"Ród smoka" wkręca w swoje intrygi jak "Gra o tron" w czasach świetności – recenzja 5. odcinka 2. sezonu
Marta Wawrzyn
15 lipca 2024, 19:01
"Ród smoka" (Fot. HBO)
Tak jak niegdyś "Gra o tron", "Ród smoka" po wielkiej bitwie rozstawia na nowo pionki na politycznej szachownicy i pyta, co będzie dalej. 5. odcinek 2. sezonu to mnóstwo intryg, które warto uważnie obserwować. Uwaga na spoilery.
Tak jak niegdyś "Gra o tron", "Ród smoka" po wielkiej bitwie rozstawia na nowo pionki na politycznej szachownicy i pyta, co będzie dalej. 5. odcinek 2. sezonu to mnóstwo intryg, które warto uważnie obserwować. Uwaga na spoilery.
"Ród smoka" w 2. sezonie zaczyna spełniać najważniejszą ze swoich obietnic. Tydzień temu zobaczyliśmy horrory bitwy pod Gawronim Gniazdem – spokojnie mogącej rywalizować z najlepszymi bitwami z "Gry o tron" – a dziś pora zastanowić się nad jej skutkami, na nowo porozstawiać pionki i zagłębić się w polityczne intrygi po obu stronach. Teoretycznie zwycięstwo należy do Zielonych, którzy wyrżnęli garnizon zamku i go przejęli, w praktyce jednak obie strony przegrały, co widzą nie tylko przywódcy obu stronnictw, ale nawet prostaczkowie z Królewskiej Przystani.
Ród smoka sezon 2 – Zieloni i ich propagandowa porażka
Podczas gdy poranek po bitwie u Czarnych to przede wszystkim żałoba po księżniczce Rhaenys (Eve Best) – Corlys (Steve Toussaint) dosłownie płacze, Rhaenyra (Emma D'Arcy) patrzy zasępiona na wschód słońca – Zieloni odpalają swoją machinę propagandową, organizując "triumfalny" powrót armii ser Cristona Cole'a (Fabien Frankel) do stolicy i prezentując gapiom łeb martwej "zdradzieckiej smoczycy Meleys", ale też wioząc tajemniczą skrzynię (czyżby zwłoki króla?). W zwycięstwo nie wierzy nikt, z samym Cole'em na czele, a reakcja tłumu, uznającego zabicie boskiego stworzenia, jakim jest smok, za zły omen, okazuje się daleka od tego, co sobie wyobrażano.
Patrzenie na pochód Cole'a z Gwayne'em Hightowerem (Freddie Fox) u boku oczami zwykłych ludzi to o tyle ciekawa sprawa, że pokazuje "odklejkę" szacownych smoczych lordów od rzeczywistości. Nikt nie jest pod wrażeniem – jedni prorokują koniec świata, inni zamiast igrzysk preferowaliby chleb, pojawiają się też komentarze typu "to tylko mięso". Na autora tego ostatniego, Ulfa Białego (Tom Bennett), warto zwrócić uwagę, jako że za chwilę przyjdzie mu odegrać ważną rolę w wojnie zwanej Tańcem Smoków.
Propagandowa porażka i brak zrozumienia dla tego, czego potrzebują zwykli ludzie, to jednak tylko początek kłopotów frakcji Zielonych. To, że Aegon (Tom Glynn-Carney) przeżyje, nietrudno było przewidzieć, nawet nie znając książkowego oryginału George'a R.R. Martina, nietrudno też było się zorientować, że nie będzie w najlepszym stanie. Ale wiedzieć to jedno, zobaczyć to drugie. 5. odcinek 2. sezonu "Rodu smoka" nie poprzestaje na potwierdzeniu faktów, w zamian stawiając na gore godny porodów z 1. serii, czyli operację rozdzielania króla i zbroi, która stopiła się z jego ciałem.
