwi oraz umożliwia zmianę dynamiki także w gronie znanych nam postaci.
Na uznanie zasługuje zwłaszcza Patrick Gibson ("The OA") jako Nikolai Lantsov, syn króla Ravki Aleksandra III. W swojej roli odnajduje się brawurowo, momentalnie łapiąc chemię z pozostałymi bohaterami. Nietrudno zapałać do niego ogromną sympatią, tak samo jak do rodzeństwa – w serialu pojawiają się Tamar Kir-Bataar (Anna Leong Brophy, "Ragdoll") i Tolyi Yul-Bataar (Lewis Tan, "Mortal Kombat"). Zderzenie tej trójki – zwłaszcza z Wronami – pozwala na płynne łączenie wszystkich poruszanych wątków, a także wnosi odrobinę komedii, pozwalającej na oddech od politycznych rozgrywek.
Wprowadzenie nowych bohaterów nie sprawia jednak, że postacie z 1. sezonu "Cienia i kości" są traktowane po macoszemu. Dowiadujemy się więcej o przeszłości Kaza, a Freddy Carter po raz kolejny udowadnia, jak świetnie odnajduje się w swojej roli. Ogromnym plusem jest także wprowadzenie postaci Wylana (Jack Wolfe, "Wiedźmin"), dzięki któremu mocno rozwija się wątek Jespera (Kit Young). Duet showrunnerów serialu, Eric Heisserer i Daegan Fryklind, zadbał o to, by każdemu poświęcić chociaż trochę uwagi. Z pewnością nie było to proste zadanie przy takiej liczbie wątków i postaci, ale w ogólnym rozrachunku zadanie wykonali na piątkę.
Cień i kość sezon 2, czyli genialny Zmrocz raz jeszcze
Niestety w tej całej kolorowej gromadzie ponownie najsłabiej wypada Mal. Bohater jednej miny, "raczący" widzów pełnymi patosu wypowiedziami. I chociaż Jessie Mei-Li i Archie Renaux wyglądają razem uroczo, to niestety relacja Aliny i Mala jest dość mdła i niespecjalnie angażująca. Choć w ich uczucie nietrudno uwierzyć, to jednak gdy mamy do czynienia z kolejnym "wielkim wyznaniem uczuć" czy innymi patetycznymi deklaracjami miłosnymi, można poczuć się nieco znużonym.
O znużeniu nie ma mowy w przypadku wątku Zmrocza. Ben Barnes świetnie bawi się jako pełnoprawny mroczny charakter. Po teatrzyku z 1. sezonu Kirigan w końcu może być w pełni sobą. Oglądamy portret psychopaty, który szczerze wierzy we własne racje i nie cofnie się przed niczym, by osiągnąć cel. Równocześnie pokazywane są jego bardziej ludzkie strony – ponieważ człowieczeństwo wciąż gdzieś się tam tli. Mamy więc człowieka miotającego się we własnym gniewie i chorych ambicjach. Ben Barnes jako Zmrocz potrafi być równie przerażający, co pociągający – i nie ma wątpliwości, że nowe odcinki ponownie sprawią, iż cały świat oszaleje na jego punkcie.
Cień i kość sezon 2 – udany powrót do świata fantasy
Serial "Cień i kość" od początku był i wciąż jest prawdziwą ucztą wizualną. Piękne kostiumy, wspaniałe lokacje – wrażenie robi zwłaszcza Shu Han, do którego w pewnym momencie udaje się część bohaterów. I chociaż CGI mogłoby być na nieco wyższym poziomie, to można przymknąć na to oko. Historia i bohaterowie są sami w sobie tak barwni, że łatwo zapomnieć o technicznych szczegółach.
I oczywiście – nie wszystko wypada idealnie. Momentami nie brakuje skrótów, można mieć wrażenie, że gdzieś po drodze porzucono wątek Matthiasa (Calahan Skogman), a politycznym rozgrywkom przydałoby się dopracowanie. Ale "Cień i kość" stoi przede wszystkim wyrazistymi bohaterami i wielowątkową akcją, a tego zdecydowanie nie brakuje. Nie jest to także serial z absolutnie najwyższej półki, ale porządne młodzieżowe fantasy, na którym można po prostu dobrze się bawić. Równocześnie łatwo poczuć niedosyt i chęć włączenia kolejnego odcinka, zwłaszcza po finale.
A skoro o finale mowa – koniec jasno wskazuje na to, że w planach jest 3. sezon "Cienia i kości" i warto trzymać kciuki za to, by powstał. W dobie kasacji nie można mieć takiej pewności, a Ravka, a zwłaszcza jej mieszkańcy, mają jeszcze wiele do zaoferowania.