Hity tygodnia: "Girls", "Fringe", "Go On", "Justified", "The Good Wife", "NCIS"
Redakcja
20 stycznia 2013, 21:02
"Girls" (2×01 – "It's About Time")
Nikodem Pankowiak: Dziewczyny wróciły w najlepszym możliwym momencie – w dniu premiery nowego sezonu otrzymały, całkowicie zasłużenie, Złoty Glob za najlepszą komedię poprzedniego roku. Od naszego ostatniego spotkania z nimi, trochę się w ich życiu zmieniło. Hannah definitywnie (?) rozstała się z Adamem, Shoshanna rozstała się z Rayem, Marnie rozstała się z pracą (a właściwie praca z nią). I tylko Jessa wydaje się nie rozstawać ze szczęśliwym i szalonym życiem. Zmiany w ich życiu całkiem spore, na całe szczęścia nie zmienia się sam serial, który nadal pozostaje, w mojej opinii, najbardziej niezależną, a przy tym bardzo zabawną (choć czasem może to być śmiech przez łzy) telewizyjną produkcją.
Marta Wawrzyn: Dziewczyny wróciły i są równie zwyczajne, i równie szalone co dotychczas. A jednocześnie mam wrażenie, że Lena Dunham nabrała pewności siebie jako scenarzystka i reżyserka, nie tracąc przy tym nic ze swojej świeżości. Bardzo miłym akcentem dla mnie jako fanki "Community" był występ Donalda Glovera w roli faceta, z którym Hannah uprawia niezobowiązujący seks. Ten chłopak to dla mnie Troy, miło zobaczyć go w nieco innej roli.
"Fringe" (5×12-13 – "Liberty" i "An Enemy of Fate")
Nikodem Pankowiak: To jest już koniec. Właściwie nie wiem, co powiedzieć więcej. Szkoda, bo na tamten świat udał się świetny serial, ale z drugiej strony, niejedna telewizyjna produkcja chciałaby odejść w glorii i chwale, jak zrobiło to "Fringe".
Cieszę się, że na koniec na pierwszy plan ponownie wysunęła się Olivia, która przez większość sezonu pozostawała w cieniu Waltera. Widzowie (ponownie) oraz kapitan Windmark (po raz pierwszy) przekonali się, jak ogromna siła w niej drzemie. Nie obyło się bez kilku sentymentalnych scen, dziejących się między innym po drugiej stronie wszechświata. Jak w swojej recenzji napisał Andrzej, dostaliśmy słodko-gorzkie zakończenie. I dobrze, bo pójście na łatwiznę przy zakończeniu serialu to najgorsze, co jego twórcy mogliby zrobić.
Andrzej Mandel: Znakomity finał kultowego serialu. W ostatnich dwóch odcinkach twórcy dali nam wszystko to, za co kochaliśmy "Fringe", plus wiele drobnych i przyjemnych ukłonów w stronę fanów. Finałowe odcinki wgniotły w fotel i nie puściły do samego końca. Nie mogliśmy oczekiwać więcej.
I Walter, Walter, Walter!
"Go On" (1×13 – "Gooooaaaallll Doll!")
Andrzej Mandel: Przeplatające się dwa zabawne wątki – Ryana z Carrie i Yolandy w nowej pracy – dały nam zabawny i pełen fajerwerków odcinek. Po jego zakończeniu z jednej strony bolał mnie brzuch ze śmiechu, a z drugiej strony zadumałem się nad tym, jak często nie widzimy tego co czują ludzie, którzy są nam bliscy.
Za to lubię ten serial – tu śmiech przeplata się z zadumą. Ale pamiętajmy, że to wyjątkowo smutna komedia (i coraz bardziej śmieszna).
Marta Wawrzyn: Kolejny odcinek, który pokazuje, że w bohaterach "Go On" drzemie bardzo duży potencjał. Nie jest to jeszcze niestety poziom "Community" (choć już widać kilka podobieństw – na przykład sposób, w jaki krok po kroku budowany jest własny świat grupy bohaterów), ale już jest to jedna z najsympatyczniejszych emitowanych obecnie komedii. Dodatkowo ucieszył mnie widok Nazanin Boniadi w roli ślicznego i cynicznego dziewczęcia, które zakręciło się wokół Ryana.
