"Those About to Die" chce być jak "Spartakus" i "Gra o tron" w jednym – recenzja serialu o gladiatorach
Karol Urbański
19 lipca 2024, 08:43
"Those About to Die" (Fot. Peacock)
"Spartakus", "Gladiator" i "Gra o tron" w jednym? Ambicje twórców serialu "Those About to Die", który znajdziecie na Amazon Prime Video, są godne podziwu. Czy w ślad za nimi poszła jakość? Odpowiedź znajdziecie poniżej.
"Spartakus", "Gladiator" i "Gra o tron" w jednym? Ambicje twórców serialu "Those About to Die", który znajdziecie na Amazon Prime Video, są godne podziwu. Czy w ślad za nimi poszła jakość? Odpowiedź znajdziecie poniżej.
"Jak często myślisz o Imperium Rzymskim?". To pytanie obiegło w zeszłym roku TikToka i wprawiło w osłupienie wiele kobiet, kiedy okazało się, że ich partnerzy myślą o Imperium Rzymskim częściej, niż można by przypuszczać. Jakikolwiek nie byłby powód tych dywagacji, trudno nie zauważyć, że w starożytny Rzym tchnięto ostatnio nowe życie. Na ekrany kin wraca "Gladiator", do telewizji zmierza nowy "Spartakus", a na festiwalu w Cannes wszyscy mówili o "Megalopolis". Jeśli to za mało atrakcji, to co powiecie na przystawkę?
Those About to Die – o czym jest serial historyczny?
Od dziś na Amazon Prime Video możecie oglądać "Those About to Die", 10-odcinkowy serial historyczny od platformy Peacock (widziałem przedpremierowo całość), który zabiera nas w samo centrum Imperium Rzymskiego. W Wiecznym Mieście lądujemy w 79 roku n e. – równo dekadę po słynnym roku czterech cesarzy, który posadził na tronie Wespazjana (Anthony Hopkins, "Westworld"). Pax Romana wróciło do normy: patrycjusze wyzyskują plebs, senatorowie spiskują przeciw władzy, a ci u władzy oddają się orgiom. Co ich łączy? Wszyscy regularnie wypełniają Circus Maximus, by oglądać igrzyska.
Stolicę Cesarstwa nieprzypadkowo zwiedzamy za sprawą Tenaxa (Iwan Rheon, czyli pamiętny Ramsay Bolton z "Gry o tron") – króla przestępczego półświatka Rzymu, który zjadł zęby na kwitnącym biznesie zakładów bukmacherskich. Bohater staje się swego rodzaju łącznikiem między wszystkimi warstwami społecznymi. Ma kontakty z możnymi, wychowuje uliczne dzieciaki, a jego najlepszym kumplem jest Scorpus (Dimitri Leonidas, "Dopasowani"), jeździec celebryta, który za sterami rydwanu jest równie zuchwały, co Cristiano Ronaldo przy piłce. Historia Tenaxa to klasyczne "od zera do milionera", ale to bynajmniej nie jedyny wątek w serialu.
"Those About to Die" ma ambicje, by zgłębić świat Imperium Rzymskiego z wielu stron. Podczas gdy wątek Tenaxa stanowi większość fabuły, ta zostaje rozpięta na garść innych bohaterów. Na cesarskim dworze obserwujemy braterski spór o sukcesję między żołnierzem Tytusem (Tom Hughes, "Victoria") a politykiem Domicjanem (Jojo Macari, "Ferajna z Baker Street"); śledzimy losy rodziny afrykańskich niewolników, których z jarzma Rzymu chce wyzwolić matka (Sara Martins, "Śmierć pod palmami"); czy wreszcie przyglądamy się, jak zamożni (w tym świetna Gabriella Pession, "Przekraczając granice") usiłują wywołać rewolucję.
Those About to Die – Spartakus i Gra o tron w jednym?
Na każdym kroku widać, że twórcom (głównym scenarzystą jest Robert Rodat, który ma na koncie skrypt do "Szeregowca Ryana" i "Falling Skies") zależało, by zrealizować coś w rodzaju starożytnej wariacji na temat "Gry o tron". O wpływy walczą między sobą bohaterowie, których wątki mniej lub bardziej przeplatają się ze sobą. Całkiem sporo miejsca poświęcono mechanizmom władzy, i to na różnych szczeblach. No i – jak na starożytny Rzym przystało – nie brakuje zarówno przemocy, jak i nagości. Do tego dorzućmy jeszcze odtwórczą czołówkę i wszystkie punkty inspiracji mamy odhaczone.
