"Halo" w 2. sezonie wreszcie zmierza we właściwą stronę – recenzja serialu dostępnego w SkyShowtime
Nikodem Pankowiak
9 lutego 2024, 16:32
"Halo" (Fot. Paramount+)
Serial "Halo" w swoim 2. sezonie robi wiele, aby naprawić błędy, jakich nie brakowało w poprzedniej serii i zadowolić widzów – także tych dobrze znających gry, na których oparto tę produkcję. Czy to się udaje?
Serial "Halo" w swoim 2. sezonie robi wiele, aby naprawić błędy, jakich nie brakowało w poprzedniej serii i zadowolić widzów – także tych dobrze znających gry, na których oparto tę produkcję. Czy to się udaje?
Po niemal dwóch latach przerwy "Halo" wróciło wreszcie z 2. sezonem, którego dwa pierwsze odcinki możecie już obejrzeć w serwisie SkyShowtime. Twórcy serialu – na czele z nowym showrunnerem, Davidem Wienerem ("Nowy wspaniały świat") – mieli więc sporo czasu, by poprawić to, co nie udało się w 1. sezonie, który spotkał się z raczej letnim przyjęciem zarówno ze strony krytyków, jak i fanów gry, na której oparto serial. Trzeba przyznać, że głośny tytuł, który przecież szykowano jako kolejną telewizyjną superprodukcję, nie sprostał tym oczekiwaniom i stał się zaledwie serialem, jakich wiele. Czy jest zatem szansa, że teraz dostaniemy nowe, lepsze "Halo"?
Halo sezon 2 – Joseph Morgan dołącza do obsady serialu
Czego by nie mówić o 1. sezonie "Halo", jego finał mógł dostarczyć widzom sporo emocji, zostawiając ich przy okazji z wieloma pytaniami. Wśród nich najważniejsze brzmiało: czy John (Pablo Schreiber) przeżył walkę z siłami Przymierza? Czy może od tego momentu będziemy śledzić losy Cortany w ciele Spartanina? Odpowiedź na to pytanie uzyskamy całkiem szybko, nie będzie jednak zbyt wiele czasu, aby się nad nią rozwodzić, bo natychmiast zostaniemy rzuceni w wir akcji. Oto bowiem Przymierze znów zaatakuje, a Master Chief będzie czuł, że prawdziwe zagrożenie nadchodzi i jest już naprawdę blisko jego domu. Niestety, inni pozostaną głusi na jego ostrzeżenia.
Czy "Halo" przeszło drastyczną przemianę w porównaniu do 1. sezonu? Zdecydowanie nie, wciąż jest tu trochę chaosu, ale zdaje się, że tym razem jest to chaos kontrolowany, przynajmniej częściowo. Na podstawie czterech odcinków, które obejrzałem przedpremierowo – czyli połowy 2. sezonu – mogę powiedzieć, że poprawiono pewne aspekty, dzięki którym serial obrał lepszy kierunek. Wciąż jest mu daleko do produkcji budzącej wśród widzów zachwyt, ale tego nie doczekamy się już pewnie nigdy. Na szczęście podjęto tu kilka decyzji, które zdecydowanie wyszły serialowi na dobre.
Przede wszystkim chodzi tutaj o decyzje castingowe. Joseph Morgan ("Pamiętniki wampirów") w roli Jamesa Ackersona, następcy Catherine Halsey (Natascha McElhone), to prawdziwy strzał w dziesiątkę. To postać budząca w widzach emocje – raczej niezbyt pozytywne – od samego początku, będąca idealną przeciwwagą dla Johna, który zresztą ze swoim nowym przełożonym szybko popadnie w konflikt. W tym momencie trudno powiedzieć, czy to z powodu rozbieżnych interesów – agenda Ackersona pozostaje póki co nieodgadniona i nie do końca możemy rozszyfrować, czy gra on siebie, czy chodzi mu o jakieś wyższe dobro. Rozum podpowiada, że mamy do czynienia z czarnym charakterem, ale na tym etapie nie musi to być wcale takie pewne.
