Hity tygodnia: "Orphan Black", "Broadchurch", "Hannibal", "Justified", "The Village"
Redakcja
7 kwietnia 2013, 20:28
"Orphan Black" (1×01 – "Natural Selection")
Michał Kolanko: Czy w cieniu wielomilionowych produkcji wystartował właśnie hit tej wiosny? "Orphan Black", skromny kanadyjski serial, w którym główna bohaterka dowiaduje się, że jest jednym z wielu klonów trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej minuty. Mimo niewielkiego budżetu wciąga, jest dobrze zagrany i wygląda na nieźle przemyślany. W głównej roli (a w zasadzie w rolach) przekonująco wypada Tatiana Maslany, dla której ten projekt może być szansą na przebicie się poza kanadyjską telewizję. Oczywiście, to tylko pierwszy odcinek, i może okazać się jeszcze, że intryga bardzo szybko zacznie tracić na wiarygodności. Początek jest jednak obiecujący.
Agnieszka Jędrzejczyk: Pilot kanadyjskiego serialu z pogranicza science fiction to jak na razie jeden z najlepszych pilotów tego sezonu. W 44 minuty skutecznie kreśli zarys wielopiętrowej fabuły, ale przede wszystkim trafia w dziesiątkę w przedstawieniu swoich bohaterów. Z Sarah, główną bohaterką, nie sposób się rozstać, a oglądanie jej desperackich pomysłów na pociągnięcie fatalnego pomysłu – przejęcia cudzej tożsamości do własnych celów – wciąga bez mrugnięcia okiem. W "Natural Selection" działo się dużo, działo się naraz, i działo się ciekawie – a przede wszystkim działo się sensownie. Śladem zeszłorocznego "Continuum", szykuje się kolejna niespodziewana perełka.
"Hannibal" (1×01 – "Apéritif")
Bartosz Wieremiej: Niezwykle przemyślany, wypucowany wizualnie i muzycznie, przykuwający do ekranu. Pełen zadziwiających pokładów niepokoju, podszyty odrobiną strachu i dość krwawy. Cieszy dobrze dobrana para głównych aktorów – prawie każde spotkanie Grahama (Hugh Dancy) i Lectera (Mads Mikkelsen) przesiąknięte było wręcz niezwykłym napięciem. Do tego ten wgląd w zakamarki wyobraźni Willa… To będzie naprawdę dobry serial.
Marta Wawrzyn: To dla mnie spore zaskoczenie, bo cudów się nie spodziewałam, a i wielką fanką odgrzewania Hannibala Lectera nie jestem – ale obejrzałam "Hannibala" jednym tchem i chciałam więcej. Bryan Fuller odświeżył znane postacie i złożył od nowa ich historie w całość, obsadził w głównych rolach świetnych aktorów, dorzucił piękne zdjęcia – i mamy hit. Grający główną rolę Duńczyk Mads Mikkelsen na razie zachwyca mnie jakby nieco mniej niż cudownie rozdygotany Hugh Dancy (który chyba brał lekcje u swojej żony, Claire Danes), ale nie mam wątpliwości, że to jeszcze nie jest szczyt jego możliwości.
"Hannibal" z rozmysłem wodzi widza za nos, zgrabnie miesza jawę ze snami i wizjami oraz urzeka powolnym tańcem głównych bohaterów. I jest straszny, momentami nawet bardzo, ale nie szokuje bez sensu ani bez umiaru. Najbardziej przerażające jest tu to, czego nie da się dostrzec gołym okiem – mroczne zakamarki ludzkich umysłów. Miła odmiana po napisanym łopatą "The Following".
"Broadchurch" (1×05)
Nikodem Pankowiak: Nawet jeśli ten odcinek był nieco gorszy od poprzednich, nadal jest to lepsza rzecz niż 90% emitowanych obecnie w telewizji. Historia człowieka zaszczutego przez media i mieszkańców miasteczka porusza, mimo że jest dość przewidywalna i samo jej zakończenie niczym nas nie zaskakuje. Pojawiają się kolejne elementy układanki i chociaż wciąż daleko do poznania prawdy, można mieć wrażenie, że leży ona tuż przed naszym nosem. "Broadchurch" uświadamia widzom pewną bardzo ważną rzecz – dziennikarze to prawdziwe hieny.
