Kity tygodnia: "Homeland", "Arrow", "Plotkara", "Whitney"
Redakcja
16 grudnia 2012, 18:44
"Homeland" (2×11 – "In Memoriam")
Michał Kolanko: Nawet gdy "Homeland" bywał głupi, nadal można było ten serial lubić, głównie za sprawą relacji Brody – Carrie. Tym razem już się tak nie da. Cała magia gdzieś zniknęła, podobnie jak zaangażowanie widza, napięcie. Logika i tak dawno już z tego serialu wyparowała. Przedostatni odcinek w sezonie powinien budować oczekiwanie przed wielkim finałem. Tym razem jest raczej oczekiwanie, żeby to wszystko się wreszcie skończyło.
Agnieszka Jędrzejczyk: Moment, w którym tylko Carrie jest w stanie odkryć zakamuflowaną kryjówkę Abu Nazira, był dla mnie ostatecznym dowodem na to, że "Homeland" pogrzebało się w banałach i niedorzecznościach. Dramat osobisty i rodzinny jeszcze bym zniosła – choć kosztem zmiany perspektywy ze świetnego serialu szpiegowskiego na przeciętny serial o szpiegach – ale takim ogranym, tanim sztuczkom mówię zdecydowane nie.
Dobrze, że koniec tej męki już jest bliski. Po 3. sezon pewnie z ciekawości sięgnę, niezależnie od tego, jak bezsensowne rzeczy zobaczę w finale (a na tym etapie nie mam już wątpliwości, że finał raczej mną nie wstrząśnie). Ale jestem pewna, że wielu widzów po 2. sezonie da już sobie spokój z "Homeland".
"Arrow" (1×09 – "Year's End")
Bartosz Wieremiej: Z niecierpliwością czekałem na ten odcinek i koszmarnie się zawiodłem. Miałem nadzieję na solidną porcję wyspiarskich tajemnic, ograniczoną dawkę rodzinnych sekretów i jakiś spektakularny pojedynek. Niby dostałem to wszystko, jednak cały epizod był po prostu nudny. W "Year's End" z najważniejszych konfliktów pozbyto się jakiegokolwiek napięcia, a każda wizyta na ekranie głównego bohatera potrafiłaby zamęczyć nawet najwytrwalszego widza – szczególnie gdy scenarzyści każą Oliverowi (Stephen Amell) wygłosić więcej niż dwie linijki tekstu. I tak rozmowy z Diggle'em (David Ramsey) czy z Theą (Willa Holland) stały się cyklicznymi wykładami "o życiu, wszechświecie i całej reszcie", a ja chyba muszę obniżyć swoje oczekiwania wobec "Arrow".
Marta Wawrzyn: No niestety, ten serial chyba nie jest tym, czym mieliśmy nadzieję, że będzie. Cotygodniowa pogoń za mało interesującymi bandytami nuży, przemowy głównego bohatera stały się męczące, a interesujących flashbacków z wyspy dostajemy coraz mniej. Być może "Arrow" pomogłyby krótkie sezony, w których nie byłoby miejsca na zapychacze. Ale ponieważ to realne nie jest, chyba musimy przyzwyczaić się do wahań formy. Albo dać sobie z "zielonym Batmanem" spokój.
"Plotkara" (6×09 – "The Revengers")
Marta Wawrzyn: Po kilku ostatnich, utrzymanych na może nie wysokim, ale przyzwoitym poziomie odcinkach uwierzyłam, że "Plotkara" pożegna się z klasą. A tu proszę, tuż przed końcem postanowiono nam zafundować prawdziwy koszmarek.
Odcinek "The Revengers" podobał mi się przez jakieś trzy sekundy – kiedy padło przeurocze "Blair Waldorf and her bitches". Reszta była totalnym nieporozumieniem. Dan, którego kiedyś lubiłam i któremu kiedyś kibicowałam, najwyraźniej ma teraz dwie osobowości – z których żadna nie ma w sobie nic ciekawego ani sympatycznego.
Bart musiał źle skończyć, oczywiście, że musiał, ale cały cyrk z wysyłaniem Chucka do Moskwy i dramatycznym spadaniem z dachu to była już "Moda na sukces" pełną gębą. Groteskowego charakteru nadała scenie na dachu muzyka, która chyba miała pomóc nam skojarzyć ten horror z komiksowymi potyczkami dobra ze złem (to chyba na wypadek, gdyby widzowie byli za mało inteligentni, aby odpowiednio zrozumieć tytuł "The Revengers"). Wyszła tandetna parodia. I naprawdę mnie to nie cieszy. Żaden serial nie powinien być w tak fatalnej formie na tydzień przed finałem.
"Whitney" (2×04 – "Hello Giggles")
Marta Wawrzyn: "Whitney" zawsze była słabym serialem, który oglądam na bieżąco, bo… sama nie wiem czemu. W 2. sezonie produkcja z fatalnej zrobiła się nieoglądalna. Whitney Cummings eksperymentuje z formą, coraz częściej zamiast sypać gagami jak z rękawa (co i tak jej nigdy nie wychodziło), wprowadza elementy zwykłej rozmowy, przy której nie trzeba wybuchać śmiechem co 20 sekund. I pewnie nie miałabym nic przeciwko takim zmianom – problem w tym, że to jeszcze bardziej obnaża brak jakichkolwiek oryginalnych pomysłów.
Oczekiwanie od widza, że będzie zajmować się przez 15 minut tym, iż ktoś spadł ze sceny, w dzisiejszych czasach naprawdę już nie uchodzi. Cummings nie ma nic do powiedzenia i nie potrafi tego ukryć. A tymczasem fani "Community" wciąż czekają na premierę nowego sezonu.