"1670" robi bekę z polskich Januszów w historycznej oprawie – recenzja serialu komediowego Netfliksa
Marta Wawrzyn
13 grudnia 2023, 09:01
"1670" (Fot. Netflix)
Na Netfliksie debiutuje "1670", wypakowany odniesieniami do polskiej teraźniejszości serial komediowy Netfliksa o XVII-wiecznej szlachcie. Czemu warto go obejrzeć?
Na Netfliksie debiutuje "1670", wypakowany odniesieniami do polskiej teraźniejszości serial komediowy Netfliksa o XVII-wiecznej szlachcie. Czemu warto go obejrzeć?
Netflix ma bardzo dobrą jesień w tym roku, jeśli chodzi o polskie seriale. Najpierw pojawiła się rewelacyjna "Infamia", potem "Absolutni debiutanci" i "Informacja zwrotna", a teraz jeszcze "1670" – i właściwie każdy z tych czterech tytułów możemy bez większych zastrzeżeń polecić, a co najlepsze, są to produkcje bardzo od siebie różne. Czy "1670" będzie moim faworytem? Raczej nie, ale głównie dlatego, że "Infamia" wyśrubowała poziom i jest trudna do pobicia zwłaszcza pod względem świeżości.
1670 – o czym jest polski serial komediowy Netfliksa?
Ośmioodcinkowa komedia o sarmatach, która dziś pojawiła się na Netfliksie, aż tak świeża nie jest, za bardzo opierając się na formatach, obecnych w telewizji od blisko dwóch dekad, począwszy od "Drunk History", mającego zresztą więcej niż przyzwoity polski odpowiednik "Drunk History – Pół litra historii", a skończywszy na popularnych mockumentach, na czele z "The Office" i "Parks and Recreation". Gdyby odebrać serialowi Netfliksa historyczną oprawę, otrzymalibyśmy jakąś wersję "The Office PL" – i nie jest to skojarzenie przypadkowe, bo za scenariusz odpowiada Jakub Rużyłło, wcześniej współtworzący serial CANAL+ (a także "Sexify" i film "Kryptonim Polska").
Przez pierwsze dwa, trzy odcinki towarzyszyło mi więc uczucie déjà vu. Z jednej strony "1670" bardzo mocno opiera się na formatach, które w krajach bardziej rozwiniętych serialowo lata popularności mają za sobą – ten sam problem zresztą mam z "The Office PL", gdzie po trzech sezonach wciąż nie mogę pozbyć się wrażenia, że ktoś mi próbuje sprzedać serial spóźniony o blisko dwadzieścia lat – a z drugiej, ma na początku spory problem ze złapaniem naturalnego rytmu i wkręceniem widza w losy swoich postaci.
Tak, to prawda, że w świecie XVII-wiecznej szlachty jest cudownie absurdalnie. Można się pośmiać i pozachwycać trafnością, z jaką Rużyłło przekłada problemy współczesnej Polski na komedię historyczną, ale jednocześnie zerka się na zegarek, czekając, kiedy ten bardzo długi skecz już się skończy. Zapewne nie wszyscy widzowie tak zareagują, ale jeśli też tak będziecie mieć, dajcie szansę serialowi i poczekajcie do 3., 4. odcinka. To wtedy do niezłej warstwy komediowej zaczynają dołączać także ludzkie emocje.
1670 od Netfliksa jest jak miks Drunk History i The Office
"1670" potrzebuje trochę czasu, aby nabrać wiatru w żagle i z ciekawego konceptu przemienić się w pełnoprawny serial. Ale kiedy już się rozkręca, to rzeczywiście się rozkręca. W telegraficznym skrócie, akcja dzieje w XVII wieku, kiedy to – wybaczcie cytat z opisu Netfliksa, ale szkoda go nie użyć – "Polska była terytorialną potęgą, a szlachta musiała bardzo ciężko nie pracować, by godnie żyć". Poznajemy szlachcica Jana Pawła (!), w którego wciela się Bartłomiej Topa ("Powrót", "Wataha"), a który jest typowym Januszem w sarmackim wydaniu i postacią tak tragiczną, że aż komiczną.
Jan Paweł, właściciel mniejszej połowy wsi Adamczycha, już na dzień dobry ogłasza nam swój życiowy cel – chce zostać najsławniejszym Janem Pawłem w historii Polski. W zmaganiach z ciężarami życia szlacheckiego towarzyszy mu rodzina: bogobojna małżonka Zofia (Katarzyna Herman, "Belfer"), rozśpiewany najstarszy syn Stanisław (Michał Balicki, "Emigracja XD"), postępowa córka Aniela (Martyna Byczkowska ("Absolutni debiutanci") i młodszy syn, Jakub (Michał Sikorski, "Pewnego razu na krajowej jedynce"), który ma dobrą pracę w organizacji ze stabilną pozycją na rynku, to znaczy jest księdzem. W głównej obsadzie są jeszcze Kirył Pietruczuk ("Ultraviolet") jako Maciej, chłop z Litwy, który przybył do Polski w ramach wymiany, Andrzej Kłak ("Prime Time") w roli Andrzeja, największego rywala Jana Pawła, i Dobromir Dymecki ("Fanfik") jako Bogdan, brat Zofii, szlachcic bez ziemi, za to z imponującymi skrzydłami i marzeniami o wielkiej Polsce. A i wyrazistych ról gościnnych w "1670" nie brakuje.
