Hity tygodnia: "Parks and Rec", "Castle", "Utopia", "Black Mirror", "The Good Wife"
Redakcja
24 lutego 2013, 18:54
"Parks and Recreation" (5×14 – "Leslie and Ben")
Paweł Rybicki: Długo oczekiwany "ślubny" odcinek "Parków" nie był przesadnie śmieszny, ale za to pełen emocji. Twórcy tego serialu potrafią we wspaniały sposób pokazać siłę relacji między ludźmi – bez odrobiny patosu, za to bardzo prawdziwie. Ben i Leslie wyznawali sobie już miłość wiele razy, ale czy znajdzie się ktoś, kogo nie wzruszyło wyznanie Rona? Ron w ogóle zapisał mi się szczególnie w pamięci po tym odcinku – oczywiście za sprawą fantastycznej końcówki, w której wyjaśnia, jak w 20 minut zrobić samemu małżeńskie obrączki. Zirytował mnie tylko wątek z radnym dentystą – no ale może po prostu udzieliło mi się oburzenie i zdegustowanie uczestników ślubnej ceremonii. No i tę sprawę znów zakończył Ron!
Nikodem Pankowiak: Nie ma w amerykańskiej telewizji pary bardziej uroczej niż Leslie i Ben, kropka. Scena ich ślubu była przepiękna, nawet jeśli odbywał się on w miejskim ratuszu. Brawa także dla reszty bohaterów, którzy świetnie wpasowali się w klimat odcinka, mam tu na myśli zwłaszcza Chrisa, April i Andy'ego. No i oczywiście Ron, Ron, Ron… Najpierw udowodnił, że naprawdę jest takim twardzielem, na jakiego wygląda, a już ostatnia scena odcinka z jego udziałem to prawdziwe mistrzostwo. Kto jeszcze potrafiłby zrobić obrączki z wiszącej na ścianie lampy?
Marta Wawrzyn: Cudowny odcinek, który mógłby być znakomitym zakończeniem całego sezonu albo i serialu. Ron przeszedł samego siebie, Ann Perkins pośród sukien ślubnych prezentowała się wyjątkowo, Lil' Sebastian stanowił wspaniałą niespodziankę, a przy "5000 Candles In the Wind" miałam ochotę płakać i śmiać się jednocześnie. A ja nawet specjalnie nie lubię wesel! Tak, taką moc ma "Parks and Rec".
Nawet to, co gdzie indziej uznałabym za kiczowate i w złym guście, tutaj mnie rozbraja i zachwyca. A Ben i Leslie są absolutnie wyjątkowi, tak jak wyjątkowa jest para aktorów Amy Poehler i Adam Scott. Te niesamowite emocje, których pełen był odcinek "Leslie and Ben", było po prostu czuć w każdej scenie. Kocham ich i lubię, i życzę im przynajmniej sześciu sezonów i filmu. Zaraz… Co ja mówię, tylko sześciu?
"Person of Interest" (2×16 – "Relevance")
Michał Kolanko: "Person of Interest" rozkręca się coraz bardziej, czego najlepszym dowodem jest ten właśnie odcinek – z całą pewnością jeden z najbardziej ryzykownych w całym serialu. Tym razem Reese i Finch są postaciami drugoplanowymi, a my poznajemy "zwykłych" rządowych agentów zwalczających terroryzm przy użyciu informacji z Maszyny. Ten manewr udał się doskonale.
Odcinek trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej sekundy, i chociaż nie przypomina zwykłego odcinka, to jednak dowiadujemy się bardzo dużo nowych rzeczy o uniwersum "PoI". Jonathan Nolan jako reżyser "Relevance" sprawił się znakomicie, podobnie jak Sarah Shahi, czyli agentka Shaw.
Bartosz Wieremiej: "Relevance" to krótka opowieść o drugiej stronie działalności Maszyny, ISA i takich ludzi, jak "Pennsylvania Two" (Jay O. Sanders) czy Hersh (Boris McGiver). To również 43 minuty z nowym kolorem kwadratowych ikonek i wybuchową Sam Shaw (Sarah Shahi).
Można sobie wyobrazić wiele sytuacji, w których owo spojrzenie z innej perspektywy zwyczajnie by nie działało (w tym miejscu niektórzy amerykańscy recenzenci przebąkują nieśmiało o "The Bourne Legacy"), jednak "Relevance" unika wszelkich fabularnych pułapek i okazuje się być jednym z najlepszych odcinków sezonu.
