"Obsesja" to idealna rozrywka dla fanów "365 dni" i innych tanich erotyków – recenzja serialu Netfliksa
Nikodem Pankowiak
16 kwietnia 2023, 14:01
"Obsesja" (Fot. Netflix)
"Obsesja" Netfliksa to dowód na to, że żyjemy w świecie, gdzie jakość seriali ma znaczenie drugorzędne. Aby mieć hit, wystarczy odpowiednio stargetować odbiorców.
"Obsesja" Netfliksa to dowód na to, że żyjemy w świecie, gdzie jakość seriali ma znaczenie drugorzędne. Aby mieć hit, wystarczy odpowiednio stargetować odbiorców.
"Obsesja" to brytyjski miniserial Netfliksa, który błyskawicznie trafił na szczyt top 10 platformy. Jest on oparty na książce "Skaza" Josephine Hart, którą na mały ekran postanowił przenieść duet Morgan Lloyd Malcolm i Benji Walters – dla obojga jest to debiut w roli osób prowadzących tak dużą produkcję i, powiedzmy to już na początku, nie jest to debiut udany. "Obsesja" chciałaby być gęstym thrillerem, ale na chęciach się skończyło.
Obsesja – o czym jest thriller erotyczny Netfliksa?
William Farrow (Richard Armitage, "Stacja Berlin") jest znakomitym chirurgiem, który cieszy się uznaniem swoich kolegów lekarzy, a po udanej operacji rozdzielenia bliźniąt syjamskich, także sławą. Nasz bohater wiedzie całkiem zwyczajne życie, o ile za zwyczajny uznamy fakt, że razem ze swoją żoną, Ingrid (Indira Varma, "Gra o tron") mieszkają za miastem – w domu, który bardziej przypomina zamek. Oboje należą do kręgu uprzywilejowanych, zamkniętych w banieczce bogaczy o nieskażonej reputacji. Tej jednak zagrozi pojawienie się w ich życiu nowej narzeczonej ich syna.
Anna (Charlie Murphy, "Happy Valley") to hipnotyzująca kobieta, wyraźnie starsza od Jaya (Rish Shah, "Ms. Marvel"), syna Williama i Ingrid. Zanim zostanie oficjalnie przedstawiona rodzinie, ścieżki jej i Williama przetną się podczas jednej z imprez dla ważnych ludzi. Fascynacja narodzi się między nimi tak szybko, że trudno będzie uwierzyć w przypadek. O ile William będzie zdawał się być kompletnie owładnięty myślami o zakazanym owocu, jakim jest narzeczona jego syna, o tyle Anna będzie wydawała się w tym wszystkim znacznie bardziej wyrachowana.
Romans między tą dwójką będzie oczywiście kwestią czasu i niemal natychmiast stanie się główną osią całego serialu. William szybko zupełnie straci głowę dla młodej kobiety i zaryzykuje dla niej wszystko, na czele z życiem rodzinnym. To Anna będzie ustalała reguły gry w tej relacji i to ona będzie stroną dominującą. Znany chirurg zostanie sprowadzony do roli chłopca, który musi być grzeczny, by dostać nagrodę. Oczywiście dynamika ich "związku" zacznie się z czasem trochę zmieniać. Anna też będzie miała swoje do stracenia, bo – jak nietrudno się domyślić – skrywa pewne sekrety, których przynajmniej na razie nie chce ujawniać.
Obsesja jest jak tani erotyk do kupienia w Biedronce
Netflix chce robić produkcje dla wszystkich i widocznie w tym szaleństwie jest jakaś metoda, skoro seriale takie jak "Obsesja" docierają ma szczyt serialowego topu. Choć ja wciąż głowię się, dla kogo ten tytuł właściwie powstał. Czy to produkcja dla czytelniczek książek z nagimi torsami na okładce, które wystarczy omamić obietnicą płomiennego zakazanego romansu? Najprawdopodobniej tak właśnie wygląda target "Obsesji", tylko że nawet on może poczuć się rozczarowany. Fabuła jest dokładnie taka, jak możemy się spodziewać – pozorowana – a "momentów" jest jednak dość niewiele.
