"The Bear" w 3. sezonie jest jak Carmy Berzatto i czasem stara się aż za bardzo – recenzja nowej serii
Mateusz Piesowicz
17 lipca 2024, 09:42
"The Bear" (Fot. FX)
3. sezon "The Bear" ma wszystko, z czego znaliśmy serial do tej pory i jeszcze więcej. Czy ze sprawdzonych i nowych składników znów wyszło wyśmienite danie? Oceniamy bez spoilerów.
3. sezon "The Bear" ma wszystko, z czego znaliśmy serial do tej pory i jeszcze więcej. Czy ze sprawdzonych i nowych składników znów wyszło wyśmienite danie? Oceniamy bez spoilerów.
"The Bear" nigdy nie był historią tylko o restauracyjnej kuchni i panujących w niej realiach. Co prawda zawsze odgrywały one w serialu kluczową rolę, ale też w każdym przypadku były ostatecznie tylko ilustracją głębszych problemów trapiących jego bohaterów. Problemów, które w 3. sezonie jeszcze się nasiliły, doprowadzając pracowników wreszcie otwartego tytułowego lokalu na skraj wytrzymałości psychicznej. O dziwo, zaowocowało to najspokojniejszą serią z dotychczasowych – a co z jej jakością?
The Bear sezon 3 – jak wygląda krajobraz po burzy?
Historię kontynuujemy od miejsca, w którym poprzednio skończyliśmy. A właściwie to od poranka po nocy, w której przez dopiero co otwartą restaurację zdążył się już przetoczyć istny huragan. Mowa jednak w mniejszym stopniu o klientach i obsłudze, która nie bez problemów, ale wyszła z zadania obronną ręką, a w większym o Carmym (Jeremy Allen White), któremu przymusowe zamknięcie w chłodni nie przeszkodziło w zrujnowaniu najcenniejszych relacji w swoim życiu. Całkiem normalne, że następnego dnia towarzyszył mu kac. Znacznie gorzej, że jego konsekwencje rozlały się nie tylko na kolejny dzień w życiu głównego bohatera.
Carmy wyszedł bowiem z przymusowej izolacji z równie mocnym, co niezdrowym postanowieniem poprawy. Potrzebą perfekcjonizmu tak głęboką, że wręcz obsesyjną i nieuwzględniającą na swojej drodze żadnych kompromisów. Sukces gwarantowany? Na pewno nie bez wsparcia załogi, która na nowe i niepodlegające dyskusji zasady reaguje jednak mieszanymi uczuciami. Jedni, jak Sydney (Ayo Edebiri), nie dowierzają, inni, jak Richie (Ebon Moss-Bachrach), kpią. Nikt natomiast nie wie, co właściwie o tym myśleć. Bo skoro menu z pierwszego wieczora okazało się sukcesem, to czy naprawdę trzeba je zmieniać każdego dnia na zupełnie nowe?
Ten i inne (szalone lub genialne – na tym etapie trudno powiedzieć) pomysły szefa są motywem przewodnim dziesięciu nowych odcinków (wszystkie są już dostępne na Disney+), które po remontowym szale poprzedniego sezonu wróciły do znanych nam już kuchennych realiów. Co jednak ciekawe, przejście z baru z kanapkami na wykwintną restaurację nie zmieniło wiele w dynamice, charakterze i intensywności pracy – tempo jest nadal szalone, emocje ogromne, a język daleki od elegancji. Tylko stawki stały się zdecydowanie większe, a wraz z nimi wzrósł towarzyszący wszystkiemu i wszystkim stres. Jakby wcześniej było sielankowo.
The Bear miota się między perfekcją a dysfunkcyjnością
Czy to w takim razie oznacza, że w nowym sezonie twórcy "The Bear" zafundowali nam jeszcze większą jazdę bez trzymanki niż wcześniej? Nie do końca. Bo owszem, często jest nerwowo, a niekiedy temperatura osiąga poziom wrzenia, ale jest to inny rodzaj napięcia niż do tej pory. Tym razem nie towarzyszy już ono mozolnej wspinaczce w górę z samego dołu, lecz próbom ataku szczytowego, które są przeprowadzane w wyjątkowo napiętej atmosferze. Tak jakby sukces był jedyną możliwością, a wszystko inne skutkowało upadkiem w bezdenną przepaść.