"Modern Family" (4×12 – "Party Crasher")
Nikodem Pankowiak: Chyba dopiero drugi raz w tym sezonie jesteśmy z Martą zgodni co do tego serialu. To był cudowny odcinek! Najlepsze sceny przypadły w udziale Cameronowi i Philowi. Ten pierwszy na każdym kroku przypadkowo wyrządzał córce krzywdę, drugi chciał wyrządzić krzywdę facetowi podrywającemu Hayley. No i Manny mówiący o seksskandalu ze swoim udziałem… No i Gloria mówiąca o 20 (!) najbardziej bolesnych minutach swojego życia… No i… W tym tygodniu zagrało wszystko i wszyscy! Oby tak dalej!
Marta Wawrzyn: O tak, zgadzam się z przedmówcą. W "Party Crasher" znalazła się chyba pierwsza serialowa scena porodu w historii telewizji, którą nie tylko oglądało się bez bólu, ale która też po prostu mnie ujęła (20 minut, kurcze!). Sofia Vergara wymiatała przez cały odcinek, a scena, w której Gloria odpoczywa po wszystkim i zbiera się przy niej cała rodzina, była bardzo, ale to bardzo sympatyczna. A cały odcinek pełen fantastycznego uroku.
"Justified" (4×02 – "Where's Waldo?")
Marta Wawrzyn: Wszyscy, dosłownie wszyscy twórcy seriali mogliby uczyć się sztuki pisania dialogów od scenarzystów "Justified". Niemal każda rozmowa w najnowszym odcinku zawierała jakąś perełkę. Rozmowa Tima, Arta i Raylana na początku, wymiana zdań Boyda z Wynnem Duffym o ważnej kwestii zaufania, wzajemne badanie się Boyda i pastora Billy'ego, a także jego milczącej siostry… Dialogi w tym odcinku były po prostu perfekcyjne.
A przecież dialogi to nie wszystko, co nam zaserwowano. W odcinku bardzo dużo się działo. Najważniejsze, że zbliżyliśmy się nieco do rozwiązania tajemnicy Waldo, tylko po to, by dowiedzieć się, że jest ona bardziej zagmatwana, niż moglibyśmy przypuszczać. Tempa nabrało życie miłosne Raylana. Ellen May poszła po zbawienie, choć Ava wyraźnie jej powiedziała, że nie ma zbawienia dla takich ludzi jak ona. Zobaczyliśmy, kto pociąga za sznurki w leśnym kościele. Powrócił nasz stary dobry znajomy, Wynn Duffy.
Fabuła się zagęszcza – i co najlepsze kompletnie nie wiem, do czego nas to wszystko doprowadzi tym razem. Oby obietnica szalonej jazdy bez trzymanki została spełniona. Bo na razie to wciąż jeszcze wstęp, bardzo smakowity, ale jednak wstęp.
"The Carrie Diaries" (1×01 – Pilot)
Marta Wawrzyn: "The Carrie Diaries" czaruje od pierwszej chwili klimatem. Jest charakterystyczny dla lat 80. kicz i obciach, są natapirowane włosy, cętkowane getry, cekiny, kolorowe gadżety, jest mnóstwo fantastycznej muzyki. 16-letnia Carrie Bradshaw zachowuje się tak jak jej starsza wersja – paraduje w szpilkach po Manhattanie, prowadzi pierwsze rozmowy o seksie z przyjaciółkami, pisze, siedząc pod oknem. I to wszystko podoba się widzom. W internecie dziewczyny już ogłaszają, że chcą mieć taką torebkę albo buty jak młoda Carrie – co może być początkiem szału na lata 80.
I choć nie wiem, czy po kilku odcinkach nie znudzi mnie fabuła tej bądź co bądź młodzieżowej produkcji, na razie jestem "The Carrie Diaries" zachwycona. Oby tak dalej!
"The Good Wife" (4×12 – "Je Ne Sais What?")
Marta Wawrzyn: Elsbeth Tascioni – i nic więcej mi do szczęścia nie trzeba. Carrie Preston znów dodała "The Good Wife" kolorytu i skradła swoim kolegom odcinek w roli dziwacznej i jednocześnie genialnej pani adwokat, która tym razem wylądowała za kratkami. Każde słowo, które padło z jej ust, każdy jej gest, każda mina wywoływała u mnie uśmiech. I tak ma być, po to mamy Elsbeth Tascioni.
