"Niezwyciężony" w 2. sezonie to dużo więcej niż krwawa rozwałka – recenzja powrotu serialu Amazona
Mateusz Piesowicz
4 listopada 2023, 10:02
"Niezwyciężony" (Fot. Amazon Prime Video)
Jeśli liczyliście na powrót "Niezwyciężonego" w stylu znanym z debiutanckiej serii, start 2. sezonu nie mógł was rozczarować. 1. odcinek to jednak nie tylko krwawa rozwałka. Uwaga na spoilery z premiery!
Jeśli liczyliście na powrót "Niezwyciężonego" w stylu znanym z debiutanckiej serii, start 2. sezonu nie mógł was rozczarować. 1. odcinek to jednak nie tylko krwawa rozwałka. Uwaga na spoilery z premiery!
Trzeba przyznać, że twórcy "Niezwyciężonego" nie tracą czasu. Ledwie człowiek zdąży usiąść wygodnie przed ekranem, a już na początku premierowego odcinka 2. sezonu zostaje wrzucony w sam środek akcji, która szybko przechodzi w krwawą masakrę. Czyli co, nic się nie zmieniło? Wręcz przeciwnie, zmieniło się całkiem sporo i nie chodzi mi bynajmniej o przewrotny prolog, w którym twórcy postanowili się nieco zabawić z widzami. Zmiany są znacznie głębsze.
Niezwyciężony sezon 2 – co zmieniło się w serialu?
Trudno jednak żeby było inaczej, skoro na koniec 1. serii "Niezwyciężony" zafundował prawdziwą bombę, a w serialowym świecie od tego czasu minął zaledwie miesiąc. Pozbierać się w tak krótkim czasie po odkryciu, że twój ojciec okłamywał cię przez całe życie i zamiast zbawcą świata jest jego najgorszym oprawcą? Z pewnością Markowi (Steven Yeun) łatwiej było wylizać się z fizycznych ran, a jak dobrze pamiętacie, po starciu z Omni-Manem (J.K. Simmons) zdecydowanie nie był w najlepszej kondycji.
Na początku 2. sezonu po urazach nie ma już śladu, ale te pozostawione w psychice głównego bohatera są dalekie od zaleczenia. Znaleźć na nie receptę to natomiast nie taka prosta sprawa i choć Mark bardzo się o to stara, efekty są dalekie od oczekiwanych. Dzienna rutyna, zrozumienie i miłość Amber (Zazie Beetz), wsparcie oferowane przez Eve (Gillian Jacobs), superbohaterskie obowiązki – nic nie przynosi skutku. A może potrzeba większego wyzwania?
Tego w nowym sezonie z pewnością nie zabraknie i po 1. odcinku wiemy już, że będzie nim niejaki Angstrom Levy (Sterling K. Brown, "This Is Us"). Idealista, który chciał wykorzystać swoją moc podróżowania po różnych wymiarach dla dobra ludzkości, ale w wyniku wypadku… sami wiecie. W każdym razie punkt wyjścia do interesującego wątku jest niezły, a że "Niezwyciężony" celuje w omijanie gatunkowych schematów, to czekam, co z tego wyniknie.
Niezwyciężony sezon 2, czyli depresja superbohatera
Skłamałbym jednak, mówiąc, że to w tym punkcie otwarcie 2. sezonu zaintrygowało mnie najbardziej. Jasne, jest multiwersum (skąd my to znamy?), są alternatywne warianty znanych postaci, jest zabawa. Ale moim zdaniem o wiele ciekawiej dzieje się na tym mniej spektakularnym poziomie, gdzie Mark (i nie tylko on) musi mierzyć się z koszmarnym dziedzictwem pozostawionym mu przez ojca. Tutaj naprawdę czuć emocjonalny ciężar wydarzeń i że bohaterowie nie stoją w miejscu.