Wydaje się, że to, przynajmniej na razie, koniec wielkiego występu Glynna-Carneya, który pokazał nam całą tragiczną złożoność chłopaka – wrażliwca? Socjopaty? Dzieciaka skrzywdzonego przez swoje pochodzenie i własną matkę? Wszystko naraz?- zmuszonego do przyjęcia na siebie odpowiedzialności, jakiej nigdy nie pożądał. Dla nas to strata, a w Królewskiej Przystani jego brak oznacza znaczące przetasowanie układu sił. Niezależnie od tego, co dalej z Aegonem, w tym momencie można stwierdzić, że jesteśmy świadkami upadku młodego króla i pyrrusowego zwycięstwa Zielonych.
Ród smoka sezon 2, odcinek 5 – Aemond sięga po władzę
W Królewskiej Przystani przegranymi są w zasadzie wszyscy, z jednym wyjątkiem – jest nim książę Aemond (Ewan Mitchell), a raczej to, "co się z nim stało", cytując Alicent (Olivia Cooke). Do końca świata możemy się spierać, czy Aemond chciał zabić brata czy tylko było mu wszystko jedno, jeśli ten zginie razem z Rhaenys, ale na pewno to on jest głównym zwycięzcą po pierwszej bitwie Tańca Smoków. Pogardzany "drugi syn" dostaje to, czego chce, przejmując władzę. A reakcja Helaeny (Phia Saban) – Helaena wie! – która go pyta w sali tronowej, czy "było to warte tej ceny", stanowi sugestię, że jego działania pod Gawronim Gniazdem były wykalkulowane, nie zaś przypadkowe.
Samo to, jak dochodzi do obwołania Aemonda królem regentem przez zieloną radę, jest dość fascynującym ciągiem drobnych zdarzeń w Królewskiej Przystani. Alicent, będącą, przynajmniej we własnym mniemaniu, naturalną kandydatką do rządzenia, skoro robiła to już za czasów choroby Viserysa (Paddy Considine), spotyka podwójna zdrada – ze strony i Cole'a, i Larysa Stronga (Matthew Needham), którzy zgodnie, przy akompaniamencie ogólnej mizoginii, stwierdzają, że to Aemondowi należy się władza.
W obu przypadkach długo można by zastanawiać się nad motywacjami – wydaje się jednak, że Cole nie kłamie i po zapoznaniu się z realiami smoczej wojny w całej swej prostocie uważa, iż lepiej oddać dowództwo komuś, kto ma pojęcie o taktyce i może tę wojnę wygrać. Larys prostym człowiekiem absolutnie nie jest, a jego cele pozostają zagadką. Po tym jak niedwuznacznie zasugerował Aegonowi zwolnienie Ottona Hightowera (Rhys Ifans), wydaje się, że zarówno dobro samego królestwa, jak i jego własnej frakcji są mu doskonale obojętne. Raczej, tak jak niezapomniany Littlefinger, wydaje się on prowadzić jakiegoś rodzaju własną grę, a jego ostatecznego celu możemy się tylko domyślać. Ale racja stanu stoi raczej nisko wśród jego priorytetów.
Oczywiście, w logice Larysa jest dużo prawdy – Zieloni walczą o to, aby tron nie trafił do Rhaenyry, ponieważ jest ona kobietą. Jak więc mogliby teraz postawić kobietę na czele państwa? Uzasadnione jest również pytanie o to, czy Alicent rzeczywiście – zwłaszcza po odesłaniu jej ojca z Królewskiej Przystani – powinna kierować działaniami Zielonych w czasie wojny, której w tym momencie, po odpaleniu ładunków nuklearnych, nie powstrzyma już nic. Wydaje się, że nawet najwięksi feminiści muszą skapitulować, bo może i niefajnie się patrzy, jak jedyna osoba, która ma jakiekolwiek doświadczenie w kierowaniu państwem, jest odsuwana na bok ze względu na płeć, ale też wypada zadać pytanie, jak wyglądałaby dalej ta wojna, gdyby to ona zaczęła podejmować decyzje.
