"Dallas" (2×08): Pożegnanie mistrza
Nikodem Pankowiak
13 marca 2013, 21:02
Widzowie pożegnali w poniedziałek jedną z największych telewizyjnych osobowości. J.R. Ewing, grana przez Larry'ego Hagmana ikona "Dallas", został pochowany przez swoich bliskich.
Widzowie pożegnali w poniedziałek jedną z największych telewizyjnych osobowości. J.R. Ewing, grana przez Larry'ego Hagmana ikona "Dallas", został pochowany przez swoich bliskich.
Są takie chwile w życiu rodziny, gdy trzeba stanąć ramię w ramię i odrzucić na bok wszelkie animozje. Gdy trzeba zapomnieć o zemście, a dumę schować głęboko do kieszeni. To właśnie zrobiła rodzina Ewingów, gdy odszedł jej najstarszy przedstawiciel, J.R. Pal licho, że krzywd, jakie wyrządził swoim bliskim, nie da się policzyć. Rodziny się nie wybiera.
Trzeba przyznać, że twórcy "Dallas" zrobili wiele, by odpowiednio pożegnać Larry'ego Hagmana i graną przez niego postać. Słusznie doszli do wniosku, że śmierć naturalna nie byłaby odpowiednim zakończeniem historii kultowego bohatera amerykańskiej telewizji. Zamiast tego zdecydowali się zmienić koncept dalszych odcinków, tak aby wątek J.R. nie odszedł w zapomnienie wraz z jego śmiercią. Tuż przed premierą wywiadu na ten temat udzielił telewizji CNN grający Christophera Jesse Metcalf, ciepło wspominając przy tym zmarłego aktora.
Dodatkowo na pogrzeb J.R. przybyło kilka postaci znanych fanom pierwotnej wersji "Dallas". To chyba najlepszy sposób na złożenie ukłonu zmarłemu aktorowi, gdy na telewizyjny pogrzeb granej przez niego postaci przybywają przyjaciele z dawnych lat. Producenci poszli jednak jeszcze o krok dalej i sprawili, że na moment do serialowego świata Dallas przeniknęły postaci związane z tym miastem w rzeczywistości, czyli właściciel byłych mistrzów NBA, Dallas Mavericks – Mark Cuban, właściciel futbolowej drużyny Dallas Cowboys – Jerry Jones, a nawet burmistrz Dallas – Mike Rawlings.
J.R. Ewing był złem wcielonym, człowekiem, jakiego nikt z nas nie chciałby spotkać na drodze. A jednak mimo wszystkich jego wad i uknutych przez niego intryg, nie można było nie polubić tej postaci. Z kapeluszem na głowie i drinkiem w dłoni mimowolnie budził sympatię, nawet jeśli wiedzieliśmy, że za chwilę znowu zrobi coś złego. Nawet jeśli działał przeciwko swojej rodzinie, nie pozwalał, by ktokolwiek inny mógł ją skrzywdzić.
Chyba nie będzie na wyrost nazwanie go największym intrygantem w historii amerykańskiej telewizji. Ten intrygant właśnie odszedł z niej na dobre, ale jego ostatnie dzieło przyjdzie nam dopiero poznać.
http://www.youtube.com/watch?v=FGbfj3yjOh8