Kity tygodnia: "Zero Hour", "2 Broke Girls", "Kości", "Whitney"
Redakcja
17 lutego 2013, 19:16
"Zero Hour" (1×1 – "Strike")
Bartosz Wieremiej: Nie mam nic przeciwko porządnie skleconym teoriom spiskowym, jednak bez dwóch zdań był to jeden z najgłupszych i najsłabszych pilotów ostatnich kilkunastu miesięcy. Przy "Zero Hour" spiskowe wątki w "Beauty and the Beast" wydają się całkiem sensowne… I nawet nie potrafię powiedzieć, kto najgorzej wypada w tym katastrofalnie słabym odcinku: wiecznie przejęty Anthony Edwards w dwóch wcieleniach, bezbarwna Carmen Ejogo czy może Scott Michael Foster, który chyba po godzinach wciąż uczęszcza do znanego z "Greek" Cyprus-Rhodes University.
Swoją drogą, przynajmniej zegarki były całkiem ładne.
Marta Wawrzyn: Oj, Michał potraktował toto zdecydowanie zbyt łagodnie w swojej recenzji. Takiego zestawu idiotyzmów zmiksowanych bez sensu nie widziałam dawno, a wiedzcie, że widziałam już w życiu dużo idiotyzmów. Wrażenia nie poprawili drętwi aktorzy, monotonnie recytujący fatalnie napisane dialogi. A najbardziej nie potrafię wybaczyć twórcom, że w tym wszystkim było dokładnie zero emocji. Facetowi przydarza się tragedia, a mnie to nie obchodzi! I co gorsza, ów facet też jakby bardziej jest zainteresowany zagadką do rozwiązania niż tym, że porwali najdroższą mu osobę. Brr.
"Nazistowskie zegary" były bardzo stylowe, to fakt, ale czy naprawdę trzeba je pokazywać przy okazji każdej przerwy na reklamę? Co za dużo, to niezdrowo. Jednak to nie one mnie zniechęciły do włączania tego ponownie. Jestem odporna na bzdury, dlatego dopiero kiedy usłyszałam na końcu "And that storm is called… Zero Hour!", było dla mnie oczywiste, że nie zniosę kolejnych 45 minut tej tandety. Na szczęście nie będę musiała. Pilot "Zero Hour" miał rekordowo niską oglądalność, co znaczy, że Amerykanie chyba byli mądrzejsi ode mnie i dali sobie z tą produkcją spokój już przed premierą. Jest prawdopodobne, że serial skończy jak "Do No Harm".
"Kości" (8×15 – "The Shot in the Dark")
Bartosz Wieremiej: To mógł być odcinek roku i był… – niestety tylko na papierze. Aż się prosiło, by z tego epizodu zrobić wędrówkę po zakamarkach ludzkiej pamięci rodem z "NCIS" z Brennan (Emily Deschanel) jako "Bones'ową" wersją Gibbsa. Ktoś jednak za bardzo zapatrzył się w powtórki "Dotyku anioła" i zamiast opowiedzieć coś istotnego, wybrał stworzenie opowiastki o wierze w życie po śmierci oraz tak ograne chwyty, jak wiadomość zza grobu od dawno zmarłej żony.
Andrzej Mandel: W zasadzie ten odcinek to dwa w jednym – hit ze względu na naprawdę świetny pomysł z narzędziem zbrodni (kula z zamrożonej krwi to genialny pomysł!) i kit z powodu całej reszty. Podobno, co prawda, Amerykanom podobało się, że Bones doświadczyła doznań typu "życie po życiu", ale dla mnie było to doznanie zbliżone do bólu zębów.
Dobry niegdyś serial strasznie się psuje – nadmierna przewaga wątków osobistych powoduje, że "Kości" zamieniły się w telenowelę. Smuteczek.
"2 Broke Girls" (2×16 – "And Just Plane Magic")
Nikodem Pankowiak: Sezon drugi mocno obniżył loty w stosunku do poprzedniej serii, a ten odcinek to jeden z jego najgorszych momentów. Max lecąca samolotem po raz pierwszy wcale nie była zabawna, a rapująca i wypinająca tyłek Caroline wypadła żenująco. Właściwie trudno jakąkolwiek scenę zaliczyć na plus, ponieważ nawet Han nie bawi już tak, jak kiedyś. Do tego gościnny występ 2 Chainza… Skoro twórcy zdecydowali się zaprosić do współpracy gwiazdę rapu, mogli postarać się dla niej o lepszy wątek. Właściwie wszystko byłoby lepsze niż to, co zaprezentował gangsta raper.
Po obejrzeniu tego odcinka naszło mnie pytanie, dlaczego to jeszcze oglądam. Niestety, sam nie wiem.
Marta Wawrzyn: Zapewne oboje oglądamy to ze względu na dziewczyny, które mają świetną chemię i znakomity timing komediowy. Gdyby nie one, te kiepskie gagi byłyby czymś strasznym. Fakt, scenarzystom "2 Broke Girls" zdarza się świetnie skomentować to, co aktualnie w (pop)kulturze piszczy, zazwyczaj jednak oglądamy dzień świstaka: cycki, żart na temat wzrostu Hana, obleśny wtręt Olega, znów cycki.
Ten odcinek moim zdaniem specjalnie nie odstawał poziomem od reszty sezonu – czyli był słabiutki, a czasem nawet sięgający dna. Nie mogę pojąć, czemu 2. sezon ma w USA lepszą oglądalność niż poprzedni.
"Whitney" (2×09 – "Snapped")
Marta Wawrzyn: Wiem, miałam nie oglądać "Whitney", moja wina! Ale po kilkuodcinkowej przerwie postanowiłam zerknąć na "Snapped" ze względu na gościnny występ Leslie Grossman, czyli niegdyś przezabawnej Mary Cherry z "Popular" Murphy'ego. I to był błąd. To było najdłuższe 20 minut tego tygodnia.
Fatalną postacią okazał się brat Aleksa, który najwyraźniej ma w zwyczaju bezpardonowo i kompletnie nieśmiesznie obrażać wszystkich dookoła, zwłaszcza Aleksa i Whitney. Jeszcze gorszym pomysłem było posadzenie grającej jego żonę Leslie Grossman w kąciku. Fakt, jak już wybuchła, to były fajerwerki, tylko co z tego, skoro poziom żartów pozostawiał wiele do życzenia. Równie okropny był wątek ze swataniem Marka i Roxanne przez Lily. Ponieważ mamy rok 2013, a nie lata 70., nie było w tym wszystkim nic śmiesznego. Kompletnie nic. Zero. Albo i mniej niż zero.
Uwaga na marginesie: nie mogę pojąć, skąd oni biorą publikę, która chichocze, patrząc na ten żenujący spektakl. Zaczynam mieć podejrzenia, że jest w to zamieszany alkohol albo wielkie pieniądze. Ale nawet myśl o którejś z tych dwóch przyjemności, ba, nawet myśl o obu naraz, nie sprawia, bym nabrała ochoty na znalezienie się pośród tej publiki. NBC naprawdę powinno posprzątać ramówkę, wywalić wszystko poza "Parks & Rec", "Community" i może "Go On", i w końcu pozamawiać komedie zrobione z sensem. Najlepiej niech je wszystkie pisze Tina Fey.