Na przestrzeni ośmiu półgodzinnych odcinków cała ta zgraja przeżywa tysiąc smutno-śmiesznych przygód, od akcji z liberum veto na sejmiku w pilocie serialu, aż po dwa gorące romanse, kompletnie szalony pojedynek, wesele w typowo polskim stylu i śledztwo niczym z "Imienia róży" z dodatkiem "Ojca Mateusza". Wraz z kolejnymi odcinkami "1670" coraz bardziej zaczyna łapać rytm, a pokręcone perypetie przerysowanych postaci stają się coraz bardziej angażujące. W miarę jak aktorzy w kostiumach rzeczywiście stają się swoimi bohaterami, znika gdzieś wrażenie, że oglądamy bardzo długi skecz, i "1670" staje się pełnoprawnym serialem, oferującym pełną gamę emocji, a nie tylko komediową ciekawostką opartą na fajnym koncepcie.
Aktorsko serial niesie na swoich barkach Bartłomiej Topa, mający najpełniejszą i najlepiej napisaną rolę, ale nie da się nie wyróżnić tych, którzy błyszczą u jego boku. Począwszy od Sikorskiego, wcielającego się w najbardziej polskiego księdza pod słońcem, a skończywszy na Byczkowskiej, świetnie czującej się zarówno w absurdalnej komedii, jak i wątku romantycznym. Ta aktorka już w "Absolutnych debiutantach" pokazała, że potrafi zagrać cuda, a "1670" to kolejny powód, aby zwrócić na nią uwagę.
1670 – czy warto oglądać historyczny serial Netfliksa?
Przede wszystkim jednak "1670" działa jako alegoria, wypakowana żartami bezpośrednio odnoszącymi się do współczesnej Polski. Absolutnie wszystko, od podziału wsi Adamczycha na (prawie równe) dwie połowy, poprzez ostre spory światopoglądowe, aż po naszą ponadczasową narodową hipokryzję rozpoznacie nie z lekcji historii, a z naszej jakże wspaniałej teraźniejszości. Tak, to historyczna farsa, ale bohaterowie posługują się dzisiejszym językiem, a żarty wypakowane są hasłami, które rozpozna każdy Janusz i Grażyna. "1670" wyśmiewa nasze wady narodowe, raz po raz puszczając do widzów oczko i pytając, czy aby na pewno cokolwiek w naszej zapyziałej mentalności się zmieniło przez ostatnie 350 lat. Odpowiedzi możecie się domyślić.
Humor prezentowany w serialu jest bardzo, ale to bardzo daleki od subtelnego i właśnie dlatego serial ma szansę pobić rekordy popularności na polskim Netfliksie, jednocześnie wkurzając połowę widzów – zdaje się, że teraz to będzie mniejsza połowa. A przy tym jako towar eksportowy może się nie sprawdzić, bo niby jak przetłumaczyć i objaśnić komuś rozsądnemu takie cuda, jak "mam nadzieję, że czeka mnie pozytywne rozczarowanie" (jako że oglądałam serial z angielskimi napisami, wiem, że było ciężko – w tym i paru innych przypadkach). Kontekst jest tu wszystkim i tak się składa, że my w tym kontekście żyjemy i nurzamy się każdego dnia, czy tego chcemy czy nie. Dla zagranicznego widza zrozumienie tych niuansów będzie jednak wyzwaniem na miarę tego, jakim jest proza Andrzeja Sapkowskiego dla scenarzystów "Wiedźmina".
Liczę jednak, że polska widownia wystarczy, aby "1670" dostało zamówienie na 2. sezon, ponieważ potencjał fabularny zdecydowanie ma, a część wątków aż prosi się o ciąg dalszy. Nie zaszkodzi nam też, jeśli nauczymy się trochę spuszczać powietrze z tego straszliwie nadętego balonika zwanego Polską. "1670" to akurat robi dobrze, ale nie tylko to. O ile sam format produkcji jest przestarzały, o tyle warstwa realizacyjna już nie. Serial, który wyreżyserowali Maciej Buchwald (z teatru improwizowanego Klancyk) i Kordian Kądziela ("Fusy"), nakręcono w Muzeum Kultury Ludowej w Kolbuszowej, scenografie sprawiają realistyczne wrażenie (nie brak też błota), a kostiumy zachwycają swoim bogactwem. To nie "Drunk History", gdzie aktorzy biegali w szmatkach z poliestru, to świetnie zrealizowana – i fantastycznie oświetlona! – produkcja historyczna.
Nawet jeśli nie wszystko wyszło idealnie, serial opiera się na formacie sprzed dwóch dekad, bohaterowie potrzebują za dużo czasu, aby stanąć na własnych nogach i przestać przypominać komików ze skeczu, zaś humor opiera się na najprostszych skojarzeniach z naszą tragikomiczną PO-PiS-ową rzeczywistością, "1670" wciąż warto obejrzeć. I warto zrobić to uważnie, bo żarty są poukrywane dosłownie wszędzie.
Polskie seriale wciąż mają sporo dystansu do nadrobienia w stosunku do światowych, ale wydaje się, że 2023 rok jest dla naszych twórców przełomowy. Od "Infamii" i "Absolutnych debiutantów", przez "Informację zwrotną" i "Warszawiankę", aż po "Pati" i "Morderczynie" – jest co oglądać, a spektrum coraz bardziej się poszerza, wychodząc poza męczące kryminały w skandynawskim stylu. I jest szansa, że będzie tylko lepiej.