Cienka linia między doskonałością a chorobliwą ambicją, na której "The Bear" balansował od samego początku, w 3. sezonie jest więc nie tyle jeszcze cieńsza, co właściwie całkowicie znika z widoku. Napędzany własnymi traumami zawodowymi i prywatnymi Carmy przenosi je nie tylko na pracę, ale także na przyjaciół i bliskich, choć być może bardziej pasowałoby tu już użycie określenia "współpracownicy". Berzatto poświęca się bowiem w stu procentach restauracji i próbom udowodnienia całemu światu, że potrafi, odcinając się przy tym od osobistych historii, które mogłyby zaburzyć jego skupioną wyłącznie na dążeniu do celu uwagę.
Praca, ale i zwyczajne codzienne relacje z takim człowiekiem siłą rzeczy wpływają na innych. Najwyraźniej widać to po grającej drugie skrzypce w sezonie i w restauracji Sydney, której chwiejna równowaga jest wystawiana na coraz większą próbę. Choć nie pozwala ona wydostać się swoim wątpliwościom na zewnątrz, postawa Carmy'ego nie jest czymś, co dodaje jej pewności, że obrała dla siebie odpowiednią ścieżkę. Dotychczasowe doświadczenia, zarówno własne, jak i zasłyszane z innych dysfunkcyjnych kuchni, każą się natomiast mocno zastanawiać, czy głębsze wchodzenie w panujący w The Bear układ to aby na pewno dobry pomysł.
O ile jednak charakter Sydney nie pozwala jej głośno wyrazić swojego niezadowolenia z zastanej sytuacji, o tyle Richie jest w okazywaniu swoich emocji znacznie bardziej ekspresyjny. Choć zależy mu na powodzeniu restauracji równie mocno co Carmy'emu, to zobaczywszy podczas krótkiego pobytu w Ever, że perfekcjonizm może mieć ludzką twarz, chce osiągnąć go w zupełnie inny sposób. Ogień między tymi dwoma zapala więc najdrobniejsza iskra, a konflikty wybuchają co chwilę.
Dodajmy do tego mającą na głowie pracę i poród Natalie (Abby Elliott), rozbitego przez osobistą tragedię Marcusa (Lionel Boyce), wciąż niepewną swojego miejsca w tym otoczeniu Tinę (Liza Colón-Zayas) i kłopoty finansowe restauracji, które bynajmniej nie skończyły się po zmianie standardu wydawanych posiłków, a otrzymamy gotowy przepis na chaos. Szefowanie tej ekipie przez kogoś tak niestabilnego psychicznie jak Carmy, bez dwóch zdań nie pomaga.
The Bear sezon 3, czyli cierpienia młodych kucharzy
W poprzednich sezonach taka mieszanka prowadziłaby niewątpliwie do jakiegoś głośnego wybuchu. W tym przypadku otrzymujemy raczej serię podpowierzchniowych wstrząsów, których wpływu nie da się nie zauważyć, ale które nie skutkują żadną spektakularną eksplozją o uzdrawiającym charakterze. Emocje, żale, pretensje i udręki gotują się zatem pod przykrywką, nie znajdując jednak ujścia na zewnątrz, przez co chwilami robi się naprawdę duszno. Zwłaszcza że twórca serialu, Christopher Storer, obrał tym razem strategię niespiesznego popychania akcji naprzód, skupiając się na innych elementach historii.
Nie znaczy to rzecz jasna, że jest nudno i niewiele się dzieje. "The Bear" pozostał serialem, który jak żaden inny potrafi naszkicować wyjątkowo intymne, wręcz zmysłowe portrety swoich bohaterów, różnymi środkami wnikając głęboko w ich psychikę. Czasem może to być pozornie pospolity dialog niosący ze sobą ogromną dawkę szczerych emocji (i pokazujący raz jeszcze, jak ważną rolę mimo nieobecności pełni w serialu Mikey Berzatto). Czasem sposób kręcenia wydobywający z prostej sceny trudne do wypowiedzenia znaczenia. A czasem montaż na pozór bezładnie porozrzucanych wycinków, w którym nie ma ani jednego zbędnego ujęcia, nawet jeśli rozciąga się on na cały odcinek.
