Hity tygodnia: "30 Rock", "House of Cards", "Girls", "Happy Endings", "Shameless"
Redakcja
3 lutego 2013, 20:58
"30 Rock" (7×12-13 – "Hogckock" i "Last Lunch")
Paweł Rybicki: Wspaniały finał finałów, zabawny i świeży, jak by to był dopiero pilot – a nie koniec siedmiu sezonów. Nasza ekipa wariatów z NBC zostaje zmuszona (przez dyrektora Kennetha) do stworzenia ostatniego odcinka programu "TGS". Mimo pożegnań, w ostatnim odcinku nie grozi nam patos lub przesadna łzawość. Zarazem jednak widz może poczuć prawdziwe emocje bijącego z postaci. Więcej o finale "30 Rock" przeczytacie w mojej recenzji.
Marta Wawrzyn: Łzawości w sensie dosłownym nie ma, ale przyznać się: kto płakał? Finał "30 Rock" jest nie tylko perfekcyjnie napisany, wypełniony po brzegi świetnymi gagami i tekstami, które można cytować bez końca, ale też perfidnie odwołuje się do naszych największych sentymentów związanych z tym serialem. Czy to normalne, popłakać się, bo bohaterowie poszli do klubu ze striptizem? W tym przypadku zdecydowanie tak!
A poza tym… ta scena! Ta cudowna, cudowna scena, która sprawia, że chcę znów obejrzeć "30 Rock" od początku. OK, może przez te siedem lat było parę słabszych momentów, może nie każdy sezon był tak samo wspaniały jak dwa, trzy pierwsze – ale umówmy się: nawet słabsze "30 Rock" jest lepsze od większości emitowanych komedii. Ten serial to telewizja w najlepszym wydaniu, a żegnanie go jest po prostu straszne.
http://www.youtube.com/watch?v=jFeznud2Po0
"Shameless" (3×03 – "May I Trim Your Hedges?")
Agnieszka Jędrzejczyk: Początek 3. sezonu nie zrobił na mnie dobrego wrażenia, a drugi odcinek wręcz mnie rozzłościł. Na szczęście trzeci naprawia to wszystko za jednym razem. Dawka kobiecej energii, jaką wniosły Fiona i Veronica, zaskakująca akcja z wlepieniem łomotu pedofilowi i nawet kombinujący z "umierającym na raka" Carlem Frank wreszcie przywracają "Shameless" klimat, którego na próżno szukałam w ostatnich odcinkach (przy okazji puszczając oczko oryginałowi, w którym to Debbie robiła przekręt z rakiem brata). Do tego kilka świetnych tekstów ("crazy bitch") i szybkich zwrotów akcji, i głośno mogę powiedzieć, że takie "Shameless" będę oglądać z przyjemnością.
Marta Wawrzyn: Oj, tak! Też kocham takie "Shameless" – szalone, przekraczające granice, balansujące na granicy dobrego smaku, ale nie pławiące się w fekaliach. V i Fiona po prostu wymiatały na wszystkich frontach, Kev na szczęście okazał się jednak dobrym facetem, a ta mała pedofilka z miną pensjonarki… o kurcze, co to była za jazda bez trzymanki! Mandy może już nie ma głosu i twarzy Jane Levy, ale muszę przyznać, że czasem ją naprawdę uwielbiam. Girl power!
"Utopia" (1×03)
Paweł Rybicki: Najnowszy odcinek był nieco słabszy, niż dwa poprzednie, ale i tak zasługuje na miano hitu. Przede wszystkim za sprawa otwierającej sceny. Przygruby zabójca z The Network systematycznie masakruje ludzi w szkole. Sposób sfilmowania tej sceny to esencja "Utopii": kamera jest ustawiona praktycznie w jednym miejscu, a zabójca tylko przemyka przez ekran. A po co w ogóle ten straszliwy mord? Odpowiedz jest niestety przerażająco logiczna.
Marta Wawrzyn: "Utopia" to nasza najnowsza serialowa obsesja. Coś tak pysznego, tak surrealistycznego, tak sprawnie napisanego mogli stworzyć tylko Brytyjczycy. Gdybyśmy mieli do czynienia z serialem amerykańskim, historia już zaczęłaby się rozłazić. A tu nie ma niepotrzebnych wątków ani żadnych innych zapychaczy, jest tylko jedna historia, która nie ma słabych momentów i pędzi przed siebie jak szalona. I nie mam bladego pojęcia, jak się zakończy.