Przede wszystkim scenarzystom udało się odpowiedzieć na kilka istotnych pytań: w jaki sposób operuje rządowa strona odpowiadająca za "istotne" zagrożenia, czy istnieją ograniczenia w funkcjonowaniu
Maszyny i co najważniejsze… – do czego zdaniem Root (Amy Acker) służy żelazko?
I jak tu nie chwalić tak ważnego epizodu?
"Utopia" (1×06)
Marta Wawrzyn: Szalona, mocno surrealistyczna wyprawa przez wyjątkowo kolorową Wielką Brytanię zakończyła się świetnym finałem, który z jednej strony zamyka większość wątków, a z drugiej zostawia sporo niedopowiedzeń. "Utopia" to prawdziwa perełka wśród seriali, a finał jej 1. sezonu (mam nadzieję, że będzie 2. sezon) był absolutnie najlepszą rzeczą, jaką widziałam w tym tygodniu. Tak, wiem, że mówię to w tygodniu, w którym czerwona drużyna walczyła z niebieską drużyną w "The Good Wife" (o czym już za chwilę). I mówię to w pełni świadomie.
Paweł Rybicki: Finał brytyjskiego serial trwał całą godzinę, ale po jego zakończeniu pomyślałem z żalem: "dlaczego to już koniec?". A kto mnie zna, ten wie, że przed ekranem mam cierpliwość dziecka z ADHD. Tymczasem ostatni odcinek "Utopii" wciągnął mnie całkowicie (podobnie zresztą jak wszystkie poprzednie). Owszem, chwilami mógł wydawać się już nieco przewidywalny, ale to nie z powodu kiepskiego scenariusza, a odwrotnie – jego perfekcji. Po prostu fabuła była poprowadzona tak precyzyjnie i logicznie, że w pewnym momencie widzowi wszystkie klocki musiały wpaść na właściwe miejsca. Niestety dla nich, bohaterowie wiedzieli ciut mniej od widzów…
"Shameless" (3×05 – "The Sins of My Caretaker")
Agnieszka Jędrzejczyk: Frank tłumaczący Carlowi zawiłości homoseksualizmu, przekopywanie ogródka w poszukiwaniu kości krewnej, skopany rabunek w biały dzień, maskująca zamiłowanie do zabawek Sheila, a w tym wszystkim całkiem zwyczajne rozmowy pomiędzy rodziną i przyjaciółmi, nie mówiąc już o kulminacyjnej przemowie Fiony, która zgrabnie podsumowuje cały ten serial, i ciśnie mi się na usta tylko jeden komentarz: "Shameless" chyba wraca do tego, co w "Shameless" najlepsze – słodko-gorzkiego spojrzenia na życie bez zahamowań, ale ze stylem. Nie czułam tego klimatu odkąd skończył się 1. sezon.
Marta Wawrzyn: To prawda, świetne "Shameless" wyraźnie powraca. Już poprzedni odcinek, z obozem Carla i głosowaniem blow job/no blow job, był bardzo dobry. W najnowszym przede wszystkim podobała mi się końcówka – biedna ta dziewczyna z opieki społecznej, która weszła do domu Gallagherów w momencie, kiedy akurat trwało wyciąganie kuli z tyłka, Debbie przechwalała się, że prawie utopiła pewną "sukę" na basenie, a oprócz tego działo się jeszcze kilka innych mrożących krew w żyłach scen.
"Shameless" już dawno nie podobało mi się tak bardzo, jak przez ostatnie dwa tygodnie. Oby tak dalej.
"Castle" (5×15 – "Target")
Andrzej Mandel: Trzeba przyznać, że ten odcinek to niewątpliwy hit pod każdym względem. Świetnie zgrało się tu wszystko – aktorstwo, scenariusz itp. Duże brawa należą się zwłaszcza Nathanowi Fillionowi, który rewelacyjnie zagrał niemal oszalałego z bólu ojca, ale i reszta, zwłaszcza Molly Quinn, naprawdę dotrzymywała mu kroku.
"Target" to także dalszy ciąg najlepszej tradycji "Castle", jaką jest żonglowanie nawiązaniami do popkultury. Lubiący takie smaczki znajdą ich sporo, a już na pewno będzie ich więcej, gdy obejrzymy drugą połowę dwuczęściowego odcinka – "Hunt".
