"30 Rock" (7×12-13): Gdzie są małe gołębie?
Paweł Rybicki
2 lutego 2013, 21:02
Zdarza się, że nawet dobre seriale odchodziły w wyjątkowo żałosny sposób. Na szczęście finał "30 Rock" nie zawiódł oczekiwań.
Zdarza się, że nawet dobre seriale odchodziły w wyjątkowo żałosny sposób. Na szczęście finał "30 Rock" nie zawiódł oczekiwań.
Ile czasu można robić program TV o robieniu programu TV? "30 Rock" udowodniło, że bardzo długo – siedem lat. I mimo – niby – dosyć monotonnej tematyki oraz wąskiej grupy postaci, serial Tiny Fey nigdy nie tracił poziomu. Podzielony na dwa odcinki ("Hogckock!" oraz "Last Lunch") finał finałów tylko potwierdził talent autorki.
Bohaterowie "30 Rock" mieli czas na ostatnie popisy. Najbardziej podobał mi się oczywiście Kenneth (Jack McBryer), który już w trzecim od końca odcinku otrzymał nominację na prezesa NBC – tak, jak wieszczono to już na początku 1. sezonu serialu.
Ekstrawagancki goniec (i prawdopodobnie nieśmiertelny człowiek) z jednej strony jest w finale taki jak zwykle – pragnie spełniać zachcianki Tracy'ego Jordana (Tracy Morgan), nie chce siedzieć rozmawiając z Jackiem (Alec Baldwin) i wygłasza zaskakujące kwestie w rodzaju "Gdzie się podziewają małe gołębie?" (No właśnie, a właściwie gdzie? Widzieliście kiedyś gołębia pisklaka?).
Ale z drugiej strony Kennethowi daleko do poczciwca. Bez trudno można dostrzec, że poradzi sobie na stanowisku szefa telewizji lepiej od Jacka. Zmusza ekipę do stworzenia ostatniego odcinka "TGS", żeby nie płacić 30 mln dolarów kary Tracy'emu, sprytnie skłania Jennę (Jane Krakowski) do występu i ma pomysły na programu lepsze od uwielbianego przez Jacka "serialu z małpą".
Powód takiego stanu rzeczy jest prosty – Kenneth po prostu kocha telewizję. Chociaż warto zaznaczyć, że jest to miłość specyficzna – o czym świadczy stworzona przez niego lista terminów, które nie mogą pojawić się w NBC (np. "Nowy Jork").
Postacią Kennetha Tina Fey oczywiście drwi sobie nieco z rednecków amerykańskiego Południa. Ale przecież nie jest to drwina chamska, do której zwykle ograniczają się żarty polskich sitcomów. Kenneth jest Południowcem przerysowanym, ale zarazem sympatycznym. A często jego rozumowanie chłopka-roztropka okazuje się być słuszniejsze.
Na tym właśnie polegała siła "30 Rock", wywodzącego się z kręgu komików "Saturday Night Live" (czyli najpopularniejszego od dekad programu rozrywkowego Ameryki) – ten serial śmiał się ze wszystkich: liberałów, konserwatystów, gejów, homofobów, rednecków i nowojorczyków. Dzięki temu dystansowi każdy mógł w tym humorze odnaleźć coś dla siebie.
Społecznego satyrycznego zęba "30 Rock" nie stracił aż do końca. W finale oglądamy np. taką scenę: Jack (dyrektor całego GE – już dalej awansować nie mógł) triumfuje, ale zarazem jest z tego powodu smutny. Nie cieszą go nawet oznaki jawnej nienawiści ze strony Demokratów, którzy wściekli się na wysokość jego pensji.
W pewnym momencie widzimy na ekranie telewizora w biurze Jacka prawdziwą Nancy Pelosi (demokratyczna polityk, odpowiednik naszego marszałka Sejmu), która grozi mu sądem. Republikańscy kumple Jacka są zachwyceni. On niby też, ale ciągle nie czuje się szczęśliwy i szuka dalej.
Poszukiwanie szczęścia to zresztą przewodni motyw finału. Oprócz Jacka szczęścia szuka Liz Lemon (Tina Fey we własnej osobie). Liz ma w końcu ukochanego mężczyznę oraz dzieci, ale nie potrafi odnaleźć się w roli kury domowej, Znudzona, wykłóca się z innymi matkami na forum internetowym. Umawia się nawet z jedną na walkę w parku… ale jest mocno zdziwiona, gdy widzi, kto się zjawia.
Liz i Jack znajdują w końcu swoje szczęście, ale nie będę zdradzał, w jaki sposób. Muszę jednak wspomnieć o ich ostatniej rozmowie – ostatniej pokazanej na ekranie (zwłaszcza że wiele tekstów o finale "30 Rock" i tak jest ozdabianych właśnie wideo z tą wymianą zdań. Zerknijcie na dół!). Pewnie nie przejdzie ona do historii na taki sposób, jak ostatni dialog w "Casablance", ale skala emocji jest podobna. Jack i Liz wyznają sobie miłość, ale oczywiście wiemy, że to nie TAKA miłość. To miłość przyjaciół, którzy odnaleźli w sobie prawdziwe bratnie dusze.
I taki właśnie był ten finał, i tym był cały ten serial – opowieścią o ludziach, ich słabościach, wzlotach i upadkach. Opowieścią, która na zawsze przejdzie do legendy telewizji. Kennenth będzie miał o czym rozprawiać, oprowadzając gości po siedzibie NBC…
http://youtu.be/jFeznud2Po0