"Happy Endings" (4×12 – "The Marry Prankster")
Paweł Rybicki: Odcinek w stylu "Community" – pełen nieco absurdalnego humoru i nawiązań do popkultury, w szczególności zaś filmu "Usual Suspects" (co jednak nie jest oczywiste od początku). W duchu "Community" było też to, że bohaterowie oddali się zabawie we wzajemne robienie sobie (dosyć brutalnych) żartów zupełnie bez powodu. Ot, postanowili wprowadzić w swoje życie trochę chaosu – ku naszej uciesze.
Marta Wawrzyn: Mocno slapstickowe było to szaleństwo, ale muszę przyznać, że żaden inny sitcom nie sprawił mi w tym tygodniu tyle radości. Ale gdyby chodziło tylko o robienie sobie wymyślnych kawałów, pewnie nie mówiłabym, że to hit. Tu jednak zgrabnie przemycono kilka twistów, z fantastycznym zakończeniem na czele. Kto oglądał "Usual Suspects", ten doceni, a i reszta powinna się uśmiechnąć. Tekst odcinka? Alex i "I'm not as dumb as I am". Oczywiście…
"House of Cards" (1×01 – "Chapter 1")
Michał Kolanko: To najlepszy serial, którego nie można zobaczyć w telewizji. "House of Cards" Davida Finchera z Levinem Spaceyem w roli głównej jest mroczny, stylistycznie wysmakowany, a jego bohaterowie są całkowicie amoralni. Waszyngton nigdy nie był tak ponury, a jednocześnie tak wciągający. I chociaż nieco nadęty styl może drażnić, to "House of Cards" jest pozycją obowiązkową dla każdego miłośnika politycznych thrillerów. To tak naprawdę 13 godzinny film polityczny wysokiej jakości, podzielony na części. Plus mocna obsada i hipnotyzująca muzyka Jeffa Beala.
"The Americans" (1×01 – Pilot)
Marta Wawrzyn: Mocny, klimatyczny pilot, który przede wszystkim spodoba się osobom szukającym w serialach prawdziwych emocji. W "The Americans" aż od nich kipi. Keri Russell i Matthew Rhys mają niesamowitą chemię, stąd też ich rodzinno-szpiegowskie perypetie wypadają wiarygodnie. I choć nie wszystko w "The Americans" oceniam celująco, z czystym sumieniem ten serial polecam. Więcej w mojej recenzji.
"Girls" (2×03 – "Bad Friend")
Nikodem Pankowiak: Lena Dunham jest jeszcze bardziej wyzywająca niż do tej pory. Co prawda w tym odcinku nie uprawia zwierzęcego seksu, co tak niektórych oburza, ale za to wciąga kokainę, tylko po to, by napisać świetny artykuł na o tym doświadczeniu. Narkotyki oraz wyznanie Elijah doprowadzają do wybuchu szczerości z jej strony, przez co starcie z Marnie to najlepszy moment tego odcinka, bo nagle okazuje się, że osądzający bywają gorsi od osądzanych i potrafią się do tego przyznać.
Jedyny minus (zauważony nie tylko w tym tygodniu, ale od początku 2. sezonu) to jeszcze większe zepchnięcie reszty bohaterek na boczny tor. W końcu tytuł serialu sugeruje, że jest on o dziewczynach, nie dziewczynie.
"Justified" (4×04 – "The Bird Has Flown")
Marta Wawrzyn:Wygląda na to, że "Justified" nie opuści tego zestawienia już do końca sezonu. Każdy z dotychczas zaprezentowanych odcinków jest inny i każdy na swój sposób wspaniały. "The Bird Has Flown" jest właściwie jedną wielką dygresją od wątku głównego – jeśli za takowy uznać sprawę związaną z tajemniczą torbą Arlo. Ale sprawdza się w tym miejscu doskonale.
