Hity tygodnia: "TBBT", "Hart of Dixie", "Dexter", "Fringe", "The Hour"
Redakcja
16 grudnia 2012, 20:48
"The Big Bang Theory" (6×11 – "The Santa Simulation")
Bartosz Wieremiej: Odcinek, który zachwycił raczej pojedynczymi scenami niż całością. Śpiewający Sheldon (Jim Parsons), igrająca z Rajem (Kunal Nayyar) Amy (Mayim Bialik) i kilka świetnych dialogów. Niezapomniane "Jingle Bells" i pewien przytłustawy, nieogolony świętoszek w czerwonym kubraczku, próbujący zemścić się na wspomnianym już Sheldonie. Nie potrzeba nic więcej, by się dobrze bawić.
Agnieszka Jędrzejczyk: Nie ma już chyba wątpliwości, jakie "TBBT" to najlepsze "TBBT": kiedy chłopcy bawią się swoimi figurkami, a dziewczyny plotkują za ich plecami. Choć jako odcinek świąteczny, "The Santa Simulation" nie dorówna pamiętnemu "The Bath Item Gift Hypothesis" z 2. sezonu, to z całą pewnością należy go zaliczyć do najlepszych w sezonie obecnym. Nerdowska sesja "Dungeons & Dragons" tematycznie utrzymana w świątecznym klimacie to coś, na co pewnie nie wpadliby rasowi fani papierowych RPG, ale w takim wykonaniu może stanie się dla nich inspiracją. Ja, jako graczka, chętnie spróbowałabym rozwiązywać zagadki przez śpiewanie przerobionych kolęd i "granie" Jingle Bells. Tę scenę przewijałam ze trzy razy, bo aż oczom nie wierzyłam – to trzeba zobaczyć.
Z drugiej strony pochwała należy się też dziewczynom, a w szczególności Amy, która pokazała, jak seksowne potrafią być spryt i charakter. Brawo, Amy.
Marta Wawrzyn: Ja też nie mam wątpliwości, że "The Big Bang Theory" powinno jak najczęściej powracać do swoich nerdowskich korzeni. Odcinek był niewątpliwie bardzo zabawny, ale chciałabym zwrócić uwagę na coś, czego w "TBBT" jest bardzo mało: słodko-gorzki moment, w którym dowiadujemy się, czemu Sheldon nie lubi św. Mikołaja. Spodziewaliście się po nim takiej historii?
"Hart of Dixie" (2×10 – "Blue Christmas")
Agnieszka Jędrzejczyk: Święta w Bluebell sprawiły fanom fantastyczną niespodziankę przed przerwą, dając pod choinkę jeden z najlepszych dotychczasowych odcinków serialu. Od nieprzewidywalnej komedii pomyłek, przez zerwane związki i nadwyrężone przyjaźnie, aż po wielce oczekiwane wyznanie "Blue Christmas" miało wszystko, co w "Hart of Dixie" najlepsze. Czyli dużo humoru, odrobinę dramatu, wiarygodne postacie i Zade. 2. sezon bez wątpienia wyewoluował w znakomitym kierunku, nie pozwalając nudzić się ani przez chwilę. Trzymam kciuki, żeby po powrocie ta świetna passa rozkwitała jeszcze bardziej.
Marta Wawrzyn: Kolejny przeuroczy odcinek serialu, który sprawia, że człowiek mimowolnie uśmiecha się do siebie. "Hart of Dixie" w 2. sezonie wyrosło na moje ulubione guilty pleasure i mam nadzieję, że utrzyma tę formę jeszcze długo.
"Fringe" (5×09 – "Black Blotter")
Agnieszka Jędrzejczyk: Ciężko zebrać mi słowa, żeby napisać, jak bardzo podobał mi się ten odcinek, bo za każdym razem dostaję napadów niekontrolowanego śmiechu. Mimo że temat przewodni był naprawdę ciężki – wewnętrzne zmagania Waltera z dwiema wersjami samego siebie – to sposób jego przedstawienia przeszedł moje oczekiwania. Z jednej strony kolorowe wróżki, z drugiej manifestacja nieżyjącej asystentki, z trzeciej absurdalne wizje w taksówkach, a to, co pokazali w czwartej po prostu zmiotło pode mną grunt.
Wiem, że można się po "Fringe" spodziewać wiele, zarówno od strony dramatycznej, jak i komediowej, ale wizyta w głąb umysłu Waltera, w której w montypythonowskim stylu jeździ na krowie Gene w poszukiwaniu ukrytego hasła, to taki poziom abstrakcji, który ociera się o geniusz. Nie mogę pozbyć się widoku zagubionej twarzy Waltera, którzy patrzy, myśli i próbuje sobie przypomnieć, a nagle… Odleciałam tak samo on.
Nikodem Pankowiak: Minął dzień odkąd zobaczyłem ten odcinek, a nadal ciężko mi znaleźć odpowiednie słowa, by go opisać. Wszyscy wiedzieliśmy, że umysł Waltera jest pokręcony, ale chyba nikt nie przypuszczał, że aż tak. Jego narkotyczna podróż w głąb samego siebie przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Bardzo się cieszę, że, po ostatnim skupieniu się na Peterze, jego ojciec ponownie stał się centralną postacią tego sezonu. Teraz, gdy oprócz walki z Obserwatorami musi pokonać także swoje drugie ja, szykuje nam się wyborna końcówka tej fascynującej historii.
