"Kobieta z jeziora" to mroczny kryminał, w którym lśni Natalie Portman – recenzja serialu Apple TV+
Nikodem Pankowiak
19 lipca 2024, 08:01
"Kobieta z jeziora" (Fot. Apple TV+)
Natalie Portman dołącza do długiej listy aktorów znanych z kina, którzy wreszcie postanowili sprawdzić się w telewizji. Jak wypada jej debiut w serialu "Kobieta z jeziora" – mieszance thrillera i kryminału noir?
Natalie Portman dołącza do długiej listy aktorów znanych z kina, którzy wreszcie postanowili sprawdzić się w telewizji. Jak wypada jej debiut w serialu "Kobieta z jeziora" – mieszance thrillera i kryminału noir?
"Kobieta z jeziora" to kolejny serial Apple TV+, w którym główną rolę gra hollywoodzka gwiazda – tym razem padło na Natalie Portman, dla której jest to zarazem serialowy debiut. Nagrodzona Oscarem aktorka długo opierała się telewizji, aż wreszcie uległa – a zrobiła to dla opartej na książce Laury Lippman siedmioodcinkowej mieszanki thrillera i kryminału noir, którą tworzy Alma Har'el ("Słodziak"). Czy jest to serial, dla którego warto było robić sobie przerwę od kina na rzecz telewizji? Po obejrzeniu całości przedpremierowo mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że… nie jestem pewien.
Kobieta z jeziora – o czym jest serial z Natalie Portman?
"Kobieta z jeziora" to osadzona w latach 60. w Baltimore historia Maddie Schwartz (Natalie Portman, "Czarny łabędź"), modelowej żony i matki, w której zaczyna rozwijać się obsesja z powodu zaginięcia 11-letniej Tessie Durst. I to właśnie ta obsesja stanie się pretekstem do tego, by Maddie, po latach bycia wpychaną w sztywne ramy przez społeczeństwo, które nie widzi dla niej innej roli niż żona i matka, wreszcie odnalazła swój głos. Gdy dość niespodziewanie bohaterka odchodzi od męża (Brett Gelman, "Stranger Things"), sprawa Tessie stanie się najważniejszym punktem jej życia.
Jak można przypuszczać od początku, zaginięcie dziewczynki nie będzie miało szczęśliwego finału. Tessie zostanie znaleziona martwa, a Maddie zrobi wszystko, by dowiedzieć się prawdy o jej śmierci, wbrew otoczeniu, które z góry przyjęło jedną właściwą wersję na temat tych wydarzeń. Tak zacznie się kariera dziennikarska głównej bohaterki, która po latach bycia "żoną idealną" będzie próbowała odkryć siebie na nowo. Szybko też okaże się, że z małą Tessie łączy ją znacznie więcej niż wyłącznie żydowskie pochodzenie, co będzie pretekstem do tego, byśmy co jakiś zaglądali w przeszłość i lepiej poznali skomplikowaną historię Maddie.
W tym samym czasie będziemy obserwować także historię Cleo Johnson (Moses Ingram, "Gambit królowej"), młodej matki, która w niebezpiecznym świecie czarnego Baltimore będzie robiła wszystko, by zapewnić utrzymanie i spokojny byt swojej rodzinie. Kobieta znajdzie się jednak w ogromnym niebezpieczeństwie, gdy narazi się Shellowi Gordonowi (Wood Harris, "The Wire"), gangsterowi trzęsącemu podziemnym Baltimore. W ten sposób dość nieoczekiwanie jej życie znajdzie się na kursie kolizyjnym z Maddie, a ich historie połączą się w sposób, jakiego widzowie mogą się nie spodziewać.
Kobieta z jeziora to coś więcej niż kryminał noir
Choć przez długi czas "Kobieta z jeziora" serwuje nam dwa główne, prowadzone równolegle do siebie wątki, trudno nie odnieść wrażenia, że historia Maddie jest dla twórców serialu zdecydowanie istotniejsza. Bohaterka grana przez Natalie Portman dostaje więcej ekranowego czasu, a jednocześnie nadano jej zdecydowanie więcej głębi niż Cleo. Moses Ingram, choć jej postać jest kluczowa dla całej fabuły, musi się pogodzić z tym, że niemal przez cały czas pozostaje w cieniu oscarowej gwiazdy.
