Serial "One Piece" powstał dzięki… "Skazanemu na śmierć"? Producent hitu Netfliksa zdradza kulisy
Karol Urbański
21 września 2023, 11:13
"One Piece" (Fot. Netflix)
Co łączy seriale "One Piece" i "Skazany na śmierć"? Jak się okazuje, bardzo dużo. Wszystko to za sprawą producenta hitu Netfliksa, którego doświadczenie nad drugim z tytułów przyczyniło się do powstania adaptacji kultowej mangi.
Co łączy seriale "One Piece" i "Skazany na śmierć"? Jak się okazuje, bardzo dużo. Wszystko to za sprawą producenta hitu Netfliksa, którego doświadczenie nad drugim z tytułów przyczyniło się do powstania adaptacji kultowej mangi.
Gdyby nie "Skazany na śmierć", aktorski serial "One Piece" mógłby w w ogóle nie powstać. Jak się okazuje, kultowy kryminał Foxa miał niebagatelny udział w przekazaniu praw autorskich. Producent związany z wytwórnią Tomorrow Studios odpowiedzialną za adaptację mangi od Netfliksa zdradził zabawne kulisy.
One Piece – jak Skazany na śmierć pomógł serialowi?
Zakulisową historią łączącą "Skazanego na śmierć" z "One Piece" podzielił się producent Marty Adelstein w rozmowie z Deadline. Filmowiec przyznał, że wielokrotnie jeździł do Japonii, by przekonać tamtejszych twórców, że z "One Piece" korzystniej zrobić jest serial aniżeli film, co wcześniej planowali Japończycy.
Równie trudną kwestią było przekazanie praw autorskich twórcy mangi, Eiichiro Ody w ręce Amerykanów. Po wielu negocjacjach zwieńczonych porażką przedstawicieli Tomorrow Studios szczegółem, który przeważył o decyzji Ody, okazał się zachwyt nad "Skazanym na śmierć" – serialem, nad którym w przeszłości pracował Adelstein.
— To było bardzo zabawne, Oda początkowo nie chciał tego zrobić [przekazać praw autorskich], ale kiedy usłyszał, że byłem zaangażowany w "Skazanego na śmierć", bardzo się tym podekscytował i przekazał nam prawa.
Po otrzymaniu zgody Ody następnym krokiem było wybranie się do Japonii, gdyż, jak wspomina Adelstein, w Japonii "nie można nic załatwić przez telefon", trzeba "pojawić się osobiście i rozmawiać twarzą w twarz". Reszta jest już historią, którą Tomorrow Studios dalej pisze z Netfliksem po oficjalnym zamówieniu 2. sezonu "One Piece".
Wszystko jest też na dobrej drodze, by na zawsze zmazać plamę wstydu, którą wytwórnia zostawiła po sobie na Netfliksie w postaci poprzedniej adaptacji równie kultowej mangi, czyli "Cowboya Bebopa". Adelstein, który pracował nad jednym i drugim projektem, zdradził, jakie były największe różnice między serialami.
— Posiadanie wsparcia twórcy, [Eiichiro] Ody, który się w to zaangażował i pobłogosławił, zrobiło dużą różnicę. Ale myślę, że główną lekcją było to, że "Cowboy Bebop" był adaptacją. W przypadku "One Piece" nauczyliśmy się, że trzeba trzymać się bardzo blisko postaci stworzonych przez twórcę; że ludzie chcieli widzieć Luffy'ego jako Luffy'ego, uosabiającego wszystkie jego cechy. Trzymaliśmy się więc znacznie, znacznie bliżej, tak blisko oryginału, jak tylko mogliśmy, by fani to kupili. I wydaje nam się, że to właśnie zrobiło różnicę.
W oczekiwaniu na wieści o 2. sezonie "One Piece" koniecznie sprawdźcie, którą gwiazdę kina chcą obsadzić fani w kolejnych odcinkach. A ile sezonów łącznie chcą nakręcić filmowcy? Producenci mają pod tym względem naprawdę ambitne plany.