W tym odcinku nie było słabych momentów. Wizje w laboratorium czy w taksówce dla osoby postronnej (z którą oglądałem ten odcinek) wydają się idiotyczne, ale my – wierni fani "Fringe" – między innymi za takie odloty kochamy ten serial.
"The Hour" (2×05-06)
Marta Wawrzyn: Dwoma odcinkami wyemitowanymi dzień po dniu zakończył się 2. sezon "The Hour". I żal, naprawdę żal, że to już wszystko, a 3. sezonu może nie być z powodu słabej oglądalności.
W dwóch ostatnich odcinkach – nie mogłam się zdecydować, który wyróżnić, więc wyróżniam oba – najmniej mnie porwała intryga z połączonymi skandalami seksualnym i nuklearnym. Wyszła solidnie, ale to wszystko. Za to wątki w sposób bezpośredni dotyczące głównych bohaterów nie mogły zostać napisane lepiej. Iskry pomiędzy Moneypenny i jej Q (nie, nie Jamesem. Kto oglądał "Skyfall", ten wie, czemu nie bredzę), smutek Lix i szał Randalla, sposób, w jaki Marnie zdobyła szacunek męża, i oczywiście ten dreszczowiec na końcu – to wszystko było super. I Ben Whishaw, cóż za fantastyczny z niego aktor!
Na temat cudnego klimatu i wizji świata sprzedawanej przez "The Hour" jeszcze zamierzam się wypowiedzieć w dłuższej recenzji. Na razie musi Wam wystarczyć krótkie: hit!
"Dexter" (7×11 – "Do You See What I See?")
Agnieszka Jędrzejczyk: Mniej więcej w połowie 7. sezonu "Dexter" zaczął mnie okropnie nudzić, a trzy odcinki temu doszłam nawet do wniosku, że związek głównego bohatera z Hannah McKay widnieje tylko na papierze. Muszę jednak przyznać, że późniejszy rozwój fabuły przywrócił mi nieco wiary, przy czym "Do You See What I See?" naprawdę mnie zaskoczył. Nie tylko sprytną pułapką, jaką zastawiła na Dextera LaGuerta i końcową decyzją o wydaniu Hannah Debrze, ale też genialnym bawieniem się motywem trucicielki.
Scena kolacji wigilijnej kupiła mnie w całości, bo najeżdżająca na potrawy kamera i jednoczesny głos Dextera, który zastanawia się nad zaufaniem do Hannah – bądź co bądź specjalizującej się w truciznach – w świetnym stylu wykorzystuje język filmu. Koniec końców zostałam rozdarta wewnętrznie, bo tak jak Dexter na początku odcinka, ja również uwierzyłam, że mogła go czekać spokojna wspólna przyszłość.
7. sezon miotał się na prawo i lewo, ale ten odcinek wreszcie podkreślił, że jeszcze są w tym serialu jakieś prawdziwe emocje.
"Misfits" (4×07)
Marta Wawrzyn: Przedostatniemu w tym sezonie odcinkowi "Misfits" należy się wyróżnienie nie tyle za szalone poszukiwania ukradzionego penisa Aleksa, co za smaczki, które pojawiały się na marginesie. "Przechodnia" ciąża Abbey i naprawdę zaskakująca tajemnica Nadine, i najdziwniejsze "Power of Love", jakie w życiu słyszałam, i płacz Rudy'ego… Scenarzyści "Misfits" wciąż mają głowy pełne cudownie absurdalnych pomysłów – i chwała im za to.
"Modern Family" (4×10 – "Diamond in the Rough")
Nikodem Pankowiak: Rzadko zdarza się, bym w przeciągu dwóch dni obejrzał ten sam odcinek aż trzy razy, ale w tym tygodniu "Modern Family" powróciło do najwyższej formy! Nie pamiętam, kiedy ostatnio gwiazda Mitchella świeciła tak jasno. Scena jego rozmowy telefonicznej z Philem była nieco absurdalna, ale trudno było powstrzymać się podczas niej od śmiechu. Camerona widzieliśmy do tej pory w wielu wcieleniach, ale farmer klown jest chyba najlepszym z nich. O Glorii nawet nie wspominam, kto widział, ten wie, jak wielki popis Sofia Vergara dała w tym odcinku.
Właściwie każda postać miała w tym odcinku swój moment, wszyscy zasługują na wyróżnienie. Claire stwierdziła, że będzie matką roku, ja stwierdzam, że to jeden z lepszych odcinków "Modern Family" w tym roku.
"NCIS" (10×09 – "Devil's Trifecta")
Bartosz Wieremiej: Gibbs (Mark Harmon), Fornell (Joe Spano) i Diane Sterling (Melinda McGraw), czyli tercet byłych małżonków w akcji. Dużo śmiechu, choć w znacznej części kosztem Tima McGee (Sean Murray).
Świetny gościnny występ zaliczył wspomniany już Spano. Grany przez niego agent Fornell popisał się kilkoma bon motami, a jego wybuchy zazdrości o byłą żonę były po prostu rewelacyjne. Sama sprawa tygodnia również wypadła całkiem przyzwoicie, a finałowe sceny pokazały, jak wielkim atutem serialu może być konsekwentnie budowany przez ponad 9 lat główny bohater. Oby więcej takich odcinków jak "Devil's Trifecta".