"Go On" (1×22): Nijaki finał (z przebłyskami)
Andrzej Mandel
15 kwietnia 2013, 18:46
Serial z Matthew Perry'm miał swoje świetne odcinki. Finału, "Urn-ed Run", nie można do nich zaliczyć, choć przebłyski były, a jakże. Tak, Mr. K. Spoilery.
Serial z Matthew Perry'm miał swoje świetne odcinki. Finału, "Urn-ed Run", nie można do nich zaliczyć, choć przebłyski były, a jakże. Tak, Mr. K. Spoilery.
"Go On" to chyba najbardziej nierówny serial, jaki zdarzyło mi się oglądać. Miał sporo fantastycznych odcinków, ale generalnie w każdym z nich żenujące momenty mieszały się ze świetnym humorem. Pod tym względem finał świetnie oddaje to, czym było "Go On" przez cały sezon.
Ostatnich kilka odcinków trzymało poziom dzięki dwóm postaciom drugoplanowym, które coraz bardziej wybijały się na plan pierwszy. To genialny wręcz Mr. K (Brett Gelman) i Anne (Julie White) ratowali serial w moich oczach. Z ich postaciami związane były najlepsze, najbardziej inteligentne dowcipy i dobre gagi. Tak jak w "Urn-ed Run", w którym wykradli urnę z prochami żony Ryana.
Finał "Go On" dowiódł, niestety, że scenarzyści nie mieli konsekwentnego pomysłu na ten "najsmutniejszy serial komediowy". Zarówno potencjał komediowy, jak i możliwości wzruszania widza pozostały niewykorzystane do samego końca, a świetnie zapowiadające się wątki i postacie zostały, w większości, zmarnowane. W efekcie, choć nieco mi żal, rozstając się z "Go On" nie mam uczucia niedosytu i nie będę się przejmował ewentualnym brakiem kontynuacji.
Owszem, "Go On" był świetnym zastępstwem psychoterapii, co jest, w sumie, jedną z ról sztuki (tak niskiej, jak i wysokiej) w życiu, ale to o wiele za mało, by uczynić z niego serial wybitny. Nie udało się też, z wyjątkiem Mr. K, stworzyć postaci, która mogłaby sprawić, by serial był kultowy. Zabrakło konsekwencji scenarzystów i pod koniec niewiele już mogło pomóc.
Niemniej finał "Go On" dostarczył mi okazji do uśmiechu i wzruszeń – scena, w której Mr K. szczegółowo opisuje, co zrobił z prochami wysypanymi do jeziora ,jest autentycznie zabawna, a gdy Ryan wysypuje prochy swojej żony, to aż chwyta za gardło.
Ale nie będzie mi brakowało "Go On". A nawet jeśli, to ten serial jednak całkiem nieźle uczył, jak radzić sobie z poczuciem straty. Łatwo więc będzie można pogodzić się z jego stratą.