"Homeland" (2×12): Podróż w nieznane
Marta Wawrzyn
17 grudnia 2012, 21:53
Finał 2. sezonu "Homeland" był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem pod wieloma względami. Najbardziej zaskakujący okazał się wysoki poziom odcinka. Tak, na Serialowej znowu kochamy "Homeland"! UWAGA NA SPOILERY – nie czytajcie dalej, jeśli nie oglądaliście odcinka.
Finał 2. sezonu "Homeland" był dla mnie pozytywnym zaskoczeniem pod wieloma względami. Najbardziej zaskakujący okazał się wysoki poziom odcinka. Tak, na Serialowej znowu kochamy "Homeland"! UWAGA NA SPOILERY – nie czytajcie dalej, jeśli nie oglądaliście odcinka.
Czy po poprzednim fatalnym odcinku spodziewaliście się, że "Homeland" będzie jeszcze serialem, który kochamy, a nie takim, którym kochamy nienawidzić? Ja nie spodziewałam się już niczego dobrego, zwłaszcza że w zapowiedziach zwodzili nas pokazywaniem tego, co najmniej istotne, czyli słodziutkich scen pomiędzy niestabilną emocjonalnie agentką CIA i jej prawie terrorystą oraz migawek z wysłannikiem złego Estesa czającym się w krzakach, by tę sielankę przerwać.
I rzeczywiście, takie właśnie sceny musieliśmy obejrzeć przez pierwsze pół odcinka "The Choice". Zakochana para odbywa kilka rozmów w romantycznych okolicznościach, wysłany przez Estesa Quinn czeka na odpowiedni moment, by wejść do akcji. Nie dzieje się nic, ale atmosfera robi się cudownie napięta, jak w starym dobrym "Homeland" – i to wcale nie dlatego, że sądzimy, iż Quinn zabije Brody'ego. O nie, w tym momencie wszyscy już chyba czuliśmy, że w powietrzu wisi coś mocniejszego, a ten tytułowy wybór to tylko zmyłka, bo nikt tu za chwilę wyboru mieć nie będzie.
Przeplatające się sceny pogrzebu Abu Nazira z tym, co się dzieje na uroczystości upamiętniającej wiceprezydenta, to jedna z najlepszych sekwencji, jakie widziałam w tym roku. Wielkie bum. Zemsta zza grobu. Oczywiście! O, my głupi, szczęśliwi mieszkańcy Zachodu. To przecież musiało tak być! Uwielbiam ten moment, w którym Carrie i Brody budzą się po wszystkim w biurze Saula i on tłumaczy jej, a przy okazji nam, na czym polegał plan Abu Nazira. Dawno nie czułam się tak porażona własną głupotą i zachwycona tym, co mi pokazano.
W jednej chwili oczywiste stało się, dlaczego Abu Nazir, zanim zgarnął Carrie, dał się "przyłapać" kamerze w sklepie, do czego potrzebował śmierci Waldena i czemu w tak dziecinny sposób dał się złapać. To nie jest mój sposób myślenia, to nie jest sposób myślenia człowieka Zachodu, dlatego twórcom "Homeland" udało się mnie nabrać. Mnie i setki krytyków czepiających się każdej faktycznej i urojonej nielogiczności w fabule 2. sezonu. I choć nadal uważam, że idiotyzmów i zwyczajnych zapychaczy było w tej serii za dużo, bym mogła ją pochwalić w całości, macham ręką na to wszystko i chylę czoła przed genialnym planem Abu Nazira. Planem, dzięki któremu upiekł dwie pieczenie na jednym ogniu: dokonał krwawej zemsty i skutecznie obciążył Brody'ego odpowiedzialnością.
Wywożenie ukochanego przez Carrie do Kanady podobało mi się tak sobie (czy aby na pewno znajdzie drogę przez te krzaki? Może najlepiej by było, gdyby pożarły go wilki…) i naprawdę mam nadzieję, że ten romans już w "Homeland" nie wróci. Wyparowała gdzieś z niego cała chemia, a poza tym, jak słusznie zauważył Saul, Brody to terrorysta. Człowiek, który założył kamizelkę samobójcy. Człowiek, który w obrzydliwy sposób napawał się śmiercią kogoś, kto nie był w stanie się bronić. Żadnej kobiecie nie życzyłabym, żeby z nim skończyła. Brr.