Marta Wawrzyn: Ja to ujmę inaczej: "Broadchurch" nie ma słabszych odcinków, a przewidywalności nie uważam za wadę. W tym serialu chodzi nie tyle o zagadkę kryminalną, co o ludzkie emocje. To, że dziennikarze są hienami, też nie jest odkryciem roku – liczy się to, jak pokazywany jest wpływ ich działań na życie zwykłych ludzi, którzy o mechanizmach działania mediów wiele nie wiedzą. Moim zdaniem "Broadchurch" czyni to po mistrzowsku.
A poza tym jestem urzeczona klimatem, hipnotyzującymi zdjęciami (scena rekonstrukcji wydarzeń, które skończyły się śmiercią Danny'ego, jest po prostu wspaniała) i relacją Aleca z Ellie. Każdy moment, w którym jej udaje się zmusić go do choć trochę ludzkiego zachowania ("Dirty Brian"! Czyż nie cudowne są takie ploteczki?), jest na wagę złota. A szkockiego akcentu Davida Tennanta mogłabym słuchać i słuchać… Byle napisy były.
"Person of Interest" (2×19 – "Trojan Horse")
Michał Kolanko: W 2. sezonie twórcy "PoI" nie bali się ryzykować i eksperymentować z formatem. Mogliśmy obejrzeć na przykład działanie agentów po drugiej stronie barykady w fenomenalnym "Relevence". Albo zobaczyć wariacje na temat "morderca i osiem niewinnych osób w odizolowanej lokacji w trakcie burz"" w przypominającym nieco niektóre epizody "Z Archiwum X" odcinku "Proteus".
Trojan Horse" to na pierwszy rzut oka odcinek w tradycyjnym formacie – ale to tylko pozory. Wraca agentka Shaw, wątek główny serialu dotyczący Maszyny, a organizacja HR pokazuje pazury. Ten serial co chwilę zaskakuje i tak też jest w tym odcinku. Systematyczne rozwijanie wielu wątków przynosi efekty, a świat "PoI" z każdym odcinkiem staje się coraz większy. Wygląda na to, że serial po chwili słabości wraca na stałe do niezłej formy.
Bartosz Wieremiej: Wielopoziomowa rozgrywka zaczyna się jeszcze bardziej komplikować. Przez ekran przewijają się poszczególni gracze: Elias (Enrico Colantoni) i jego szachy, odbudowujące się HR, zagadkowy Greer (John Nolan), a i Shaw (Sarah Shahi) właśnie rozpoczęła polowanie na Root (Amy Acker). Co niezwykłe, wszystkim wystarczyły zaledwie pojedyncze minuty, by znacząco posunąć rozgrywkę naprzód.
Całość spięto, poza wplecioną w główny konflikt sprawą tygodnia, tragiczną śmiercią Cala Beechera (Sterling K. Brown). Bez tej wręcz intymnej opowieści o zaufaniu i zdradzie wojna o kontrolę nad "miastem, masą, maszyną" (niepotrzebne skreślić), nie byłaby aż tak angażująca.
"Top of the Lake" (1×04)
Nikodem Pankowiak: Najlepszy odcinek ze wszystkich wyemitowanych do tej pory. To, co zaprezentowała Elisabeth Moss. sprawia, że ręce same składają się do oklasków. Właściwie każda scena to niesamowity pokaz ludzkich emocji. Sporo dowiedzieliśmy się o Robin i jej tajemnicy z przeszłości, mimo to mam wrażenie, że o wielu rzeczach jeszcze nie wiemy, być może nie dowiemy się ich nigdy.
Świetnie wypadły również sceny z Mattem Mitchamem, ten facet to prawdziwa zagadka, trudno jednoznacznie go oceniać, bo, jak niemal wszystko tutaj, jego zachowanie wydaje się mieć jakieś drugie dno. Minęliśmy już półmetek serialu, mój zachwyt nie opada, z niecierpliwością czekam na moment, gdy kurtyna odsłoni się do końca i ujrzymy wszystkie tajemnice.