Ale to był ogólnie bardzo dobry odcinek. Francuskojęzyczny sportowy trybunał arbitrażowy, z którym przyszło zmierzyć się Willowi i Diane, były przezabawny, a Alicia i Peter… Oj, Alicia i Peter niewątpliwie nie są tym, czego spodziewaliśmy się jeszcze niedawno po "The Good Wife" – ale czy da się lubić tej chemii między nimi? Wstyd przyznać, ale patrząc na nich teraz, nie jestem już taka pewna, czy kobiety nie powinny wracać do mężów, którzy je zdradzili z prostytutkami. Porobiło się…
"Bunheads" (1×12 – "Channing Tatum Is a Fine Actor")
Marta Wawrzyn: Wreszcie, wreszcie, wreszcie! Wreszcie "Bunheads" wróciło do formy, w jakiej je zapamiętałam z wakacji. Odcinek "Channing Tatum Is a Fine Actor" był napakowany pysznymi żartami słownymi i absurdalnymi sytuacjami, za które pokochałam ten serial.
Nowe rodzeństwo "nomadów, którzy mieszkali w Bawarii" miało bardzo mocne wejście – i to mimo że żadne z nich na razie nie wypowiedziało zbyt wielu kwestii. Zachowanie Boo na kolacji z rodzicami Carla doprowadziło mnie do łez, a jej oświadczyny wypadły uroczo. Wróciła zabawna Michelle, która tym razem poszła na randkę z mężczyzną, nie przypominającym najwyraźniej człowieka. Idealny balans pomiędzy dramatem i komedią zachowano dzięki ostatniej scenie, w której matka Sashy oznajmia jej, że rozwodzi się z jej ojcem. Wygląda na to, że dziewczynę czeka kolejny poziom przyspieszonego kursu dorastania.
"NCIS" (10×12 – "Shiva")
Bartosz Wieremiej: Już po ubiegłotygodniowych hitach widać było, że spodziewam się zupełnie innego odcinka. Dobrze jednak, że twórcy podążyli w przeciwnym kierunku i pozwolili nam doświadczyć czegoś niezwykłego i niespotykanego w tego typu produkcjach. "Shiva" zadziwia ilością odcieni smutku, brakiem natrętnego eksponowania sztucznych emocji i samą intryga. Zachwyca atmosferą i świetnie pokazuje, z jaką pieczołowitością rozbudowywano relacje pomiędzy poszczególnymi bohaterami przez ostatnie kilka lat.
Ponownie fantastycznie wypadli Cote de Pablo i Rocky Carroll, a na kilka niesamowitych linii dialogowych załapał się David McCallum. Dodatkowo bezbłędnie udało się wprowadzić dwóch nowych bohaterów
granych przez Grega Germanna i Odeda Fehra, których losy bardzo szybko stały się istotną częścią drugiej połowy sezonu.
I jeszcze 29 stycznia czeka nas odcinek poświęcony Abby (Pauley Perrette). Dobre czasy nastały dla fanów "NCIS".
"House of Lies" (2×01 – "Stochasticity")
Nikodem Pankowiak: Ileż to jeden dzień, a właściwie jedna noc, może zmienić w życiu człowieka… Marty i Jeannie świętują zwycięstwo, jakie odnieśli w stoczonej na koniec 1. sezonu bitwie. Sytuacja jednak wymyka się spod kontroli, a hektolitry alkoholu sprawiają, że oboje nie mają pojęcia, co wydarzyło się, gdy ruszyli na miasto. Do czasu. Oczywiście powrót do biznesu oznacza też nowych klientów, którzy są… No właśnie, nie wiadomo kim, bo nikt tego nie pamięta. Sceny, w których bohaterowie próbują odgadnąć tożsamość swojego klienta, to mistrzostwo komedii. Jeśli kolejne odcinki będą na takim samym poziomie, otrzymamy coś równie dobrego, a może nawet lepszego, niż rok temu.
"Happy Endings" (3×11 – "The Ex Factor")
Marta Wawrzyn: W tym tygodniu przyznajemy hit "Happy Endings" za bezbłędne zdiagnozowanie, a następnie bezczelne wykorzystanie tego, że większość widzów jest okropnymi świńtuchami. Gorący pocałunek byłych dziewczyn Brada i Jane stanowił idealną puentę rywalizacji tego wyjątkowego małżeństwa o to, kto ma fajniejszą byłą dziewczynę. Ostatnia scena z seksowną mamusią i niegrzecznym dzieckiem totalnie mnie rozbroiła, choć przecież szczytem oryginalności nie była. Co tu dużo mówić – Damon Wayans Jr. potrafi.
Radę dali też Alex, Dave i Max, zatroskani o życie nowego współlokatora tego ostatniego. Zwłaszcza Elisha Cuthbert wymiatała jako głupiutka blondynka. Wiem, że brzmię już jak zdarta płyta, ale niepojęte jest dla mnie, jak ten serial może mieć tak słabą oglądalność.