"Zbrodnie po sąsiedzku" w 3. sezonie udowadniają, że są w stanie zaskakiwać nas bez końca – recenzja
Marta Wawrzyn
8 sierpnia 2023, 09:02
"Zbrodnie po sąsiedzku" (Fot. Hulu)
True crime, komedia, a teraz też klasyczny broadwayowski musical z wyraźnym dodatkiem absurdu. "Zbrodnie po sąsiedzku" w 3. sezonie raz jeszcze przeobrażają się w coś trochę innego i zaskakują nas swoją cudowną świeżością.
True crime, komedia, a teraz też klasyczny broadwayowski musical z wyraźnym dodatkiem absurdu. "Zbrodnie po sąsiedzku" w 3. sezonie raz jeszcze przeobrażają się w coś trochę innego i zaskakują nas swoją cudowną świeżością.
Jeśli jakiś serial ma Meryl Streep w swojej głównej obsadzie, to znak, że warto na niego zwrócić uwagę. Tak, nawet w czasach, kiedy oscarowi aktorzy grają na co dzień w proceduralach amerykańskich sieciówek i netfliksowych średniakach. Kinowa gwiazda, której nazwisko stało się wręcz synonimem aktorskiej klasy, wybrała "Zbrodnie po sąsiedzku" i to czysta przyjemność oglądać ją w 3. sezonie. Zwłaszcza że rolę zagrała przewrotną, ponieważ jej Loretta, jedna z gwiazd nowej sztuki Olivera (Martin Short) jest aktorką niespełnioną, można wręcz powiedzieć, że kiepską. Przynajmniej do czasu.
Zbrodnie po sąsiedzku sezon 3 – nie tylko Meryl Streep
Zacznijmy jednak od początku, bo nowa seria hitowej komedii platformy Hulu, którą w Polsce możemy oglądać na Disney+ (dwa pierwsze odcinki już są dostępne, cały sezon ma ich liczyć dziesięć, a ja widziałam przedpremierowo ósemkę i znam zdecydowanie więcej tajemnic niż powinnam, ale obiecuję, że będę milczeć), ma do zaoferowania dużo, dużo więcej niż – kolejne już – nazwisko z najwyższej półki w obsadzie. To kolejny wyśmienity sezon, a przy tym kolejny sezon, kiedy "Zbrodnie po sąsiedzku" zaskakują swoją świeżością i urokiem, sprytnie uciekając przed oskarżeniami o repetetywność.
Tak, oczywiście, mamy kolejne morderstwo, kolejny sezon podcastu i kolejny etap nietypowej przyjaźni Olivera, Charlesa (Steve Martin) i Mabel (Selena Gomez). Bez tego nie byłoby serialu. Ale tak naprawdę już twist, który "Zbrodnie po sąsiedzku" serwują w 3. sezonie dosłownie na dzień dobry, wystarczy, aby uśmiechnąć się i pogratulować twórcom – czyli Martinowi i Johnowi Hoffmanowi – pomysłowości i błyskotliwości. To w sumie typowe "mamy cię!", ale zrobione z nieprawdopodobnym wdziękiem i klasą.
A potem zaczyna się dobrze znajoma jazda bez trzymanki przez kolejne tropy i kolejnych podejrzanych, których w przypadku tej zbrodni naprawdę nie brakuje, bo serial wychodzi poza Arconię i śpiewająco zmierza w kierunku Broadwayu. Powraca oczywiście Paul Rudd jako Ben Glenroy, aktor, który dosłownie padł trupem na scenie w wieczór premiery, ale to tylko część atrakcji. W obsadzie 3. sezonu "Zbrodni po sąsiedzku" jest też choćby Ashley Park ("Emily w Paryżu"), Jesse Williams ("Chirurdzy") czy grający małą, ale zapadającą w pamięć rolę Matthew Broderick. Pewnych osób z poprzednich serii brakuje, inne powracają w zaskakujących momentach – a wszystkie te roszady obserwuje się z wielką przyjemnością, tak bogatą obsadę mają już "Zbrodnie po sąsiedzku". Jakkolwiek by tej obsady nie przetasowali, zawsze trafiamy same asy.