Paradoksalnie zdrowy rozsądek przemawia faktycznie za Aemondem – innego kandydata, będącego smoczym jeźdźcem i orientującego się w taktyce wojennej po prostu nie ma – który z miejsca wpada na genialny pomysł, jak rozwiązać problem z ludnością próbującą uciekać ze stolicy po wielkim zwycięstwie Zielonych pod Gawronim Gniazdem: zamknąć bramy, nikogo nie wypuszczać. Uwięźmy ludzi, żeby dalej na nas pracowali i płacili podatki, a wszystkim będzie żyło się lepiej. Ma to sens.
Ród smoka sezon 2 – co słychać u Rhaenyry w 5. odcinku?
Podczas gdy rządy w Królewskiej Przystani oficjalnie przejął największy psychopata – aka najlepszy gwarant, że w "Rodzie smoka" rzeczywiście będzie się działo – na Smoczej Skale trwają męczące dyskusje, czarna rada się niecierpliwi, Rhaenyra ma dość bezczynności, a jednocześnie nie jest pewna, co właściwie ma czynić. Armia Daemona (Matt Smith) jak nie istniała, tak nie istnieje, a dodatkowo nie mamy pewności, czy kiedy już zaistnieje, to rzeczywiście wesprze swoją królową. Widzowie, którzy kibicują Czarnym – jako stronie mającej czy to bardziej słuszne roszczenia do tronu, czy też więcej przyzwoitości – na tym etapie mają prawo zacząć już tracić cierpliwość, słuchając kolejnej przepychanki słownej Rhaenyry z ser Alfredem (Jamie Kenna).
Wydaje się, że córka Viserysa dopiero zaczyna brać sprawy w swoje ręce, zaś najmądrzejsze decyzje w 5. odcinku 2. sezonu "Rodu smoka" po stronie Czarnych podejmuje młody Jacaerys (Harry Collett), któremu udaje się zapewnić dla matki wsparcie Freyów i swobodne przejście armii Starków z Północy – co jest kluczowe, zwłaszcza jeśli Daemon ją zdradzi. On też wpada na pomysł, aby zrobić casting na smoczych jeźdźców i tym samym obsadzić niezajęte smoki, mieszkające na Smoczej Skale. To jeden z najbardziej zawadiackich – i krwawych! – wątków w książce "Ogień i krew", który i w serialowej wersji powinien nam dostarczyć wiele frajdy. Oczywiście na swój wyjątkowy, chory i pokręcony, sposób. "Ród smoka" bardzo sprytnie przedstawił już w 2. sezonie większość postaci, będących częścią tego wątku, pozostaje więc czekać, aż uważni widzowie zostaną nagrodzeni. Prawdopodobnie stanie się to szybko.
Ale nie tylko Jace pokazał w tym odcinku, że jest jednym z największych atutów Rhaenyry na tym etapie. Na pierwszy plan coraz sprytniej wysuwa się także Mysaria (Sonoya Mizuno) – jeśli Larys jest Littlefingerem Zielonych, ona staje się Varysem Czarnych, tłumacząc Rhaenyrze myślenie "prostaczków", potrafiąc wykorzystać swoje liczne kontakty w Królewskiej Przystani, ale też instynktownie rozumiejąc, czym jest dobro państwa. Ta tajemnicza kobieta, pochodząca z nizin społecznych i niegdyś żyjąca u boku Daemona, nieoczekiwanie staje się i bardzo ważną postacią, i jedną z ciekawszych. A przy tym taką, której czarna królowa zdecydowanie powinna słuchać.
Ród smoka sezon 2 – czy Daemon zdradzi Rhaenyrę?
