"Ciała" to brytyjski kryminał z twistem, który pokochają fani "Dark" – recenzja miniserialu Netfliksa
Nikodem Pankowiak
22 października 2023, 12:54
"Ciała" (Fot. Netflix)
Czworo detektywów, Londyn na różnych etapach historii i jedno ciało, które kilkukrotnie pojawia się znikąd na przestrzeni 160 lat. "Ciała", brytyjski serial Netfliksa, obiecują widzom intrygującą fabułę, ale czy dotrzymują słowa?
Czworo detektywów, Londyn na różnych etapach historii i jedno ciało, które kilkukrotnie pojawia się znikąd na przestrzeni 160 lat. "Ciała", brytyjski serial Netfliksa, obiecują widzom intrygującą fabułę, ale czy dotrzymują słowa?
"Ciała" to brytyjski miniserial Netfliksa, który szturmem podbija serialowy top na tej platformie – gdy piszę te słowa, jest już na jego szczycie. Oparta na powieści graficznej Si Spencera produkcja, za którą odpowiada scenarzysta Paul Tomalin ("Bez urazy"), to niecodzienne połączenie kryminału i science fiction, w którym jest miejsce na wątki prosto ze świata Kuby Rozpruwacza i akcje rodem z "Line of Duty". Całą historię zamknięto w ośmiu odcinkach, co wydaje się idealnym rozwiązaniem, bo naprawdę nie trzeba dużo, aby w tę historię wejść z pełnym zaangażowaniem i opuścić dopiero wraz z końcowymi napisami ostatniego odcinka.
Ciała – o czym jest brytyjski serial kryminalny Netfliksa?
Gdyby seriale oceniać tylko na podstawie zapowiedzi i opisów fabuły, netfliksowe "Ciała" miałyby szansę, by stać się jedną z najlepszych produkcji tego roku. Co prawda wciąż nie ma żadnych nagród w kategorii "Serial, który najbardziej chce się obejrzeć", ale gdyby były, "Ciała" mogłyby je wygrać w cuglach. Przyciągnąć uwagę widza w dobie serialowej nadpodaży – to już ogromna sztuka. A "Ciałom" tę uwagę udaje się przykuć bardzo szybko, dlatego absolutnie nie dziwi mnie, że ten serial robi tak szybką karierę na Netfliksie. Po pierwsze, już na pierwszy rzut oka wyróżnia się na tle coraz bardziej podobnych do siebie seriali kryminalnych. Po drugie, jest w stanie zagospodarować widownię, która ostatnio mogła czuć się trochę niezaspokojona – sieroty po "Dark".
Wydaje mi się, że porównania do niemieckiego hitu Netfliksa nasuwają się tutaj same, nawet jeśli w gruncie rzeczy fabuła "Ciał" jest prostsza – także przez to, że zamknięto ją w jednym sezonie. Oto czworo detektywów na przestrzeni czterech różnych epok odnajduje ciało. Nie dość że każde z nich odnajduje je w tym samym miejscu – na Longharvest Lane w Londynie – to jeszcze ofiarą zawsze jest ta sama osoba. Jak to możliwe? Czy mamy tutaj do czynienia z większym spiskiem, dziejącym się na przestrzeni ponad 160 lat? Każde z detektywów pracujących nad sprawą – w roku 1890, 1941, 2023 i 2053 – przez jakiś czas nie będzie wiedziało, że prowadzona przez nich sprawa jest częścią większej układanki. Z czasem jej elementy zaczną jednak wskakiwać w odpowiednie miejsca.
Kluczem do rozwiązania tajemnicy może być tajemniczy Elias Mannix/Julian Harker (Stephen Graham, "Zakazane imperium") – człowiek, który w roku w 2053 rządzi dystopią, jaką stała się Wielka Brytania, ale który pojawia się także w przeszłości. Czy mamy tu do czynienia z podróżującym w czasie geniuszem zła, mającym jakiś większy plan? Także na to pytanie odpowiedzi będzie szukało czworo detektywów, którzy – choć dzielą ich lata – będą musieli znaleźć sposób, by współpracować i powstrzymać zagrażający Wielkiej Brytanii spisek. Czy dadzą radę to zrobić? A może to, czemu próbują zapobiec, już się wydarzyło?
Ciała – zwroty akcji, podróże w czasie i napięcie do końca
Każde z detektywów prowadzących śledztwo będzie mieć tak samo duże znaczenie dla sprawy – nawet jeśli początkowo będziemy mieli wrażenie, że niektórzy z nich są przez scenarzystów faworyzowani. Z czasem jednak zrozumiemy, że każde z nich jest elementem większej układanki – wyjmij go, a wszystko się posypie. Co ważne, Paul Tomalin i Danusia Samal, którzy we dwójkę napisali cały sezon, nie popełnili tego samego błędu, co twórcy "Dark", gdy zabierali się za tworzenie "1899" – tutaj zagadka nie jest większa od bohaterów, nie przyćmiewa ich. Każde z nich dostaje szansę, by lepiej przedstawić się widzom, powiedzieć o sobie coś więcej i przedstawić w wiarygodny sposób swoje motywacje.
