Kity tygodnia: "House of Lies", "Community", "Kości", "How to Live with Your Parents"
Redakcja
7 kwietnia 2013, 18:43
"House of Lies" (2×11 – "Hostile Takeover")
Bartosz Wieremiej: W "Hostile Takeover" ostatecznie wykastrowano "House of Lies" z resztek polotu, dystansu i humoru, będących ozdobą poprzedniego sezonu. Odcinek ten to zbiór wymuszonych scen i męczące niecałe 30 minut czegoś, co w założeniu miało być telewizyjną rozrywką. Dodatkowo rzekomo misternie knuta intryga i opuszczanie Galweather & Stearn przez Marty'ego Kaana (Don Cheadle) prawdopodobnie również skończy się ogromnym rozczarowaniem… – dla widza oczywiście.
Nikodem Pankowiak: Oj, z wielkim bólem patrzyłem na ten odcinek. To przykre, że niegdyś tak dobry, dynamiczny i pełen ciętego dowcipu serial zszedł na dno. Twórcy zafundowali nam 30 minut prawdziwej męczarni, z ekranu wiało nudą, naprawdę musiałem wręcz zmuszać się, aby nie zasnąć. Śliczna twarz Kristen Bell to zdecydowanie za mało, żeby przekonać mnie do dalszego oglądania. Na finał już właściwie nie czekam, obejrzę go jedynie z obowiązku, nie spodziewam się żadnego zaskoczenia. Gorzej już być raczej nie może, a wątpię, żeby nagle było lepiej.
"Community" (4×08 – "Herstory of Dance")
Bartosz Wieremiej: Długie tygodnie zastanawialiśmy się nad kitem dla "Community", aż wreszcie nie było innej możliwości. "Herstory of Dance" to zdecydowanie najsłabszy odcinek sezonu. Nie było w nim nic poza kilkoma śmiesznymi dialogami – żadnego dobrego pomysłu czy czegoś odkrywczego. Po prostu Jeff (Joel McHale) zwiedził terytoria upierdliwej i nieśmiesznej małostkowości, dziekan Pelton (Jim Rash) biegał w garniturze, Britta (Gillian Jacobs) z pomocą Pierce'a (Chevy Chase) osiągnęła mały sukcesik, a historia miłosna z Abedem (Danny Pudi) w roli głównej zadziwiła zwyczajną, pozbawioną dystansu banalnością.
I nawet nie potrafię ukryć smutku z powodu samego aktu przypinania temu epizodowi łatki z napisem "kit". Ech, fanem być.
Marta Wawrzyn: Na początku sezonu broniłam "Community", mówiąc, że nowi twórcy zasługują na szansę. Potem było kilka przyjemnych odcinków w stylu 1. sezonu, które kazały myśleć, że coś jeszcze z tego serialu może być. A teraz to… Owszem, było parę fajnych tekstów (ten o Colinie Farrellu!), była Sophie B. Hawkins, która przypomniała mi dyskoteki z podstawówki, w ogólnym rozrachunku nie wyszło jednak z tego nic wartego zapamiętania. Zdecydowanie najlepszym momentem odcinka była zapowiedź kolejnego – z kukiełkami.
To naprawdę przykre, nazywać "Community" kitem, ale obawiam się, że lepiej już nie będzie. Najmroczniejsza linia czasu stała się faktem.
"Bones" (8×21 – "The Maiden in the Mushrooms")
Bartosz Wieremiej: Kolejne przykre spotkanie z "Bones". Największą wadą odcinka była słabiutka sprawa tygodnia, w której trakcie czas przeznaczono na sztampową rywalizację o miejsce pracy, agresywną kobietę oszukaną przez TV, banalne wyznania alkoholiczki i łzawą opowiastkę o miłości do nieszczekającego już czworonoga. Do tego jeszcze marne wątki poboczne, czyli opowiastka o sosie przyrządzanym przez zmarłą babcię Finna (Do miłośników "The Walking Dead": Za życia, za życia…) i śledztwo w sprawie gryzącej Christine. I jak tu być wiernym widzem?
"How to Live with Your Parents (for the Rest of Your Life)" (1×01 – Pilot)
Nikodem Pankowiak: Czym wyróżnia się ten serial? Chyba tylko prawdopodobnie najdłuższym tytułem ze wszystkich seriali w historii. OK, może i Sarah Chalke wypada dobrze w swojej roli, ale cała jej rodzina wydaje się ześwirowana do granic możliwości. Nie daje nam to jednak powodów do śmiechu. No bo z czego tu się śmiać? Z faceta z jednym jądrem?
Twórcy zdecydowanie przeszarżowali podczas tworzenia postaci. Gdy wszystkich chce się rysować grubą kreską, efekt może być zupełnie inny od zamierzonego. Jestem ciekaw opinii amerykańskich widzów, którzy w tym tygodniu tłumnie zasiedli przed ekranami. Ja dam temu serialowi jeszcze jedną szansę, ale jestem niemal pewny, że wielu z nich już nie.
Marta Wawrzyn: Oczywiście, że będą oglądać, pamiętajmy, że po "Modern Family" nawet "The Neighbors" miało przyzwoitą oglądalność. A tymczasem "Happy Endings" rzucane jest bez sensu po całej ramówce, a "Apartment 23" został skasowany w trakcie sezonu… ech.
Nie jest to całkiem zły pilot, ale niestety odnoszę wrażenie, że zmarnowano potencjał. Postacie są zdecydowanie przeszarżowane, żarty nieśmieszne, a uroku w tym wszystkim jest dokładnie zero. Szkoda, bo obsada jest niezła. Swoją drogą, przykro jest patrzeć na tegoroczne dokonania byłych gwiazd "Weeds". Najpierw Justin Kirk, teraz Elizabeth Perkins. Czy jeszcze zobaczymy kogokolwiek z nich w dobrej komedii?