Hity tygodnia: "Girls", "Southland", "Elementary", "The Americans", "Suburgatory"
Redakcja
17 lutego 2013, 21:12
"The Americans" (1×03 – "Gregory")
Andrzej Mandel: Małżeńskie kłótnie głównych bohaterów w trakcie wykonywania zadań, powolne odsłanianie ich przeszłości i życiowych motywacji i trzymająca coraz mocniej w napięciu, wciąż jeszcze korespondencyjna, rozgrywka z ich sąsiadem z FBI… Dołóżmy do tego rewelacyjną Margo Martindale i mamy hit.
"Gregory" trzymał w napięciu zwłaszcza w ostatnich scenach. I duży plus dla scenarzystów za to, że do ostatniej chwili nas zwodzili w kwestii szczęśliwego zakończenia głównego wątku odcinka. Rozwiązanie nie było zaskoczeniem, ale do końca miałem wątpliwości czy może jednak…
No i Margo raz jeszcze!
Marta Wawrzyn: Zakończenie było przewidywalne, bo przecież Mags Bennett, tfu, Margo Martindale musi być zła! Nie zmienia to faktu, że końcówkę oglądało się wyśmienicie i że w ogóle "Gregory" był najlepszym z dotychczasowych odcinków "The Americans". Był też obietnicą czegoś jeszcze lepszego. Bo chyba nie macie wątpliwości, że Babunia zdrowo namiesza w życiu głównych bohaterów?
Przy okazji tego odcinka w naszej redakcji pojawił się spór o to, czy "The Americans" ma w ogóle sens – to znaczy, czy KGB-owscy uśpieni szpiedzy działali w ten sposób i czy w ten sposób się zachowywali. Prawdopodobnie serial faktycznie z realizmem wiele wspólnego nie ma – te wszystkie emocjonalne problemy to tylko kreacja stworzona po to, byśmy przywiązali się do Elizabeth i Philipa i zaczęli im po cichu kibicować. Ale to działa, to niesamowicie działa, to działa na tyle dobrze, że jestem w stanie przełknąć pewne niedorzeczności i skupić się na historii dwójki osób, które mają działać jak roboty, a nimi nie są. Też tak macie?
"Girls" (2×05 – "One Man's Trash")
Nikodem Pankowiak: Trudno nie zachwycać się historią, jaką Lena Dunham przedstawiła widzom w tym odcinku. Krótka, zamknięta opowieść pozwoliła kolejny już raz spojrzeć inaczej na główną bohaterkę serialu. Okazało się, że nawet taki wolny duch jak Hannah potrzebuje w życiu stabilizacji. Scena, w której z płaczem przyznaje o potrzebie bycia szczęśliwą, poruszy zapewne każdego, tak samo jak bardzo wymowne zakończenie odcinka. Wielkie brawa dla Leny i Patricka Wilsona, między tą parą wytworzyła się na ekranie niesamowita chemia. Szkoda, że wszystko wskazuje na to, że to tylko jednorazowa przygoda.
Marta Wawrzyn: Oj, chyba wcale nie tak trudno nie zachwycać się tą historią. Czytałam w sieci dużo skrajnych opinii i z tego co widzę odcinek budzi wiele emocji, wiele kontrowersji. Ja też przez jakieś 10 minut byłam nastawiona do niego sceptycznie, ale im dłużej trwał, tym bardziej mój zachwyt rósł.
Historia niezobowiązującego epizodu, swoistej dygresji w życiu Hannah i 42-letniego lekarza o imieniu Joshua (nie Josh) to w zasadzie coś, co dobrze znamy z wielu seriali i filmów. Ale Lena po mistrzowsku użyła tego ogranego motywu, by wejść nieco głębiej w psychikę swojej bohaterki. Zmieniające się jak w kalejdoskopie nastroje i emocje zostały pokazane subtelnie i z wielkim wyczuciem. Dialogi były po prostu rewelacyjne, a i reżyseria wypadła jeszcze lepiej niż zazwyczaj, co jest zasługą Richarda Sheparda.
