"The Good Wife" (4×10): Co zrobiła Kalinda?
Marta Wawrzyn
9 grudnia 2012, 16:24
Jesienna część 4. sezonu "The Good Wife" do najrówniejszych nie należała, ale na zakończenie narzekać się nie da. Widzów na święta pozostawiono z mocnym cliffhangerem i kilkoma nowymi wątkami, które mogą się fajnie rozwinąć. Spoilery!
Jesienna część 4. sezonu "The Good Wife" do najrówniejszych nie należała, ale na zakończenie narzekać się nie da. Widzów na święta pozostawiono z mocnym cliffhangerem i kilkoma nowymi wątkami, które mogą się fajnie rozwinąć. Spoilery!
Po intrygującym początku sezonu w "The Good Wife" nie wszystko układało się tak, jak widzowie by chcieli. Dobrze zapowiadający się wątek Kalindy i jej męża szybko stał się największym absurdem, jaki w tym serialu kiedykolwiek się pojawił. OK, rozumiem, teraz wszyscy muszą mieć swoje "50 Shades of Grey" – tylko czemu mało komu to wychodzi? Wciskanie na siłę takich okropieństw jak szeroko dyskutowana scena jedzenia lodów połączonego z seksem nie poprawi statystyk serialu, który ma w tym sezonie problem z poradzeniem sobie z konkurencją w postaci "Revenge". Na dodatek naprawdę trudno było uwierzyć, że Kalinda boi się Nicka. Facet od początku wyglądał na zwykłego chłystka – i po dziesięciu odcinkach nie prezentuje się inaczej. W jego groźbach od początku nie było niczego przerażającego ani ciekawego.
Dlatego cieszę się, że zdecydowano się ten wątek zamknąć. I tu ciśnie się pytanie: jak go zamknięto? Kiedy Kalinda w ostatniej scenie jesiennego finału oznajmiła, że Nick już nie wróci, pojawiły się przyjemne ciarki na plecach. Chyba nie mnie jednej przyszło do głowy, że rozwiązanie kwestii męża może okazać się, no cóż, ostateczne. Z drugiej strony morderstwo jednak nie pasowałoby mi ani do Kalindy, ani do tego związku, w którym wzajemne przyciąganie się jednak działało, z jej strony również. Nie ulega wątpliwości, że zaserwowano nam porządny cliffhanger na święta.
Resztę odcinka oceniam jednak o oczko niżej niż odcinek poprzedni – ten ze wspaniałą Stockard Channing w roli pokręconej matki Alicii. Nie dziwię się, że Alicia ze złości na nią przespała się z byłym mężem. Szkoda, że w jesiennym finale Peter się nie pojawił, bo ciekawa byłam, co będzie z nimi dalej. Nie, nie liczyłam na żadne cukierkowe pojednanie pod choinką. Ale tak, uważam, że "żona idealna" prędzej czy później do byłego męża wróci. Raczej później niż prędzej. Tymczasem jednak chętnie bym zobaczyła ten niezręczny "moment po".
W jesiennym finale najbardziej podobała mi się sprawa sądowa. Ostatnio to już norma, że w "The Good Wife" najlepiej wypadają sprawy tygodnia. Tym razem były to dwie sprawy, dotyczące tego samego morderstwa – jedna toczyła się przed sądem w Chicago, druga w małej miejscowości Minooka. Kolejne kuriozalne sytuacje doprowadziły do kompletnego absurdu, kiedy to obaj oskarżeni zostali uznani za winnych. Fajny pomysł. Wiadomo, chłopak z Minooki winny nie jest i pewnie wygra apelację, jeśli Alicia mu pomoże. Teoretycznie jednak mogliby obaj pójść do więzienia, mimo że tylko jeden z nich jest mordercą. I za takie właśnie smaczki uwielbiam amerykańskie seriale prawnicze (podobnie zresztą jak amerykański system prawa).
Przy okazji ostrej potyczki w sądzie zaczęło iskrzyć pomiędzy Willem i Laurą, coraz pewniej czującą się w sali sądowej. Szykuje się nowy romans – i to jest dobra, wiadomość, że się szykuje, bo Will ostatnio został odstawiony na boczny tor. A Amanda Peet jest po prostu urocza, nawet jeśli po raz kolejny bardziej jest niż gra. Nie obraziłabym się też, gdyby coś zaczęło się dziać u Diane. Cokolwiek.
Wątek polityczny niestety w tym sezonie głównie zawodzi. Dlaczego cieszy mnie ta niejasna na razie afera, w którą według denerwującego mężczyzny z Departamentu Sprawiedliwości zamieszany jest Eli. Szykuje się mocna historia. Albo i nie. Zobaczymy.
Przyjemnym akcentem odcinka "Battle of the Proxies" była afera kondomowa z wyjątkowo wdzięcznym epilogiem. Za nami całkiem przyjemny odcinek "The Good Wife", który sam w sobie hitem niestety nie był, ale otworzył kilka możliwości dla scenarzystów. Oby druga połowa sezonu nie była tak nierówna jak pierwsza.