Czy to skrywający wielki sekret Alfred Hillinghead z 1890 roku (Kyle Soller, "Andor"), skorumpowany detektyw z wojennego Londynu Charles Whiteman (Jacob Fortune-Lloyd, "Gambit królowej"), żyjąca w roku 2023 Shahara Hasan (Amaka Okafor, "Policjant"), od której wszystko się zaczyna, czy też wierna swojemu przywódcy Iris Maplewood z 2053 roku (Shira Haas, "Unorthodox") – każda z tych osób wnosi do historii na tyle dużo, że ta bez niej nie istnieje. Fakt, że mamy do czynienia z pełnowymiarowymi bohaterami pomaga, tym bardziej że twórcy wcale nie postawili na fabularne efekciarstwo i zamiast serwowania widzom po kilka zwrotów akcji na odcinek, wybrali taktykę wolniejszego, ale konsekwentnego odsłaniania kolejnych kart. Oczywiście, po drodze nie brakuje zaskoczeń, ale wszystko służy większemu celowi, jakim jest opowiedzenie wciągającej historii – nie gmatwanej dla samego gmatwania.
Produkcjom, w których pojawia się wątek podróży w czasie i powstrzymywania wydarzeń, które w innej linii czasowej już się wydarzyły, zawsze grozi, że nie będą w stanie przedstawić tego w sposób przyswajalny dla widza. "Ciała" takiego problemu nie mają – tu szybko jesteśmy w stanie połapać się w tym, kto jest kim i z jakiego czasu pochodzi – co już się wydarzyło, a co dopiero może się wydarzyć. Serial nie wprowadza zbędnego zamieszania w tej kwestii, jego twórcy wyraźnie nie chcą utrudniać widzom odbioru historii. Niewątpliwie nie jest to produkcja do oglądania jednym okiem podczas obiadu, ale jednocześnie nie wywołuje w widzach uczucia zagubienia spowodowanego kolejnymi zwrotami akcji wprowadzanymi tylko dla efektu.
Ciała – czy warto oglądać brytyjski serial Netfliksa?
Choć głównym wątkiem "Ciał" jest poznanie prawdy o znalezionym ciele i zapobieżenie wielkiemu spiskowi, który może zmienić świat, sama historia jest w gruncie rzeczy bardzo intymna. Wszak szybko dowiadujemy się, że chodzi w niej przede wszystkim o miłość i jej poszukiwanie. Serial Netfliksa pokazuje, jak daleko jest w stanie posunąć się człowiek, który czuje się odrzucony, a za wszelką cenę chce być kochany. To sprawia, że cały główny motyw staje się nagle trochę bardziej przyziemny, co w sumie działa z korzyścią dla "Ciał". Zyskuje na tym także postać samego Mannixa/Harkera – bijącego serca serialu, jak określił go sam twórca – bo robi z niego człowieka z krwi i kości, nawet jeśli ostatecznie ocena jego pewnych działań musi być jednoznaczna.
Gdybym do tej beczki miodu miał wlać łyżkę dziegciu, przyczepiłbym się przede wszystkim do linii czasowej z 2053 roku. Mam wrażenie, że nie do końca wykorzystano jej potencjał i lepiej można było przedstawić zasady rządzące tym światem. Nie wiemy do końca, jak wielką dyktaturę stworzył Mannix, jak blisko mu do orwellowskiego Wielkiego Brata. Myślę, że byłoby z korzyścią dla serialu, gdybyśmy bliżej poznali efekty jego działań. O tych słyszymy czasem z ust bohaterów, ale widzimy zdecydowanie zbyt rzadko. Nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby nieco czasu ekranowego uszczknięto z wątku Hillingheada, byśmy lepiej mogli poznać ten serialowy świat przyszłości. Być może wtedy jeszcze bardziej bylibyśmy w stanie zaangażować się w główny wątek.
Finalnie jednak "Ciała" to dla mnie ogromne, pozytywne zaskoczenie – cieszę się, że Netflix wciąż jeszcze potrafi postawić czasem na historie nieoczywiste, odbiegające trochę od schematu, gdzie widać, że scenariusza nie pisał algorytm. Z jednej strony chętnie zanurzyłbym się w tym świecie ponownie, w kolejnych odcinkach, ale z drugiej strony cieszę się, że twórcy raczej zamknęli przed nimi furtkę. Dzięki temu możemy mieć pewność, że to, co zobaczyliśmy, nie zostanie pogrzebane. Wygląda na to, że wszystko, co było do opowiedzenia, zostało opowiedziane w tych ośmiu odcinkach. Zatem oglądajcie "Ciała", bo tak oryginalnego miksu kryminału i science fiction prędko pewnie znów nie dostaniecie.