Hity tygodnia: "Top of the Lake", "Southland", "Suburgatory", "Parks and Recreation"
Redakcja
21 kwietnia 2013, 20:09
"Suburgatory" (2×21-22 "Apocalypse Meow" i "Stray Dogs")
Nikodem Pankowiak: W finale 2. sezonu "Suburgatory" było właściwie wszystko – rozstania, kłótnia, niespodziewane powroty, wyrafinowana zemsta… To, czego było najmniej, to powody do śmiechu, jednak wciąż pozostaje to zakończenie niemal doskonałe. Świetnie wypadła scena walki pomiędzy Tessą i Dalią, dziewczyny pokazały prawdziwe pazury. W końcu po co próbować jakiejś wyrafinowanej zemsty, gdy można kogoś po prostu pobić? Wielkie brawa dla Jeremy'ego Sisto, facet wypadł rewelacyjnie, zwłaszcza w scenie rozstania z Dallas.
Nagle, nawet nie wiadomo kiedy, ta nieco bajkowa komedia zamieniła się w prawdziwy dramat. Niemal wszyscy bohaterowie są teraz samotni i zagubieni, jak to często bywa w prawdziwym życiu. Jak się okazuje, nawet do Chatswin może zawitać fala nieszczęść. Oby odpłynęła w kolejnym sezonie.
Marta Wawrzyn: "Suburgatory" to nierówny serial, a 2. sezon, mam wrażenie, był jeszcze bardziej nierówny niż pierwszy. Ale ten finał to czysta perfekcja! Nie zabrakło ani absurdów (moje ulubione to dentystyczna zemsta Noah i miauczące "Eye of the Tiger". Ale bal czystości Sheili też dał radę), ani prawdziwych emocji, ani momentów bolesnej szczerości. W zasadzie wszyscy bohaterowie są porozbijani, choć też na swój sposób bogatsi w doświadczenia i mądrzejsi.
Dalia i George, Tessa i jej matka, seks na podłodze szkolnej łazienki, pies przybłęda – to wszystko różne odcienie tego samego. Okropnej samotności, która sprawia, że kurczowo czepiamy się czegoś, co niekoniecznie ma sens. I ta powracająca piosenka o całkiem miłym koszmarze, tym razem w wykonaniu George'a. "Suburgatory" jest serialem zdecydowanie lepszym i mądrzejszym od 90% telewizyjnych komedii. Ciągle tylko mi brakuje jakiejś wisienki na torcie, czegoś naprawdę ekstra. Jednak nie w tym finale, ten finał to hit bez żadnych "ale".
"Top of the Lake" (1×06-07)
Nikodem Pankowiak: Podwójny finał produkcji Sundance Channel hipnotyzował niemal od początku, aż do szokującego zakończenia. Widzowie dowiedzieli się jeszcze więcej o przeszłości Robin, a brudne sekrety malowniczej krainy wyszły na jaw. Jak zwykle, uraczono nas masą przepięknych zdjęć, które sprawiają, że aż trudno uwierzyć, że to miejsce może być tak brutalne. Bardzo przejmująca była szczególnie scena śmierci jednego z bohaterów, niewinnego uczestnika całej historii.
Kolejny raz Elisabeth Moss wypada świetnie w swojej roli, zwłaszcza w scenie rozmowy z GJ, gdy wyznaje, że nie wie, jak dalej żyć. Sporo rzeczy zostało niedopowiedzianych, nie wszystkie wątki poprowadzono do końca, co tylko pobudza naszą wyobraźnię i daje pretekst do snucia własnych teorii. "Top of the Lake" już za nami, ale raczej nie można stwierdzić, że byliśmy świadkami happy endu.
Marta Wawrzyn: Na początku podchodziłam z rezerwą do "Top of the Lake", bo to w gruncie rzeczy historia, jakich widziałam wiele. Serial naprawdę doceniłam w okolicach 4. odcinka, za coś zupełnie innego niż wątek główny. I nie mogę powiedzieć, że jestem zaskoczona finałowym twistem – od dawna sugerowano, że zarówno z programem nastoletnich baristów, jak i szefem Robin coś jest nie tak.
Ale to bez znaczenia. Ten serial jest dla mnie trochę jak opowiadania Cortázara – pozwalam mu się wlec tak wolno, jak tylko chce, i uważam, że nie musi donikąd zmierzać ani mówić niczego zaskakującego. Bo urzeka tym, co nieuchwytne. Jego największą siłą jest to, że nie powiedziano nam wszystkiego, nie rozwiązano w żaden sposób wielu wątków. Nie wiemy, jaka przyszłość czeka Robin i Johnno, co będzie dalej z dzieckiem Tui i nią samą ani co poczną kobiety opuszczone przez GJ. I mam nadzieję, że nikt nie wpadnie na pomysł nakręcenia 2. sezonu, który to wszystko wyjaśni. Po prostu mnie to nie interesuje.
Traktuję "Top of the Lake" jak fragment historii, którą miałam przyjemność zobaczyć ukradkiem, przez dziurkę od klucza, bo znalazłam się w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie. Historii, która toczyła się, zanim się pojawiłam i która będzie się toczyć, kiedy mnie już nie będzie w miejscu podglądacze. A że miejsce do jej opowiedzenia wybrano przepiękne, aktorów dobrano rewelacyjnie, a scenariusz wypełniono mnóstwem cudów ukrytych poza słowami, to daję hit – za te dwa wspaniałe odcinki finałowe i za cały serial. I mam nadzieję, że szacowne grona, przyznające Emmy, Złote Globy i inne ważne nagrody, też zauważą "Top of the Lake".
