Ile faktycznie zyskują serwisy VoD, usuwając własne seriale? Disney+ wzbogacił się o gigantyczną kwotę
Marta Wawrzyn
4 czerwca 2023, 10:48
"Willow" (Fot. Disney+)
Ile zyskał Disney+ dzięki usunięciu dziesiątek seriali ze swojej biblioteki – i tym samym z legalnego obiegu? Okazuje się, że mowa o naprawdę dużych oszczędnościach.
Ile zyskał Disney+ dzięki usunięciu dziesiątek seriali ze swojej biblioteki – i tym samym z legalnego obiegu? Okazuje się, że mowa o naprawdę dużych oszczędnościach.
Po tym jak HBO Max wpadło na to, że taniej jest wyrzucić do kosza serial, który nie cieszył się wysoką oglądalnością, niż trzymać go online, tą samą drogą poszła większość platform streamingowych. Chlubnym wyjątkiem pozostaje Netflix, za to ostatnio naprawdę mocno zaszalał Disney+, który usunął dziesiątki seriali i filmów, w tym takich sprzed kilku miesięcy. Czy to się rzeczywiście tak bardzo opłaca?
Disney+ usunął wiele filmów i seriali. Ile na tym zyskał?
No cóż, odpowiedź brzmi: tak, to się rzeczywiście opłaca, przynajmniej na krótką metę – platforma przestaje ponosić koszty związane z udostępnianiem serialu, a do tego może odpisać go od podatku. W taki sposób szukało oszczędności Warner Bros. Discovery po fuzji i dokładnie tą drogą poszedł Disney+. Jak informuje Variety, Disney+ zyska dzięki temu 1,5 mld dolarów, które będzie mógł odpisać od podatku.
Wśród seriali, które usunął Disney+, są takie tytuły, jak "Willow", "Dziennik przyszłej pani prezydent", "Tajne stowarzyszenie Nicholasa Benedicta", "Potężne Kaczory" i "Drużyna". Na liście znajdują się nie tylko seriale stworzone na zamówienie Disney+, ale także – często stosunkowo nowe – seriale Hulu, FX czy Freeform, jak np. "Maggie", "Marvel's Runaways", "Y: Ostatni mężczyzna", "Dollface", "Pistol" i "Mały demon".
Usuwanie treści z serwisów streamingowych może jednak nie opłacać się na dłuższą metę, budząc ogromny sprzeciw nie tylko wśród fanów, ale i twórców, których dzieła znikają na zawsze z legalnego obiegu. Po ogłoszeniu czystek scenarzysta serialu "Willow" John Bickerstaff napisał na Twitterze, że ten biznes stał się kompletnie okrutny. "Dali nam tylko sześć miesięcy. Niecałych" – poskarżył się twórca.
Producenci domagają się fizycznych kopii własnych seriali, obawiając się, że ich dzieła zostaną wymazane na zawsze z popkultury. Choć Apple TV+ na razie nie ma w planach czystek, twórczyni serialu "Dickinson" Alena Smith przyznała, że błagała platformę o fizyczną kopię swojej produkcji – i teraz ją ma jako jedyna osoba na świecie.
O ile część produkcji HBO Max dała radę albo znaleźć nową stację ("Minx"), albo trafić na platformy typu FAST ("Nierealne", "Westworld"), nie wiadomo, czy podobnie będzie z serialami Disney+. Warto też zauważyć, że nawet te seriale, które znajdują nowy dom, dostępne są dalej jedynie na rynku amerykańskim. Fanami popkultury z pozostałych krajów nikt się nie przejmuje. Nic więc dziwnego, że coraz częściej mówi się o powrocie do piractwa jako jedynego sposobu, aby wszystko było dostępne dla każdego.