Było też mnóstwo gołych scen, za które wiele osób Leny nienawidzi (straszna z niej bezwstydnica, taka brzydka, tak fatalnie ubrana i jeszcze ciągle cycki pokazuje!), było parę dziwnych pomysłów (tę historię z dotykaniem jej waginy przez nianię Hannah chyba zmyśliła, jak sądzicie?), był niepokojący, ale i świetny moment, kiedy Joshua głaskał Hannah po głowie, jak małego pieska. I ten, kiedy zorientował się, że nic ich nie łączy, i jak pieska ją po prostu wyrzucił.
Ostatnia scena, ze śmieciami i Hannah odchodzącą nowojorską ulicą, sprawiła, że poczułam się, jak po seansie starego filmu i od razu zechciałam obejrzeć odcinek jeszcze raz – i tak też zrobiłam. O dziwo, tym razem zupełnie mi nie brakowało pozostałych dziewczyn. "One Man's Trash" jest na razie moim ulubionym odcinkiem "Girls" i dowodem na to, że ten serial nie skończył się po pierwszym sezonie.
"Suburgatory" (2×13 – "Blowtox and Burlap")
Nikodem Pankowiak: Twórcy "Suburgatory" potrafią tworzyć świetne odcinki z okazji świąt wszelakich, nie inaczej było i tym razem. Tym razem o jego sile decydowała szczególnie pokręcona rodzina Shayów. Gdy Sheilę odwiedza jej matka, ta wreszcie może przejrzeć się w niej jak w lustrze i dzięki temu uświadomić sobie kilka spraw. Malik walczący o odzyskanie względów Lisy za pomocą śpiewu rozkładał na łopatki, zwłaszcza w przebraniu średniowiecznego trubadura.
Tym razem nieco w cieniu (dosłownie) znalazła się świecąca zawsze jasnym blaskiem Dallas. Dlaczego? Okazuje się, że botoks nie zawsze poprawia urodę, czasem sprawia, że wyglądasz… Strasznie. Właściwie ciężko znaleźć jakąkolwiek scenę, która nie byłaby pełna tego absurdalnego uroku, za jaki kocham "Suburgatory", dlatego też ten serial zasłużył na to, by po dłuższej przerwie znaleźć się ponownie w naszych hitach.
Marta Wawrzyn: Nie znoszę odcinków walentynkowych! Ale twórcom "Suburgatory" znów udała się sztuka stworzenia odcinka walentynkowego, który jest cukierkowy, a jednak nie razi. Wymiatali nie tylko ci, których wymienił Nikodem. Równie fajnie wypadli Ryan i Tessa, którzy zamienili się tym razem rolami. Futbolista, który słynie z tego, że ma świetne ciało, interpretujący z przejęciem jakiś straszny film niezależny? To się musiało udać!
Dallas wypadła świetnie (acz kompletnie niepotrzebna była scena, w której zobaczyliśmy, jak wyglądała po przedawkowaniu blowtoksu. Naprawdę, takie rzeczy warto pozostawiać niedopowiedziane), ale jeszcze lepszy był George, który samotnie postanowił zmierzyć się z 18 daniami najwybitniejszego szefa kuchni, jakiego ziemia nosiła.
To wszystko złożyło się na najlepszy moim zdaniem tegoroczny odcinek walentynkowy. Być może "Parks and Recreation" mogłoby mu dorównać, ale niestety ktoś wpadł na brutalny pomysł podzielenia walentynek w Pawnee na pół. Właściwa dawka lukru czeka nas więc niestety dopiero w czwartek.
