"Koszmar Dolores Roach" wybiera nietypową metodę przetrwania – recenzja komediowego horroru Amazona
Kamila Czaja
9 lipca 2023, 13:33
"Koszmar Dolores Roach" (Fot. Amazon Prime Video)
Odważny pomysł, mieszanie gatunków i dobra obsada – czy to wszystko jest w stanie sprawić, aby "Koszmar Dolores Roach" pozostał w pamięci? Oceniamy nowy serial Amazon Prime Video z Justiną Machado.
Odważny pomysł, mieszanie gatunków i dobra obsada – czy to wszystko jest w stanie sprawić, aby "Koszmar Dolores Roach" pozostał w pamięci? Oceniamy nowy serial Amazon Prime Video z Justiną Machado.
Podcasty mogą stać się dobrym źródłem (1. sezon "Homecoming") lub tematem ("Zbrodnie po sąsiedzku") streamingowej produkcji serialowej. Nie dzieje się tak niestety w przypadku "Koszmaru Dolores Roach" ("The Horror of Dolores Roach"). Szkoda, bo pomysł był naprawdę oryginalny, a mieszanie gatunków u mnie w cenie – tyle że wtedy, kiedy prowadzi do jakiegoś naddanego sensu, a nie do osłabienia wszystkich konwencji, które twórcy chcą zmiksować.
Aaron Mark napisany przez siebie monodram zmienił w podcast, a podcast w ośmioodcinkową czarną komedię dla Amazon Prime Video. W producenckim gronie pojawia się między innymi Gloria Calderón Kellett ("One Day at a Time"), ale najwyraźniej jej rola nie była kluczowa. Kluczowa okazuje się natomiast, znana także z "One Day at a Time", ale i z "Sześciu stóp pod ziemią", Justina Machado. I chociaż robi wiele, żeby tytułowa bohaterka nie wypadła płasko, nie jest w stanie uratować całości.
Koszmar Dolores Roach – o czym jest serial Prime Video?
"Koszmar Dolores Roach" wyglądał w zapowiedziach na ryzykowny eksperyment. Po szesnastu latach w więzieniu Dolores wraca do Washington Heights, ale gentryfikacja zmieniła tę dzielnicę nie do poznania. Dawny chłopak, za którego winy bohaterka serialu dostała wyrok, zniknął, a jedyny znany element stanowią knajpka z empanadas i jej w pełni już dorosły właściciel, Luis (Alejandro Hernandez, "Szpital New Amsterdam"), którego Dolores pamięta jako nastolatka i który od zawsze szaleńczo się w niej kochał.
Przysmaki, których nikt szczególnie nie chce kupować, sprzedaje Nellie (Kita Updike), a towar dostarcza wspierający wszystkich Jeremiah (K. Todd Freeman, "Seria niefortunnych zdarzeń"). I gdy sprawy wydają się iść w dobrym kierunku, między innymi dzięki nabytej w więzieniu umiejętności masażu, a Dolores zaczyna wizualizować sobie plany na przyszłość z nową "rodziną", następuje zwrot akcji.
Nie do końca trafia do mnie kanibalizm jako modny serialowo temat (patrz: "Yellowjackets"), ale daleko mi do skreślania produkcji za takie wątki. Może nie każdy tytuł ma szanse zbliżyć się do, najwyraźniej wyprzedzającego trendy, "Hannibala", ale umiejętne zaserwowanie nam takiego dania może przynieść ciekawy efekt. Niestety "Koszmar Dolores Roach" nigdy do końca przekonująco nie uzasadnia, dlaczego nagle bohaterka i my lądujemy w środku historii o jedzeniu ludzi. A kolejne impulsywnie dokonywane przez Dolores zbrodnie, za coraz mniejsze przewinienia, bardzo szybko stają się zwyczajnie nudne. Mogłam się spodziewać po ryzykowanym eksperymencie, że coś zawiedzie. Takie ryzyko właśnie. Ale nie spodziewałam się nudy.