Dałam się za to ponieść obrazom Ameryki po zamachu. To było straszne, bolesne, prawdziwe. Scena, w której Saul modli się pośród ciał i kamera pokazuje, jak malutki jest Saul i jak dużo jest tych ciał, przypomniała mi te okropne kwietniowe popołudnia, kiedy wychodziliśmy z Sejmu patrzeć z wiaduktu na sznur karawanów. Liczyliśmy je machinalnie, bo lepsze liczby niż totalna pustka. Ciał z finału "Homeland" nie dałoby się tak łatwo policzyć. Cicha modlitwa Saula, który został sam ze zmarłymi, nadała scenie jeszcze bardziej przejmującego charakteru.
Mandy'emu Patinkinowi należą się za "The Choice" wielkie brawa. W paru prostych scenach (z których najwspanialsza była chyba ta, kiedy zadzwonił do Carrie – zmarłej, jak sądził) pokazał, że jest aktorem wielkim, który potrafi wyrazić pełną gamę emocji, nawet nie podnosząc głosu. Niesamowity facet, rewelacyjny występ. I ten jego uśmiech na końcu, kiedy zobaczył Carrie! Być może za dużo dosłowności było w tej scenie – po co pokazywać coś, co i tak wiedzielibyśmy, że się zdarzyło? – ale cieszę się, że zdecydowano się ją nakręcić. Uśmiech Saula stanowił swoiste zamknięcie klamry – w końcu całe to szaleństwo zaczęło się od "The Smile".
"Homeland" wygrał w finale, bo zrezygnował z udziwnień i postawił na prostą, emocjonalną historię. I dlatego, że zrobiono coś, czego chyba nikt już na tym etapie się nie spodziewał – do zamachu na Amerykę jednak doszło i był on straszniejszy w skutkach, niż można sobie było wyobrazić. Wciąż mam przed oczami wylatującego w powietrze Estesa, wciąż mam ochotę obejrzeć modlitwę Saula po raz drugi, trzeci, piąty… Dobra robota.
Najważniejsze pytanie brzmi: co dalej? Brody podążył w kierunku krzaków, po których drugiej stronie znajduje się Kanada, Carrie i Saul zostali sami pośród ciał, Estes nie żyje, siedziba CIA przestała istnieć. Ameryka sądzi, że bohater narodowy okazał się mordercą, to samo myśli o Brodym rodzina (może z wyjątkiem Dany, która bardzo chce wierzyć ojcu). Być może faktycznie nim jest, ale sądzę jednak, że nie i że dał się zmanipulować Abu Nazirowi tak jak CIA i widzowie. Nie chciałabym, abyśmy wrócili do podejrzewania Brody'ego o bycie tym złym, przede wszystkim dlatego, że nie widzę sposobu na zainteresowanie widzów tą zgadywanką po raz trzeci. Swoją drogą, Quinn, facet od zabijania tylko złych gości, pewnie nie może sobie darować, że nie wpakował Brody'emu kuli w łeb, kiedy miał okazję. Ciekawe, czy jego wątek zostanie w przyszłości rozwinięty.
Jak to wszystko poskładają twórcy "Homeland" w 3. sezonie? To na razie wielka niewiadoma. Z dużym prawdopodobieństwem można chyba stwierdzić, że Damian Lewis jeszcze powróci. I że Carrie faktycznie będzie próbowała oczyścić imię Brody'ego. Chciałabym jednak, żeby to był tylko wątek poboczny. Manipulowanie emocjami widzów w związku z tą parą szło autorom "Homeland" świetnie, aż do momentu gdy przekroczyli granicę. Nie chcę, żeby znów weszli do tej samej rzeki, bo nie widzę tu już potencjału na historię, którą mogłabym się przejmować. W ogóle nie interesuje mnie dalsze zajmowanie się "prawie, a może jednak" terrorystą Brodym. Potrzeba mi czegoś nowego, świeżego.
To tak nierównym sezonie i tak mocnym finale czekam na kolejny sezon z niepokojem, ale też niecierpliwością. Bo "Homeland" wciąż potrafi zaskoczyć. I wciąż ma w sobie to magiczne, hipnotyzujące "coś", które każe mi do niego wracać.