Marta Wawrzyn: Ten odcinek to prawdziwy popis możliwości aktorskich Elisabeth Moss. Będę zdziwiona, jeśli nie będzie za to przynajmniej nominacji do Emmy i Złotego Globa. Grana przez nią policjantka to niewątpliwie postać ciekawa, z odcinka na odcinek coraz ciekawsza, ale to nie scenarzyści, a Moss tchnęła w nią życie i sprawiła, że nie jestem w stanie oderwać od niej oczu.
"Justified" (4×13 – "Ghosts")
Marta Wawrzyn: Co tu dużo mówić, to był znakomity sezon i rewelacyjny, mimo/z powodu (niepotrzebne skreślić) braku fajerwerków finał. Raylan dokonał wątpliwego moralnie wyboru, Boyd przegrał na wszystkich frontach, Ava zapłaci wysoką cenę za to, co zrobiła, Sammy Tonin wreszcie będzie mógł porządzić.
Najważniejsza jednak nie była akcja – bo tej aż tak dużo w tym odcinku nie było. Najważniejszy był wgląd w psychikę głównych bohaterów, w szczególności zaś Raylana. Kończąca sezon scena, w której zastępca szeryfa popija piwo, patrząc na groby rodziców i czekający na swoją ofiarę nagrobek z napisem "Raylan Givens", a my słuchamy "You'll Never Leave Harlan Alive", to najdoskonalsze podsumowanie, jakie jestem sobie w stanie wyobrazić. I tylko szkoda, że znów przed nami prawie rok czekania.
Przeczytajcie moją recenzję odcinka>>>.
"The Village" (1×01)
Nikodem Pankowiak: Jeśli ktoś uwielbia klimat "Downton Abbey", dla równowagi powinien również obejrzeć ten serial. Mamy tu do czynienia z zupełnie innym obrazem Wielkiej Brytanii. Tu problemem nie jest, co założyć na uroczystą kolację, a co włożyć do garnka. Rodzina Middletonów rządzona jest twardą ręką przez przepełnionego dumą i nienawiścią do całego świata ojca. Twórcy precyzyjnie starają się odwzorować realia początków XX wieku.
"The Village" udowadnia, że dobre historie mogą opierać się także na życiu zwykłych ludzi. Świetnie wypada postać Marthy Lane, młodej nauczycielki, która ledwo przybywa do wioski, zaskarbia sobie zarówno uznanie, jak i niechęć. Plus także za piękne zdjęcia oraz klimat minionej epoki.
"The Big Bang Theory" (6×20 – "The Tenure Turbulence")
Agnieszka Jędrzejczyk: Choć "The Tenure Turbulence" miał jedną wadę – niepotrzebny nacisk na seksualność Penny – cała reszta odcinka błyszczała od ciętych żartów wywołanych kolejną kłótnią pomiędzy członkami grupy. Sheldon i Raj przerzucający się docinkami o matkach, Howard i jego surykatki oraz komiczne słabości Leaonarda to tylko wycinek zabawy, jakiej w tym odcinku dostarczył "The Big Bang Theory". Sezon 6. dosyć już przycichł, ale za każdym razem, gdy kieruje uwagę na wewnętrzną dynamikę w grupie, jest zazwyczaj z czego zrywać boki. Surykatki Howarda dołączam niniejszym do swojego geekowskiego słownika.
"Castle" (5×19 – "The Lives of Others")
Andrzej Mandel: Jubileuszowy odcinek "Castle" oglądało się fenomenalnie. Był to też odcinek, w którym najlepiej widać charakter serialu – "Castle" jest robiony z przymrużeniem oka i z dużą ilością mniej lub bardziej jawnych cytatów z popkultury.
"The Lives of the Others" było jednym wielkim cytatem z "Okna na podwórze" i choć oczywiste było, że pewne rzeczy były ustawione, to jednak nie odbierało to radości oglądania. W tej formie serial ma szansę lekkim krokiem dojść do 200. odcinka, czego życzyli sobie główni bohaterowie i my w recenzji odcinka.