"Southland" (5×01 – "Hats and Bats")
Agnieszka Jędrzejczyk: Trudno było spodziewać się po nowym sezonie "Southland" czegoś innego niż ostrego jak brzytwa spojrzenia na codzienne życie członków policji, i trudno w zasadzie pomyśleć, że coś w premierowym odcinku mogło pójść nie tak. Zmiany w życiu bohaterów i ich próby dostosowania się tylko udowadniają, że scenarzyści mają głowę wysoko na karku.
"Hats and Bats" bez podpowiedzi poprowadził nas przez trudne decyzje i przykre konsekwencje, subtelnie rozbudzając dalsze zaciekawienie losami bohaterów. To jest właśnie przykład na to, jak bez fajerwerków zrobić wciągający i do bólu rzeczywisty serial. Tutaj przeczytacie całą recenzję odcinka.
"Legit" (1×05 – "Justice")
Marta Wawrzyn: Jim Jefferies z każdym odcinkiem "Legit" coraz bardziej mnie od siebie uzależnia. Chyba żadna komedia – a oglądam co tydzień przynajmniej kilka świetnych komedii – nie sprawia, że uśmiecham się przez 20 minut od ucha do ucha. "Legit" ma w sobie coś magicznego – i nie tyle chodzi mi o styl życia serialowego Jima, co o te mimochodem serwowane przypowieści o przyjaźni, miłości i ludzkiej godności.
"Justice" był trochę nietypowym odcinkiem, czymś w rodzaju komediodramatu sądowego. Nie zabrakło śmiechu, suspensu, nie zabrakło też szczęśliwego zakończenia, na które panowie zdecydowanie tym razem zasłużyli. A Billy był świetny jako badass, który prawdopodobnie uratował życie bratu i koledze. Więcej takich odcinków! Co ja mówię – po prostu więcej "Legit".
"Elementary" (1×16 – "Details")
Bartosz Wieremiej: Naprawdę nie spodziewałem się drugiego z rzędu dobrego odcinka "Elementary". Zresztą któż by się spodziewał?
Jednak wszystko w "Details" zadziałało, jak powinno: dialogi, równowaga między scenami komediowymi i dramatycznymi oraz sprawa tygodnia, czyli nieudana próba zamordowania i późniejsze wrabianie detektywa Bella (Jon Michael Hill) w kolejne przestępstwa. Dodatkowo w czasie tych 43 minut sekrety wyszły na jaw, a Joan Watson (Lucy Liu) oficjalnie zmieniła swoją ścieżkę kariery.
Najważniejsze jednak, że dzięki temu odcinkowi świat "Elementary" nabrał odrobiny życia. Relacje między poszczególnymi bohaterami uległy delikatnym zmianom, a i motywacje niektórych są nieco bardziej jasne. I pomyśleć, że Sherlock (Jonny Lee Miller) potrafi docenić solidną policyjną robotę… "Dbaj o bohaterów swoich… także tych drugoplanowych" – brzmi przykazanie scenarzystów kryminalnych procedurali, a twórcy "Elementary" chyba ostatnio wzięli je sobie do serca.
"House of Lies" (2×04 – "damonschildren.org")
Nikodem Pankowiak: Jeśli kiedyś usłyszycie o tym, że Matt Damon zakłada fundację, wiedzcie, że robi to tylko po to, aby skopać tyłek George'a Clooneya. Właściwie cały odcinek był definiowany przez gościnny występ gwiazdora kina, który zdaniem Marty'ego zasłużył na tytuł największego hipokryty w show biznesie.
Spot reklamujący fundację Damona, przedstawiający go jako bohatera niosącego dzieci na rękach i strzelającego do złych ludzi, to arcydzieło! Dodajmy do tego Douga, patrzącego na swego idola z uwielbieniem i wzruszeniem oraz Jeannie odrzucającą zaloty przygłupawego nastolatka – i mamy odcinek, któremu niemal nie można nic zarzucić. Niemal, bo niestety scena z udziałem Moniki została wciśnięta na siłę i tak naprawdę nie wnosi zupełnie nic nowego.