Bartosz Wieremiej: Jak najprościej podsumować "Target"? Richard Castle w nieco poważniejszym wydaniu i dużo dobrego aktorstwa. Nathan Fillion wreszcie przestał się lenić i w końcu wykorzystuje swoje niepospolite umiejętności, a Molly Quinn jest czymś więcej niż tylko uroczą ozdobą. Kilka scen atmosferą przypomina mroczniejsze kryminalne produkcje, a co najmniej jedna wypowiedziana kwestia mrozi krew w żyłach ("I appealed to his humanity"). Zaskakuje również dość rzadka w tego typu serialach zwykła bezradność policji i fakt, że w gościnnej roli agenta Harrisa nie zobaczyliśmy kogoś innego niż Dylan
Walsh.
Pozostaje czekać na drugą część opowieści.
"The Good Wife" (4×14 – "Red Team, Blue Team")
Marta Wawrzyn: "The Good Wife" składa się z odcinków dobrych, bardzo dobrych i rewelacyjnych. "Red Team, Blue Team" to dla mnie najlepszy odcinek sezonu, przede wszystkim dlatego, że uwielbiam kiedy moi ulubieni prawnicy skaczą sobie do gardeł. Fajnie było zobaczyć wkurzoną, działającą impulsywnie Alicię, w końcu do tej pory nie traciła ona równowagi w zasadzie… nigdy. Nawet kiedy robiła coś szalonego, była to świadomie podjęta decyzja. Tym razem mamy sporo szaleństwa i pocałunek, którego nie powinno być. Ach!
W tym odcinku podobało mi się dokładnie wszystko, każda minuta, każda scena – począwszy od udawanego procesu i sposobu, w jaki szefostwo wykiwało "młodych zbuntowanych" poprzez Elsbeth z błyskiem w oku walczącą z agentem Cooperem, tfu, okropnym, ale i ciekawym, facetem z Departamentu Sprawiedliwości granym przez Kyle'a MacLachlana, aż po bardzo życiową, cyniczną końcówkę. Czy ktoś z nas postąpiłby w tym momencie inaczej niż Alicia? Nie sądzę. Ale Cary miał prawo poczuć się zawiedziony.
"Black Mirror" (2×02 – "White Bear")
Andrzej Mandel: "White Bear" nie jest czymś, koło czego można przejść obojętnie. Nie dość że wciska w fotel, to jeszcze porusza naprawdę istotne kwestie. Obnażone zostają tu nasze najgorsze cechy, a twórcy zdają się mówić, że nasza cywilizacja zdecydowanie przesadziła z robieniem rozrywki ze wszystkiego.
Można się też doszukiwać innych interpretacji, choćby takiej, że nie wszystko można skomercjalizować. Ale to przecież nie jedyny klucz jaki może tu pasować. I choćby dlatego jest to zdecydowany hit. "White Bear" to nie tylko rozrywka, to także refleksja nad stanem współczesnego świata.
Przeczytajcie całą recenzję "Black Mirror (2×02 – "White Bear")>>>
"Justified" (4×07 – "Money Trap")
Marta Wawrzyn: Chciałam ograniczyć występowanie "Justified" w hitach tygodnia, no bo jak to tak – co tydzień dobry odcinek? Ale nie mogę, po prostu nie da się i tyle. "Money Trap" był odcinkiem świetnym, i to przynajmniej z kilku powodów. Bo scenarzyści zgrabnie wrócili do tego, co działo się na początku sezonu. Bo młodsza i naprawdę śliczna pani ma wyraźnie ochotę na Raylana. Bo Boyd i Ava zachowywali się jak para wystraszonych 18-latków przez imprezą, która, jak sądzili, jest wielką orgią bogaczy.
Przede wszystkim jednak świetna była ostatnia scena – zimna rozmowa Raylana z ojcem, w której padły naprawdę straszne słowa. Jedna z najmocniejszych scen w całym serialu.
"Necessary Roughness" (2×16 – "There's the Door")
Agnieszka Jędrzejczyk: Udane zakończenie sezonu, które z jednej strony zapewniło potężny zastrzyk pozytywnej energii, z drugiej w miarę subtelnie nakreśliło nadchodzące problemy. Zwieńczoną sukcesem walkę TK z samym sobą i otwierającą się dla Dani przyszłość z Mattem przyćmiła tylko niespodziewana ciąża i wyjazd zbubtowanego Ray Raja. Do tego rozdzierające serce rozstanie z Nico i jego nowe niejasne kłopoty – wystarczy rzecz, że ten odcinek, jak na finał przystało, buzował od emocji, i wcale nie potrzebował do tego żadnych postrzałów.