Peacock to jednak żadne HBO. Choć mówiło się o budżecie 140 mln dolarów, przepych – jaki utożsamiamy z konkurencją – w tym przypadku po prostu nie istnieje. Jeśli kiedykolwiek był odczuwalny na planie, to ostatecznie musiał zaginąć w gąszczu pokracznych efektów specjalnych. Mało tego, niskiej jakości realizacja techniczna idzie w parze z poziomem scenariusza. Na kilka błyskotliwych wymian zdań przypada chmara drewnianych dialogów, które wypowiadają marnie zdubbingowani aktorzy (wcale nie mówię o polskiej wersji językowej), a fabuła zbyt często nie trzyma się kupy, by brać ją na poważnie.
W "Those About to Die" nie uświadczycie zatem momentów narracyjnej klasy, za które publiczność przed laty pokochała "Rzym". Nie znajdziecie też dbałości o szczegóły znanej z "Barbarzyńców" od Netfliksa. Serialowi najbliżej jest być może do wspomnianego na początku "Spartakusa", który z perspektywy czasu wydaje się raczej wydmuszką Zacka Snydera aniżeli poważnym serialem, za jaki mogliście go wówczas uważać (okej, rzucę tym kamieniem jako pierwszy). Z hitem stacji Starz projekt Peacocka łączy aspekt rozrywkowy, który może spowodować, że "Those About to Die" znajdzie swoich fanów.
Świat gier – pokazywany od kuchni i na placu boju – jest tym, co wyszło najlepiej. Wprawieni reżyserzy (znany z "The Lazarus Project" Marco Kreuzpaintner i Roland Emmerich wyspecjalizowany w katastrofach pokroju "Dnia Niepodległości" czy "2012") zrobili, co mogli, by zapewnić rozrywkę. Serialowi może i daleko do legendy "Ben-Hura" i "Gladiatora", ale wyścigi rydwanów czy walki niewolników (tych drugich jest znacznie mniej) potrafią zrobić wrażenie warsztatem twórców i praktycznymi efektami. Gorzej gdy wkrada się CGI i z ekranu straszą nas nienaturalnie powykrzywiane ciała jeźdźców.
Those About to Die – czy warto oglądać serial?
Serial zgrabnie opisuje też fenomen rzymskich zabaw. Korzystając z książki "Those About to Die" Daniela P. Mannixa (ta pozycja zainspirowała też "Gladiatora"), filmowcy kreślą wnikliwy obraz imprez rozgrywanych w Circus Maximus i wzniesionym za czasów Wespazjana Amfiteatrze Flawiuszów (szerzej znanym jako Koloseum). Dostajemy zatem nie tyle portret igrzysk od strony uczestników, ile ich organizatorów i obserwatorów. Zobaczycie, jak o życie walczą uzależnieni od bukmacherki dłużnicy, jak łapę na biznesie trzymają podzieleni na frakcje patrycjusze, a także – co najważniejsze – jaką funkcję tak naprawdę spełniały w starożytności igrzyska.
Mając na uwadze wpływ, jaki cywilizacja starożytnego Rzymu miała na społeczeństwo i politykę (i dziesiątki innych rzeczy) trudno nie oprzeć się wrażeniu, że "Those About to Die" przegapiło ogromny potencjał. Pomijając chałupnicze efekty audiowizualne i scenariuszową bylejakość, wartość serialu wzrosłaby, gdyby filmowcy wykazali się większą świadomością tematu. Poszczególne wątki – w szczególności te dotyczące igrzysk – aż proszą się o współczesne analogie, które są przecież tak popularne w dzisiejszym kinie. Brakuje też wyraźnego komentarza czy myśli przewodniej, która ubrałaby serial w kostium inny niż rozrywkowy.
10-godzinne guilty pleasure to trochę za mało, by uznać projekt za udany. Choć wielowątkowa fabuła i intrygujące tło historyczne są w stanie wciągnąć, nie jest to coś, co sprawia, że włączymy kolejny odcinek tuż po poprzednim. Te radziłbym wam dawkować, bo zarówno tempo, jak i rozmieszczenie wątków na przestrzeni całej fabuły pozostawiają sporo do życzenia (najlepszym przykładem będzie tutaj motyw przeszłości Tenaxa, który twórcy potraktowali z taką swobodą, iż mogłoby się wydawać, że czasem o nim zapominali). Cóż, logika była raczej domeną Greków.
Czy po seansie "Those About to Die" będziecie częściej myśleć o Imperium Rzymskim? Jeśli do tej pory nie myśleliście o nim wcale, to po serialu będziecie raczej chcieli o nim zapomnieć. Tym z was, którym – wzorem mężczyzn z tiktokowego virala – po nocach śni się Koloseum, prędzej sugerowałbym powtórkę "Gladiatora". Zresztą, najwyższa pora, bo starożytny Rzym za kilka chwil powróci na dużym ekranie. Amfiteatr Flawiuszów wygląda tam nieco lepiej.