Trzeba jednak oddać Portman, że w swojej roli wspina się na wyżyny i tworzy jedną z najlepszych kreacji w swojej bogatej filmografii. Przez cały sezon konsekwentnie rozwija postać Maddie i odkrywa jej nowe oblicza – w tym takie, których nigdy byśmy nie spodziewali się ujrzeć. Dość szybko odkrywamy, że to bohaterka, którą uwiera złota klatka, w jakiej została zamknięta, a gdy wreszcie udaje jej się wydostać na wolność, zaczyna smakować jej w sposób zaskakujący dla widza. Nie wątpię, że Portman dzięki swojemu nazwisku i tak miałaby szeroko otwarte drzwi do wszelkich nominacji za swoją rolę, ale dobrze mieć poczucie, że faktycznie na nie zasłużyła.
Być może aktorka ma tyle okazji do tego, by lśnić na ekranie, bo przez długi czas kryminalna zagadka znajduje się na drugim planie, a "Kobieta z jeziora" sporo czasu poświęca kwestiom społecznym, z naciskiem na miejsce kobiety w ówczesnym świecie. Serial Apple TV+ zdecydowanie chce być czymś więcej niż tylko kolejnym kryminałem w stylu noir i swojego wyróżnika szuka właśnie w tematach społecznych. Inna sprawa, że twórcom rzadko udaje się powiedzieć tutaj coś szczególnie oryginalnego. Przez siedem odcinków przewija się kwestia dyskryminacji zarówno czarnej społeczności, jak i kobiet – i choć "Kobieta z jeziora" ma ambicje, by mocno poruszać te tematy, rzadko robi to rzeczywiście oryginalnie i zyskuje własny głos.
Kobieta z jeziora – czy warto oglądać serial Apple TV+?
Od strony realizacyjnej "Kobiecie z jeziora" nie można zarzucić niczego, ale problemy pojawiają się, gdy Almę Har'el, która wyreżyserowała wszystkie odcinki i napisała większość z nich, ponosi wyobraźnia, czego najlepszym przykładem może być sekwencja snów z 6. odcinka. Serial Apple TV+ wyraźnie traci, gdy próbuje odchodzić od głównych wątków i pokazywać swoje bardziej artystyczne oblicze. Trochę jakby twórczyni chciała koniecznie przekonać widza, że ten ma do czynienia z czymś więcej niż kolejnym kryminałem. Pytanie tylko, czy byłoby coś złego w tym, gdyby był to po prostu kolejny – dobry – kryminał? "Kobieta z jeziora" jest najlepsza właśnie wtedy, gdy bawi się z widzem w kotka i myszkę i podsuwa mu mylne tropy, więc po co to psuć?
"Kobieta z jeziora" to przy okazji także jeden z tych śmiertelnie poważnych seriali, którym przydałoby się, by ktoś wpuścił do nich nieco świeżego powietrza. Światło nie wpada tu niemal nigdy, jest mrocznie i poważnie prawie przez cały i wyraźnie brakuje tu miejsca, by widz mógł choć przez chwilę odetchnąć. Być może gdyby serial nieco inaczej rozłożył akcenty, dał na przykład więcej przestrzeni dla postaci Judith (Mikey Madison, "Lepsze życie) – jedynej bohaterki mającej w sobie trochę luzu – seans byłby nieco łatwiejszy. Mam też pewien problem z tym, jak prowadzona jest narracja serialu, na czele z faktem, że w finale twórcy zmarginalizowali postać Maddie.
Trzeba jednak przyznać, że "Kobiecie z jeziora" nie raz i nie dwa udaje się porządnie zaskoczyć widza – tak, także w finałowym akcie. Ale momentów, gdy będziemy siedzieli jak na szpilkach jest tu więcej, dlatego też finalnie, mimo moich wcześniejszych narzekań, nie mogę uznać czasu spędzonego przy serialu Apple TV+ za stracony.
Wręcz przeciwnie, główna intryga jest na tyle wciągająca, że te siedem odcinków, mimo paru dłużyzn i nietrafionych pomysłów, mija naprawdę szybko. Być może byłoby trudniej, gdyby nie świetna Natalie Portman, która – nie mam wątpliwości – zasługuje na więcej, ale jednocześnie zrobiła wszystko, byśmy z "Kobietą z jeziora" zostali do końca. Satysfakcjonującego końca.