"Fringe" (5×09): Odjazd Waltera
Andrzej Mandel
16 grudnia 2012, 12:12
Czasami trafia się taki odcinek, nad którym popada się w zachwyt i nic nie jest w stanie tego zachwytu przełamać, nawet słabość fabuły. Taki właśnie był "Black Blotter". Spoilery.
Czasami trafia się taki odcinek, nad którym popada się w zachwyt i nic nie jest w stanie tego zachwytu przełamać, nawet słabość fabuły. Taki właśnie był "Black Blotter". Spoilery.
Twórcy "Fringe" przyzwyczaili nas, że potrafią zaskakiwać. Dotychczas jednak były to pomysły na zagadki z pogranicza nauki i fantastyki oraz smakowite różnice pomiędzy równoległymi wszechświatami. Tym razem jednak sięgnęli po coś z zupełnie innej beczki.
Jakby się przyjrzeć "Black Blotter" na zimno i odstawiając to, co wprawiło w zachwyt, to ten odcinek był zwyczajnie nudny i przegadany. Ot, bohaterowie rozmawiają, coś tam kombinują, gdzieś jadą i dostają to czego potrzebowali (ok, była fajna scena z przeszukiwaniem kościotrupów). Ale zawsze należy oceniać całość, a w zestawie dostaliśmy też odjazd, jaki zafundował sobie Walter.
W tym tkwi siła tego odcinka i to udowadnia nam, że "Fringe" jest serialem nieprzeciętnym. Trip Waltera był taki jak on sam – kompletnie odjechany. Nie dość, że widział małe latające wróżki, to jeszcze swoją zmarłą asystentkę i zdecydowanie odmłodzoną Ninę, które stanowiły odbicie targających nim wątpliwości. Rozterki Waltera dotyczące tego, czy da sobie radę z planem pokonania Obserwatorów i czy nie pójdzie do nich, aby z nimi współpracować, były ukazane dosadnie, ale w lekkiej formie. Wszystko dzięki koncepcji narkotycznego odjazdu. Ale nie to sprawiło, że padłem z zachwytu i nadal leżę.
Tym, co wprawiło mnie w absolutny, wielki zachwyt było coś pochodzące z zupełnie innej beczki. W kluczowym momencie odcinka przenieśliśmy się nagle do wnętrza jaźni Waltera po to, by zobaczyć animację rodem z "Latającego Cyrku Monty Pythona" z całym zestawem absurdalnego humoru, jaki zawsze był w krótkich przerywnikach tworzonych przez Terry'ego Gilliama.
Nic dziwnego, że reszta stała się nagle nieważna… "Black Blotter" stał się dla mnie przykładem, jak można kilkoma przemyślanymi zabiegami przerobić coś stosunkowo słabego w małe arcydzieło.
Swoją drogą, każdy odcinek, który kręci się wokół Waltera zazwyczaj jest znakomity. Jakim cudem John Noble nie dostał jeszcze żadnej nagrody za tę rolę?