Obiecujący jest wstęp do serialu. Otóż "Koszmar Dolores Roach" ma ramę. Po całej sensacyjnej historii z życia (anty)bohaterki zrobiono podcast, a potem monodram (odwrócenie kolejności w stosunku do dziejów twórczości Marka to ciekawy pomysł), a grająca Dolores Flora (Jessica Pimentel, "Orange Is the New Black") jako uwięziona w garderobie zakładniczka pierwowzoru swojej postaci musi wysłuchać, jak naprawdę wyglądało to z punktu widzenia seryjnej morderczyni. Tego wątku, poza istotną ramą na początku i na końcu, jest jednak niewiele. Równocześnie sama opowieść Dolores rozgrywająca się poza teatrem okazuje się nieraz nadmiernie teatralna. I nadmiernie podcastowa, bo nieustające wewnętrzne monologi lub miejscami błyskotliwe, ale z czasem przewidywalne komentarze wygłaszane w myślach, lepiej pewnie sprawdzały się w formie czysto dźwiękowej.
Koszmar Dolores Roach marnuje potencjał obsady
Jak wspomniałam, Machado robi, co może, by skomplikować postać. Dolores raz jest ofiarą okoliczności, kobietą, która od początku nie dostała szans na sukces, a raz zupełnie irracjonalną morderczynią, która sama ma świadomość, że wcale nie musiała sięgać po tak radykalne metody radzenia sobie z frustracją i przeciwnościami losu. Problem w tym, że te dwa obrazy bohaterki zupełnie nie chcą się tu złożyć w jeden – podobnie jak wykorzystane konwencje.
Jako czarna komedia "Koszmar Dolores Roach" nieszczególnie bawi. Jako nietraktujący się serio horror zupełnie nie straszy, niezależnie od tego, ile krwi się wyleje na ekranie i ile części ciała straci z tymże ciałem powiązanie na skutek rzeźnickich metod obróbki. Jako społeczne przypomnienie o nierówności szans wypada płytko. Samo Prime Video dało nam w tym roku dwie lepsze opowieści oparte na oryginalnych konceptach kapitalizmu, nierówności i niezrozumienia: "Rój" i "Jestem Panną". A koło "Barry'ego" czy "Atlanty" ten zaskakująco nijaki serial nawet nie stał.
Wspomniany "Rój" nie był wybitny, ale po słabszym początku był coraz lepszy. Tymczasem "Koszmar Dolores Roach" szybko wyczerpuje kredyt zaufania wynikający z pomysłu i zabaw z konwencjami, w tym musicalowymi ("Sweeney Todd"). To zaledwie niespełna cztery godziny, a i tak im dłużej oglądałam, tym częściej pytanie "co ja oglądam?" zmieniało się w "po co ja to oglądam?". Jasne, do recenzji – ale zawsze kiedy po całym sezonie zostaje mi głównie taka odpowiedź, wiadomo, że coś poszło mocno nie tak.
Czy warto oglądać serial Koszmar Dolores Roach
Czy "Koszmar Dolores Roach" nie ma plusów? Ma. To głównie Machado i inne znajome twarze: Judy Reyes ("Scrubs"), Marc Maron ("Glow") oraz moja ulubiona postać, Ruthie, grana przez Cyndi Lauper, zaskakująco świetną w roli, która wydaje się stworzona dla Patricii Clarkson. Za zaletę uznałabym też pokazanie gentryfikacji dawnego Nowego Jorku i przewrotne spojrzenie na zamieszkujące dzielnicę mniejszości. No i jest to serial (sezon?) krótki, więc nie zmieni raczej niczyjego życia, ale też nie zabierze z niego zbyt wielu godzin.
Niektóre zabawy konwencja i dialogi się bronią, a kampowość jest w ten serial wpisana, więc daje mu alibi na wiele dziwacznych artystycznych wyborów. Jednak im dalej w sezon, tym mniej byłam zmotywowana, by takiego alibi szukać. Raczej chciałam, żeby ta krwawa farsa – z każdym odcinkiem bardziej farsowa i bardziej krwawa – się skończyła. Przebrnęłam, jutro pewnie niewiele będę z tego pamiętać, poza zawiedzionymi oczekiwaniami na ciekawy eksperyment. Na szczęście tyle jest eksperymentów udanych, że nie musimy już zachwycać się serialem za sam pomysł.