Jak pewnie większość widzów, zakochałam się w scenie, w której Raylan rozprawia się przy pomocy nietypowego shotguna ze swoją byłą/niedoszłą ukochaną i jej mężem. I w tej, w której zrezygnowany pada na łóżko, wcześniej filozoficznie stwierdziwszy, że widać wszechświat nie chciał, aby miał pieniądze. Taki Raylan jest zdecydowanie najlepszy. Bardzo fajnie też wypada w duecie z Rachel – kto by pomyślał, że między tą dwójką może być taka sympatyczna więź.
Wątek Ellen May to z kolei prawdziwy dreszczowiec – nieważne, że przewidywalny od początku do końca. Ciekawe, co dalej będzie się działo z tą dziewczyną (szansa na to, że ucieknie, jest chyba niewielka?), ciekawe też, jak wpłynie na Avę fakt, że oto właśnie podpisała na zimno czyjś wyrok śmierci.
"Person of Interest" (2×13 – "Dead Reckoning")
Michał Kolanko: "Person of Interest" wraca do znakomitej formy. Dokończenie historii zawartej w znakomitym "Prisoner's Dilemma" trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej sekundy. Powrór Kary Stanton zaowocował jednym z najlepszych odcinków w całym sezonie, być może w całym serialu. Ciekawy główny wątek i flashbacki z przeszłości, znani bohaterowie w nietypowych dla siebie rolach. "PoI" po rozczarowującym początku 2. sezonu znów nabiera impetu.
"New Girl" (2×15 – "Cooler")
Marta Wawrzyn: Czy czekałam na ten pocałunek z wypiekami na twarzy? Nie. Szczerze mówiąc, nie trawię Nicka i sądzę, że Jess nie powinna się z nim wiązać – teraz ani nigdy. Ale muszę przyznać, że zrobiono to znakomicie i nawet ja dałam się ponieść chwili. Nawet jeśli potem będzie niemal na pewno kac.
Cieszę się też, że wróciła ta dziwna pijacka gra, której zasad kompletnie nie rozumiem, a w której ważne role odgrywają prezydenci, wskakiwanie na stół i systematyczne pozbywanie się odzienia. Zwykle mam do "New Girl" stosunek ambiwalentny (to znaczy oglądam, ale nie uważam, że warto oglądać), ale takie "New Girl" naprawdę lubię.
"Dallas" (2×01-02 – "Battle Lines" i "Venomous Creatures")
Nikodem Pankowiak: Muszę przyznać, że niczego szczególnego się po "Dallas" nie spodziewałem i zostałem mile zaskoczony. Intryg jest nadal sporo, każdy ma jakieś tajemnice, ale wydaje się, że w tym wszystkim jest więcej sensu niż w zeszłym roku. Wprowadzono także nowe, zapowiadające się bardzo interesująco wątki. Mam nadzieję, że twórcy utrzymają poziom z premiery tego sezonu i dalej będzie równie dobrze. A to nie lada wyzwanie, bo, jak wszyscy wiemy, to już ostatnie tygodnie z Larrym Hagmanem na ekranie.
"The Good Wife" (4×13 – "The Seven Day Rule")
Marta Wawrzyn: Uwielbiam "The Good Wife" przede wszystkim za jedną rzecz: realistyczne pokazywanie świata prawników. Stąd też byłam zachwycona, kiedy Alicia zaczęła rozumieć, dlaczego zaproponowali jej partnerstwo w firmie. I jej zachowaniem na samym końcu odcinka. "The Good Wife" to serial cyniczny do szpiku kości, nawet jeśli czasem lubi sobie skręcić w stronę słodkiej bajeczki (jak w poprzednim odcinku, z Elsbeth Tascioni). I dobrze.
Julianna Margulies w tym odcinku błyszczała nie tylko jako kobieta pracująca. Mina "żony idealnej", kiedy – po długich podchodach ze strony Eli i jego młodszej wersji – pozwoliła sobie na publiczne powiedzenie prawdy o wyznaniu, rozbroiła mnie kompletnie. Ten serial wart jest wszelkich nagród i lepiej, żeby Amerykanie w wieku reklamowym (wiem, że nie ma takiego pojęcia. Ale fajnie brzmi, jak "wiek rozrodczy" czy coś takiego) go oglądali!