W tym miejscu należą się twórcom (scenariusz do odcinka napisał Simon Racioppa, a wyreżyserował go Sol Choi) brawa. Mogli pójść łatwą drogą w przerysowanie, do którego "Niezwyciężony" zdążył już przyzwyczaić, a wybrali trudniejszą, czyniąc traumy bohaterów autentycznymi. I trzeba przyznać, że to działa, bo zarówno w przypadku Marka, jak i Debbie (zasługująca na wyróżnienie wśród reszty wykonawców Sandra Oh), widać wyraźnie, jak wielkie piętno odcisnęły na nich działania Nolana.
Jego dręczą wyrzuty sumienia. Obarcza się winą za czyny ojca, stara się zrekompensować je światu i za wszelką cenę udowodnić, że jest zupełnie inny. Jego matka przeżywa wszystko inaczej. Tam gdzie Mark reaguje na ból działaniem (bo ma ku temu możliwości), Debbie w obliczu problemów dopada rezygnacja, którą zapija alkoholem. Dwie strony tego samego medalu i dwa mocne, zupełnie różne, ale zaskakująco prawdziwe obrazy depresji. Nie jest to coś, czego bym się tu spodziewał, więc tym większe uznanie. Pytanie tylko, w jakim kierunku pójdzie to dalej?
Niezwyciężony – czego się spodziewać po 2. sezonie?
Odpowiedź na nie dostaniemy w kolejnych odcinkach (tej jesieni zobaczymy jeszcze trzy, druga połowa sezonu jest zapowiedziana na początek przyszłego roku), ale już teraz można oczekiwać, że akcji nie zabraknie. Wspomniany nowy czarny charakter to jedno, ale ciekawie może być też na froncie superbohaterskim, gdzie zdeterminowany (może nawet za bardzo) Mark robi wszystko, aby udowodnić swoją wartość, a mimo to nie może liczyć na pełne zaufanie Cecila (Walton Goggins) i Strażników Globu, a zwłaszcza ich nowego lidera Nieśmiertelnego (Ross Marquand). Przewiduję konflikty na tym polu.
Nie trzeba z kolei przewidywać widowiskowej i krwawej rozwałki, bo ta akurat jest w "Niezwyciężonym" pewna w stu procentach. Już pierwszy odcinek 2. sezonu zapewnił nam w tym względzie sporo atrakcji, a będzie bez wątpienia tylko lepiej. I to całkiem dosłownie, bo jakość animacji ewidentnie poszła w górę względem poprzedniej odsłony. Jeśli więc oglądacie ten serial w mniejszym stopniu dla fabuły, a w większym dla wizualnej uczty, możecie już ostrzyć sobie zęby na kolejne odcinki.
Niezwyciężony, czyli w tym szaleństwie jest metoda
Obawy? Oczywiście są, bo to nie tak, że jestem po tym otwarciu w pełni usatysfakcjonowany. "Niezwyciężonego" nadal dręczy bowiem ta sama uciążliwa wada, co wcześniej, czyli towarzyszące seansowi poczucie niepotrzebnego rozmieniania się na drobne. Nie wiem, być może w dalszej części sezonu fabuła zostanie bardziej skondensowana i tym razem nie będziemy atakowani nawałem wątków wystrzeliwanych w każdym kierunku, ale póki co nie mam do tego pełnego przekonania. Za to już teraz widzę, że twórcy znów próbują chwycić wiele (zbyt wiele?) srok za ogon, niekoniecznie mając przy tym jasno ustalony cel, do którego zmierzają.
A może narzekam zupełnie niepotrzebnie i czeka nas wypełniona akcją, oszałamiająca jazda bez trzymanki? Niewykluczone, ba, nawet całkiem prawdopodobne, bo przecież już w poprzednim sezonie, mimo wszystkich jego wad, trudno było odmówić "Niezwyciężonemu" tego, że wciąga. W 2. serii nic się pod tym względem nie zmieniło, więc wygląda na to, że w tym szaleństwie naprawdę jest metoda. Pozostaje tylko trzymać kciuki, żeby nie zapodziały się w tym emocje – w końcu bez nich nie ożyje żadna animacja, nieważne jak efektowna by była.