Wszystko to składa się na całość, w której trudno nie docenić twórczej wrażliwości, wnikliwości i umiejętności rozłożenia bohaterów na czynniki pierwsze, ale zarazem można odnieść wrażenie, że nie dowiadujemy się o nich i o samej historii wiele więcej ponad to, co już wiedzieliśmy. Daleko mi do stwierdzenia, że Storer i reszta stali się zbyt zapatrzeni w siebie, lecz wydaje mi się, że folgując sobie w formie, nie zrównoważyli tego odpowiednią ilością treści.
The Bear w 3. sezonie frustruje i zachwyca jednocześnie
Efekt tego taki, że oglądając 3. sezon, czułem, że z każdym odcinkiem coraz bardziej rozjeżdżają się oczekiwania, jakie może mieć wobec serialu widz i jakie miał jego twórca. Ten pierwszy liczy na emocjonującą historię, która nawet jeśli rozciągnięta, będzie wciągać i dokądś prowadzić. Ten drugi chce zachwycać się magią tkwiącą w kuchni, jedzeniu i jego serwowaniu, nie ograniczając się przy tym do jednego czy dwóch wyrazów uwielbienia, lecz składając im hołdy na każdym kroku. Już nie tylko w urzekającym sposobie, w jaki kamera "pieści" składniki i efekty ich połączenia na talerzu, ale także w bardzo licznych scenach z udziałem prawdziwych restauratorów, których obecność, choć buduje status Carmy'ego i innych fikcyjnych postaci, ma w sobie sporo z fanaberii.
Nie twierdzę, że nie ma w tym uroku. Przeciwnie, sam nieraz dałem się mu porwać, wpatrując się jak zaczarowany w ekran, słuchając pełnych pasji słów światowej sławy szefów kuchni i pożerając wzrokiem perfekcyjnie przygotowane serialowe dania, mimo że żaden ze mnie foodie. Czar okazywał się jednak najczęściej ulotny, zostawiając prędzej czy później ze znacznie mniej idealną historią, która oferowała wciąż podobne dreptanie w miejscu i zero znaczących decyzji, wypełniając fabularną pustkę kolejnymi braćmi Fakami (w tym jednym absolutnie zbędnym). Można się domyślać, że brak rozstrzygnięć ma związek z kręconym jednocześnie 4. sezonem, w którym pewnie dostaniemy więcej odpowiedzi, ale tak czy inaczej nie powinno to powodować, że cała seria przypomina bardzo długi wstęp do czegoś większego.
Jest więc seans 3. sezonu "The Bear" przeżyciem w jakimś stopniu frustrującym, zamiast satysfakcji oferując widzom niespełnione obietnice i skupiając się nie na tych elementach, które wcześniej były najmocniejszymi punktami serialu. Jednak wciąż trudno mu odmówić jakości. Czy to tyczącej się kreacji postaci, zarówno pierwszo- i drugoplanowych, jak też pojawiających się ponownie bohaterów gościnnych. Czy podejścia do poruszanych motywów, na czele z chorobliwą obsesją doskonałości. Czy wreszcie realizacyjnej maestrii, w której za obrazem podąża dźwięk, sprawiając, że chwilami serial zamienia się w prawdziwy ekranowy poemat.
Nie mam zatem najmniejszych wątpliwości, że "The Bear" to nadal spektakl i jedna z najlepszych rzeczy, jakie ma do zaoferowania współczesna telewizja, nawet jeśli nie uderza ona widza tak mocno, jak wcześniejsze sezony. Być może jednak warto, żeby twórcy się na chwilę zatrzymali i zastanowili nad tym, co tak często umyka Carmy'emu. Są wszak różne rodzaje perfekcjonizmu i nie wszystkie muszą wiązać się z recenzjami i gwiazdkami Michelin.