Zbrodnie po sąsiedzku sezon 3 – witajcie na Broadwayu
Broadwayowski klimat i bardzo wyraźne wyjście poza Arconię to główne zmiany, jakie przynosi 3. sezon "Zbrodni po sąsiedzku" – i wychodzą one serialowi na dobre. To oczywiście zawsze był bardzo nowojorski serial, ale czy może być coś bardziej nowojorskiego niż cały ten blichtr i skomplikowane kulisy powstawania musicali? No pewnie, że nie, a jak dodać do tego, że Oliver tworzy sztukę absolutnie, hm, niezwykłą – to kryminał, w którym kobieta umiera uduszona dziecięcą grzechotką, a wśród podejrzanych jest najwyraźniej trójka niemowląt – to mamy raz jeszcze hit.
Hit złożony niby z tych samych, a przy tym innych składników niż zwykle. Zmiana scenerii ma ogromne znaczenie sama w sobie, ale też warto zauważyć, że zrobiono to po prostu bezbłędnie, z jednej strony uchwytując to nieuchwytne "coś", co tak nas przyciąga do idei śpiewania w teatrze o życiu i całej reszcie, czyli w tym przypadku też śmierci, a z drugiej, pozostając w bardzo komediowych rejonach. Tak że nie wiadomo, co jest bardziej skąpane w absurdzie – sztuka Olivera czy jej kulisy, z wszystkimi swoimi twistami i oczkami puszczonymi w stronę publiczności. Nie mogę też się doczekać, aż kiedyś naprawdę powstanie "Grey's New Orleans: Family Burn Unit". Pewnie szybko.
Musicalowa otoczka pozwala widzom docenić trochę inne strony talentu obsady, w tym Meryl Streep i Steve'a Martina, którego piosenka o (potencjalnie) morderczych trojaczkach to i fenomenalna komedia, i być może nasze nowe "Angel in Flip-Flops". Mam wątpliwości tylko dlatego, że nie jestem pewna, czy ktokolwiek spoza Broadwayu będzie w stanie to zaśpiewać. Niestety i stety na zmianie klimatu ucierpiały dwie rzeczy: w 3. sezonie "Zbrodni po sąsiedzku" jest mniej typowej komedii, a i sama zagadka morderstwa nie raz, nie dwa wydaje się odstawiona na boczny tor, a gdybym chciała się czepiać, znalazłabym pewnie również parę ewidentnych dziur fabularnych.
W zamian serial dość mocno stawia na śpiewanie i pokazywanie kulis teatru, jak również na prywatne wątki bohaterów, z których większość to wątki romantyczne. Romansuje Mabel, łatwo domyślić się z kim, ale romansuje też Oliver i tutaj możecie już zostać zaskoczeni. Charles bardzo chce i bardzo się boi wnieść sprawy z Joy (Andrea Martin) na nowy poziom, a jakby tego było mało, pojawia się jeszcze parka rodem z "Gry o tron". Kolejne zakręty czekają również przyjaźń naszej trójki detektywów, która kilka razy na przestrzeni tego sezonu zostaje wystawiona na większą próbę.
Zbrodnie po sąsiedzku sezon 3 – idealna rozrywka na lato
To, co jedni widzowie mogą uznać za wadę – na czele z faktem, że serial trochę mniej skupia się na samym morderstwie, śledztwie i kulisach tworzenia podcastu – inni potraktują jako naturalną kolej rzeczy. To już 3. sezon i trzecia prawdziwa zbrodnia. Powtarzanie znajomej formuły wciąż się sprawdza, ale tylko do pewnego stopnia. W tym momencie trzeba już szukać nowych dróg i nieustannie się przeobrażać, co "Zbrodnie po sąsiedzku" czynią. I czynią to świetnie, zaskakując wręcz swoją świeżością i błyskotliwością, a przy tym pozostając tą samą, doskonale eskapistyczną rozrywką.
Postawienie nie tyle na komedię, co na komediodramat z musicalowym tłem, także koniec końców się opłaca. "Zbrodnie po sąsiedzku" nie byłyby tak wciągające, gdybyśmy nie kochali ich bohaterów, ze wszystkimi ich wadami, i nie kibicowali im z całych sił w poszukiwaniach nie tylko kolejnych morderców grasujących w Arconii i okolicach, ale również osobistego szczęścia. Stawki emocjonalne w 3. sezonie są wyższe niż kiedykolwiek i co ciekawe, dotyczy to nie tylko głównej trójki, ale i nowych postaci.
Recenzując 2. sezon "Zbrodni po sąsiedzku", niemal nie wierzyłam, że udało się tej ekipie dokonać cudu dwa razy. Teraz wierzę, że mogą tak niemal w nieskończoność. Przed wami najprzyjemniejszy serialowy seans tego lata. Bawcie się dobrze.