W Harrenhal raz jeszcze działy się rzeczy dziwne i dziwniejsze. Ryan Condal mocno rozciągnął ten wątek, dręcząc Daemona już kolejny tydzień koszmarami we śnie i na jawie. Te pierwsze zawierają m.in. seks z własną matką – skąd Alys Rivers (Gayle Rankin) o tym wie? Czy "tylko" upaja swojego gościa czymś, co powoduje u niego udrękę, czy może jest w stanie "zaprogramować" jego wizje? A może żadne z powyższych i to wszystko dzieje się po prostu w umyśle targanego wątpliwościami i wyrzutami sumienia księcia łotrzyka? – a te drugie gromadzenie armii w dorzeczu.
W książce ten wątek to parę zdań, z których wynika, że tutejsi mieszkańcy garnęli się sami pod chorągiew Daemona. W serialu mamy wielopoziomową dramę z Brackenami i Blackwoodami w roli głównej oraz mocne sugestie, iż Daemon może: 1. nie poradzić sobie z całym zadaniem, mając taką reputację, jaką ma lub/i 2. prowadzić całą kampanię po to, aby samemu zasiąść na Żelaznym Tronie. Książę już każe tytułować się królem – nie mylić z królem małżonkiem – i snuje wizje, co to będzie, kiedy on podbije Królewską Przystań, a Rhaenyra "będzie mogła do niego dołączyć". Matt Smith fantastycznie gra i ambiwalencję otaczającą wszystko, co myśli i robi Daemon, i jego ogromne zmęczenie, fizyczne i psychiczne. Ta postać nigdy do końca nie była ani bohaterem, ani łotrem – albo, jak wolicie, zawsze była zarówno jednym, jak i drugim – a to, co się z nim dzieje w mrocznych murach Harrenhal, to świetna metafora jego duszy.
Oprócz udręk przeżywanych przez księcia we śnie i na jawie warto zwrócić uwagę na sceny Daemona i Alys. "Czarownica" wyraźnie wie o nim wszystko, on jest nią wyraźnie zaintrygowany, ich dialogi są szybkie i dowcipne, ale sprawy raczej nie zmierzają w kierunku romansu – Daemon zwyczajnie nie robi na Alys wrażenia. Do tego, podobnie jak Helaena, bohaterka wciąż rzuca sugestie, że zna nie tylko przeszłość Daemona i to, co siedzi w jego mrocznej duszy, ale też przyszłość jego, Aemonda, a może i królestwa. Czyżby "Ród smoka" budował grunt pod jeszcze bardziej pokręcone wydarzenia w Harrenhal? I nie mówię o przybyciu ser Alfreda z wiadomościami od Rhaenyry.
Gdzieś na marginesie bardziej spektakularnych wydarzeń mieliśmy jeszcze m.in. świetną Baelę (Bethany Antonia), wspominającą swoją babcię i przemawiającą do rozsądku dziadkowi; nominację na namiestnika dla Corlysa (dobre posunięcie Rhaenyry!); przybycie Rhaeny (Phoebe Campbell) do Doliny i jej przepychanki z lady Arryn (Amanda Collin, "Wychowane przez wilki); czy też próbę ucieczki Hugh Młota (Kieran Bew) ze stolicy. Nikt nie zginął, nikogo nie spalili smokiem, żaden zamek nie został podbity – to był typowy odcinek przynoszący chwilę uspokojenia czy też zastanowienia nad spustoszeniem, jakiego właśnie byliśmy świadkami. "Ród smoka" na nowo ustawia pionki na szachownicy – przed nami jeszcze jedna duża bitwa w 2. sezonie, ale pewnie atrakcji będzie więcej – a oglądanie tego jest czystą przyjemnością.
Po nierównym 1. sezonie i niemrawym początku 2. sezonu – nie wspominając o schrzanieniu wątku Juchy i Twaroga – prequel "Gry o tron" zaczyna wreszcie dorównywać oryginalnej serii, umiejętnie dostarczając akcji, autentycznych emocji i politycznych intryg na wysokim poziomie. Prawdziwą walkę o sukcesję czas zacząć.