Halo sezon 2 – nowe odcinki to duże zmiany na plus
Żadnych wątpliwości nie można mieć za to wobec przedstawionej w jednej z pierwszych scen tego sezonu kapral Talii Perez (Cristina Rodlo, "Terror"). Poznajemy ją, gdy walczy u boku Master Chiefa i to z jego postacią niemal w całości będzie związany jej wątek. Taka postać była w "Halo" bardzo potrzebna, bo dzięki niej John – będący jednak przez większość czasu maszyną do zabijania – zyskuje jeszcze bardziej ludzki wymiar niż miało to miejsce w 1. sezonie, gdzie widoczne były już oznaki jego człowieczeństwa. Kilka ujęć i drobnych gestów sugeruje, że w tym sezonie to ona będzie postacią, którą Master Chief będzie próbował chronić. Na całe szczęście nic nie wskazuje na to, by twórcy chcieli popsuć ten wątek poprzez nadanie ich relacji romantycznego wymiaru.
Sporym problemem 1. sezonu "Halo" było to, że serial zbyt często potrafił widza zwyczajnie zanudzić. Momentów przestoju w akcji i poważnych rozmów prowadzących tak naprawdę donikąd było zdecydowanie za wiele. Na całe szczęście ten problem zaczyna znikać, a twórcy coraz częściej znajdują odpowiedni balans między scenami akcji a całą resztą – rozwojem bohaterów (przynajmniej niektórych) czy ustawianiem pionków przed rozgrywką. Coraz lepiej rozbudowywana jest także serialowa mitologia – do serialowego świata dodawane są kolejne elementy, dzięki czemu możemy zacząć wierzyć, że to prawdziwe miejsce, nie jedynie sceneria gry komputerowej.
Nie da się jednak ukryć, że "Halo" najlepsze jest wtedy, gdy skupia się na akcji, a widzowie mogą obserwować całe to kosmiczne szaleństwo. I tak jak 1. sezon od razu rzucił nas w jej wir, podobnie sytuacja wygląda teraz – kolejna planeta i kolejna walka z coraz silniejszym przymierzem. Sceny z udziałem Spartan wciąż wyglądają efektownie, nawet jeśli czasem wychodzą w nich pewne budżetowe ograniczenia. Ale wszystko, co widzimy w pierwszych trzech odcinkach jest tylko rozgrzewką przed wypakowanym akcją 4. odcinkiem, w którym dochodzi do zrealizowanej z rozmachem bitwy.
Halo sezon 2 – odcinek 4 jest najlepszy w historii serialu
Wrażenie podczas seansu powinny zrobić szczególnie początkowe sceny tego odcinka, kręcone na jednym ujęciu, bez cięć. Dorzućmy do tego kilka wydarzeń, których nie zaspoileruję, ale które znacząco będą musiały wpłynąć na całą historię i otrzymamy w moim mniemaniu najlepszy odcinek "Halo" do tej pory. Jasne, to tylko jeden odcinek, ale jeśli ktoś do tej pory narzekał na mało akcji w "Halo", wreszcie powinien poczuć się w pełni ukontentowany. Mam tylko nadzieję, że nie poszła na niego większość budżetu zaplanowanego na ten sezon i w kolejnych odcinkach zobaczymy jeszcze coś o przynajmniej zbliżonej skali.
Jak widać, pozytywnych zmian w serialu wprowadzono sporo, ale nie oznacza to, że wyeliminowano wszystkie błędy. W oczy rzuca się to, co mogło drażnić już przy 1. sezonie – zbyt szeroka obsada. Teraz została ona jeszcze powiększona, bo dołączyli do niej wspomnieni wcześniej Morgan i Rodlo, i choć później twórcy zaczynają podejmować pewne kroki, by liczbę bohaterów nieco zredukować (sami domyślcie się, co to znaczy), a niektóre postacie przenieść bliżej centrum wydarzeń, to wciąż zbyt wiele wątków wydaje się zupełnie zbędnych i odseparowanych od głównej fabuły. Niechlubny prym wciąż wiedzie tutaj historia Kwan Ha (Yerin Ha), której odseparowanie biło po oczach już wcześniej.
Finalnie jednak 2. sezon "Halo" niemal pod każdym względem przebija swojego poprzednika, serwując nam bardziej angażującą historię i robiąc przy tym fabularne "porządki". Dlatego jeśli myśleliście, by ten serial porzucić, proponuję, by jeszcze chwilę wstrzymać się z tą decyzją – przynajmniej do 4. odcinka, który wywraca stolik do góry nogami. Mam nadzieję, że w drugiej części sezonu twórcy udanie zaprezentują konsekwencje tego, co zobaczyliśmy i jednocześnie nadal będą potrafili wywołać w widzach emocje, tak jak kilkukrotnie udało im się to w tych pierwszych czterech odcinkach 2. sezonu.