"Californication" (6×01): Niesmaczne deja vu
Michał Kolanko
16 stycznia 2013, 16:44
Czy po lekkim rozczarowaniu, jakim był 5. sezon, twórcy "Californication" powrócili z nowymi, świeżymi pomysłami, które mogłyby uratować serial? Jeśli cały nowy sezon będzie wyglądać tak jak pierwszy odcinek, to fani Hanka Moody'ego mogą mieć powody do niepokoju.
Czy po lekkim rozczarowaniu, jakim był 5. sezon, twórcy "Californication" powrócili z nowymi, świeżymi pomysłami, które mogłyby uratować serial? Jeśli cały nowy sezon będzie wyglądać tak jak pierwszy odcinek, to fani Hanka Moody'ego mogą mieć powody do niepokoju.
W moim tekście o finale 5. sezonu pisałem, że odgrzanie po raz kolejny tego samego kotleta w przyszłym roku się nie uda, bo formuła "Californication" po latach po prostu się wyczerpała. Niestety, zamiast resetu i nowych pomysłów dostajemy teraz Hanka alkoholika, który trafia na odwyk. Jest nowy projekt artystyczny – musical na Broadwayu – i nowy "przyjaciel" Hanka, w tym wypadku muzyk Atticus Fetch. Broadway i powrót do Nowego Jorku, to w tym momencie jedyna nadzieja serialu na powrót do formy.
Bo pierwszy odcinek nowego sezonu jest wtórny w sposób absolutny. Nie jest nawet zabawnie, jest cały czas niesmacznie. Wydawało się, że przez pięć lat twórcy "Californication" wyczerpali już limit rzeczy, które może zrobić Hank po alkoholu. A jednak przez cały czas pokazują ponurą kreatywność. Najgorsze jest to, że to wcale nie jest śmieszne
Oficjale wytłumaczenie przyspieszenia alkoholizmu u Hanka jest proste: cierpi na wyrzuty sumienia po tym, jak jego była dziewczyna, Carrie, popełniła samobójstwo z powodu sercowego zawodu. Carrie próbowała przy okazji zabić też Hanka, ale jego dawka środków nasennych w alkoholu nie zadziałała śmiertelnie. Hank pije, sny z udziałem Carrie, i zachowuje się – nawet jak na niego – jak kompletny palant. Po interwencji jego rodziny i przyjaciół trafia na odwyk. Wszystko to (oprócz odwyku) już gdzieś widzieliśmy, zmienił się tylko styl.
Jeśli nowy sezon ma być mroczny, a nie zabawny, to serial jest w poważnych kłopotach. "Mroczne Californication" albo "Californication na serio" nie ma sensu. Siłą tej produkcji zawsze był wdzięk (specyficznie pojmowany) który sprawiał, że można było oglądać przygody Hanka i jego przyjaciół/rodziny. Teraz to gdzieś wyparowało. Hanka nie da się lubić, a nowa postać – wspomniany muzyk rockowy Atticus Fetch – nie wydaje się być kimś interesującym
Niezły finał 5. sezonu dawał nadzieję, że twórcy wreszcie wzięli się do pracy. Teraz widać, że była to złudna nadzieja. Fanom "Californication" – których, sądząc po bardzo dobrych wynikach oglądalności, jest coraz więcej – pozostaje myśl, że teraz może być już tylko lepiej, i serial odrodzi się, podobnie jak jego główny bohater.