"Spartakus" (3×01): Dobry początek końca
Michał Kolanko
28 stycznia 2013, 18:49
Zaczął się trzeci i zarazem ostatni sezon "Spartakusa", z podtytułem "War of the Damned", czyli "Wojna potępionych". Chociaż wszyscy znamy historyczny koniec historii buntu niewolników przeciwko Rzymowi, to i tak od kilku lat ten serial ogląda się bardzo dobrze. Jak jest teraz?
Zaczął się trzeci i zarazem ostatni sezon "Spartakusa", z podtytułem "War of the Damned", czyli "Wojna potępionych". Chociaż wszyscy znamy historyczny koniec historii buntu niewolników przeciwko Rzymowi, to i tak od kilku lat ten serial ogląda się bardzo dobrze. Jak jest teraz?
Dla wszystkich miłośników Spartakusa ostatni sezon musi mieć gorzki posmak. Nie tylko dlatego, że już wkrótce nastąpi ostateczne pożegnanie z ulubionymi bohaterami. Przede wszystkim dlatego, że Andy Whitfield, aktor, który grał Spartakusa w sezonie pierwszym, zmarł między pierwszym a drugim sezonem. Zastępujący go Liam McIntyre miał przed sobą bardzo trudne zadanie i częściowo mu nie podołał. Jego Spartakus w "Zemście" był kimś zdecydowanie innym, nie miał sobie tej magnetycznej charyzmy Whitfielda.
W "Wojnie potępionych" zmienia się skala serialu. Bitwy nie są już ograniczone do kilku, kilkudziesięciu osób, tylko są dużo większe – zgodnie z wydarzeniami historycznymi. I również zmienia się funkcja, jaką pełni Spartakus. Nie jest już tylko przywódca małej grupki rebeliantów, tylko liderem dużej armii. Ta zmiana zdaje się służyć następcy Whitfielda – McIntyre w pierwszym odcinku ("Enemies of Rome") pasuje do roli stratega, dowódcy, przywódcy. Zmiana skali jest też korzystna dla serialu – znika wrażenie sztuczności wywołane sposobem produkcji serialu, wszystko do siebie pasuje o wiele bardziej. Widać, że jest to epickie, gigantyczne starcie o przetrwanie.
Drugą pozytywną zmianą jest wprowadzenie postaci Marka Krassusa (Simon Merrells) – który ma zagwarantować stłamszenie rebelii. Krassus jest niezwykle ambitny – to akurat cecha wszystkich wrogów Spartakusa – ale woli też poznawać przeciwnika bliżej. Kupił dla siebie gladiatora, i w pierwszym odcinku poznajemy go, gdy walczy z nim tak, by stać się godnym przeciwnikiem Spartakusa. Krassus wyraża się o swoim przeciwniku z szacunkiem, co wyróżnia go na tle wcześniejszych czarnych charakterów w serialu. Nie jest tak komiksowo przerysowany, co sprawia, że jego postać wygląda wiarygodniej. Krasuss nie jest jedyną nową postacią – w kolejnych odcinkach ma się pojawić sam Juliusz Cezar.
To wszystko powoduje, że pierwszy odcinek "Spartakusa" to bardzo mocny, bardzo solidny początek ostatniego etapu tej historii. Seksu jest mniej, poziom przemocy się nie zmienił. To dalej wygląda jak serial, który wielu uważa za kicz, ale wszystko jest o wiele bardziej poważne. Czuć, że walka Spartakusa z Rzymianami zbliża się do momentu kulminacyjnego, że to już rzeczywiście ostatni etap. Twórcy serialu zapowiadali w wywiadach, że wszystkie najlepsze fragmenty tej historii, które im pozostały ścisnęli w jeden, naładowany wydarzeniami i dość krótki sezon. To gwarantuje, że emocji w tej walce na pewno nie zabraknie.
Po nieco rozczarowującym drugim sezonie ostatni zapowiada się naprawdę bardzo dobrze. Znamy cele postaci, wiemy jaka jest stawka. Nie ma mowy o dłużyznach i zwalnianiu akcji. Dlatego "Enemies of Rome" to bardzo dobra zapowiedź tego, co będzie działo się dalej.