Oglądając "Obsesję" nie mogłem pozbyć się wrażenia, że jej twórcy naprawdę byli przekonani o tym, że tworzą głęboki thriller erotyczno-psychologiczny. Scenografia, kostiumy i cała oprawa wyglądają jak z produkcji znacznie wyższej klasy. Budująca napięcie, a właściwie mająca z założenia je budować, muzyka towarzyszy nam wyjątkowo często. Serial pełen jest też zbliżeń, które mają drobnym gestom nadać rangę szalenie istotnych. Te wszystkie zagrywki jednak w żaden sposób nie są w stanie uratować produkcji Netfliksa, która jest serialowym ekwiwalentem taniego romansu, do kupienia w Biedronce w wydaniu kieszonkowym za 9,90 zł.
Jednocześnie twórcy próbują nas przekonać, że tak właśnie miało być i mamy uwierzyć im na słowo. Uwierzyć m.in. w to że między Williamem i Anną istnieje jakaś wielka chemia, choć tak naprawdę jest jej mniej niż w mojej głowie po ukończeniu liceum. Ich pierwsze spotkanie z założenia miało być chyba pełne napięcia i podtekstu, ale wypadło groteskowo. Trudno, żeby nie wypadło – od dialogów między tą dwójką aż bolą zęby. Nawet jeśli skupimy się na tym, co niewypowiedziane, nadal będzie nam ciężko uwierzyć, że mający w życiu wszystko William postawił dla niej na szali wszystko.
Obsesja – czy warto oglądać serial Netfliksa?
Chciałbym napisać, że w tym wszystkim najbardziej szkoda aktorów – przecież każde z czołowych nazwisk w "Obsesji" ma już jakąś renomę na rynku. Niepojęte jest więc dla mnie, dlaczego tacy aktorzy zgodzili się na występ w serialu, który lepiej wymazać z CV. Czyżby twórcy serialu mieli na nich jakieś haki? Ostatecznie jednak nikt pistoletu do głowy im (chyba) nie przystawiał – wszyscy przeczytali scenariusz i postanowili dołożyć swoją cegiełkę do stworzenia potworka, jakim jest "Obsesja".
Być może przekonała ich do tego największa zaleta serialu – "Obsesja" jest krótka nawet jak na standardy miniseriali, więc nasza męka nie potrwa zbyt długo. Ta 4-odcinkowa produkcja trwa łącznie ok. 2,5 godziny, choć być może dałoby się ją uratować i stworzyć coś w miarę oglądalnego (np. film), gdyby wyciąć jeszcze jakąś godzinę materiału. W innym wypadku gratulacje dla tych, którzy, niezmuszani przez nikogo, dotrwali do końca. Mam nadzieję, że w imię dobrych relacji towarzyskich nie musieliście udawać później, że wam się podobało.
Choć w sumie "Obsesja" to jedno wielkie udawanie. Udawanie, że między głównymi bohaterami faktycznie istnieje jakaś fascynacja, że mamy do czynienia z poważnym serialem, a nie tanim erotykiem dla fanek i fanów "365 dni", którzy marząc o zakazanych romansach muszą zadowolić się tymi w wydaniu fikcyjnych postaci. Niestety, ta produkcja nie jest ani seksowna, ani tajemnicza – i nawet jeśli może nas zabrać na pięciominutową wycieczkę do stolicy Francji, to do "Ostatniego tanga w Paryżu" się nie umywa. To tylko kolejny dowód na to, że Netflix ze swoim algorytmem jest dziś w stanie wypromować wszystko i nawet takie produkcje zamienić w hit. Jeśli "Obsesja" jest w stanie przyprawić widza o ciarki, są to wyłącznie ciarki żenady.