"Southland" (5×10 – "Reckoning")
Agnieszka Jędrzejczyk: Choć poprzedni odcinek postawił poprzeczkę niezwykle wysoko, finałowi 5. sezonu nie można odmówić napięcia, a już na pewno nie da się łatwo zapomnieć o jego dramatycznej końcówce. Powrót Coopera do pracy nie jest bowiem niczym nawet w połowie tak naturalnym jak twierdzi sam bohater, kiedy tłumione przez niego emocje w zupełnej ciszy prowadzą go w końcu na skraj załamania nerwowego.
Szczerze powiem, że całkowicie dałam się nabrać na spokojne tempo, w jakim rozwijał się "Reckonig" – zarówno pogoń Lydii i Rubena za porywaczami Coopera i Lucero oraz ostateczne zdemaskowanie Bena przez Sammy'ego oglądało się jak zwykle świetnie, ale dopiero w samej końcówce przyszedł czas na prawdziwe wstrząsy. Przy żadnym innym serialu nie zdarzyło mi się do tej pory przykryć z niedowierzania usta. Jeśli ostatnia scena 5. sezonu "Southland" ma być ostatnią sceną całego serialu, to nie można sobie życzyć bardziej wstrząsającego podsumowania. Ale z drugiej strony nie można sobie też życzyć zakończenia tak dojrzałego serialu o policjantach. Nie wierzę, żeby to miał być koniec.
"Parks and Recreation" (5×19 – "Article Two")
Marta Wawrzyn: Patton Oswalt! Jego tyrada o "Gwiezdnych wojnach" w rozszerzonej wersji krąży po ograniczonym geograficznie do terytorium USA internecie – i nic dziwnego, była wspaniała. Tak jak cała jego wojna o tradycję w Pawnee z Leslie, która przecież przeciwniczką tradycji nie jest. W całych Stanach są miasteczka, gdzie wciąż obowiązują kuriozalne prawa sprzed lat, fajnie więc, że rozprawiliśmy się z tym absurdem w Pawnee. Goły Andy skaczący do sadzawki też był super.
A do tego walka o najlepszy prezent dla Leslie na kolejną jej dziwną i wspaniałą jednocześnie rocznicę, wdzięczne nawiązania do "Gry o tron" (i szczere pytania Ann, które natrafiły na mur w postaci szczerego oburzenia Bena), walka Rona z Chrisem o duszę April i pryncypia dotyczące etyki pracy. Słowem – kolejny świetny odcinek serialu, który nigdy mnie nie zawodzi.
"Hannibal" (1×03 – "Potage")
Marta Wawrzyn: W pierwszych dwóch odcinkach "Hannibal" był pełen fajerwerków, a tu proszę – kameralny odcinek, pełen subtelności i niedomówień. Co zaskakujące, "Potage" okazał się równie, a może nawet jeszcze bardziej udany niż dwa poprzednie rozdziały opowieści o najsłynniejszym kanibalu popkultury. I równie, a może jeszcze bardziej straszny.
Pełna szalonego okrucieństwa historia biednej Abigail, nieco bardziej niż zwykle zrównoważony Will i Hannibal odsłaniający się przed nami (i panną Hobbs) lekko a wdzięcznie w finale odcinka. Bryan Fuller naprawdę wie, jak sprawić, żebyśmy mieli nerwy napięte jak postronki. Szkoda tylko, że pozwala NBC na takie numery, jak wywalanie z sezonu gotowego już, i pewnie równie dobrego co dotychczasowe, odcinka.
"Broadchurch" (1×07)
Marta Wawrzyn: Kolejny serial, który uwielbiam głównie za to, co dzieje się poza słowami, na tydzień przed finałem zaserwował nam bardzo emocjonalny odcinek. Wyjaśniło się, skąd wzięły się tarcia pomiędzy Susan i Nigelem (swoją drogą – wymieszane ze sobą sceny z przesłuchań obojga oglądało się jak doskonały dreszczowiec), poznaliśmy większość tajemnic Aleca i w ogóle wiemy o tym wszystkim coraz więcej. Wiemy coraz więcej, a jednak wciąż błądzimy jak dzieci w gęstej angielskiej mgle.
Niby gdzieś tam świta mi jakieś rozwiązanie (Susan pomyliła łysych facetów i to mąż Ellie umieścił zwłoki na plaży. Być może próbował zatuszować coś, co zrobił Tom? A może na odwrót – to Tom chce chronić ojca? Nie wiem), ale jest ono nieoczywiste i za nic nie mogę dostrzec w tym wszystkim sensownego motywu. Za kilkadziesiąt godzin pewnie okaże się, że wszystko było jednak zupełnie oczywiste, ale na razie jestem zachwycona tym, że tak pięknie błądzę.
"The Good Wife" (4×20 – "Rape: A Modern Perspective")
Marta Wawrzyn: Nie pierwszy raz to piszę i nie ostatni: "The Good Wife" świetnie wychwytuje wszelkie nowinki ze świata nowych technologii. Dlatego tym razem wyróżniam ten serial przede wszystkim za sprawę odcinka i proces dotyczący gwałtu w czasach Twittera, hakerów i Anonimowych. Oraz za świetne pokazanie, jak zdezorientowani są sędziowie i adwokaci, kiedy za zmienianie losów świata zabierają się ludzie bez twarzy.
Muszę też przyznać, że po tym odcinku naprawdę lubię Robyn – i cieszy mnie, że Kalinda też ją zaakceptowała. Nowa śledcza to niebanalna, cholernie inteligentna osoba, która pewnie stanie się bohaterką niejednej wartej opowiedzenia historii.
Nie będę zgadywać, jak zakończy się wątek "zdrady" Cary'ego i z kim skończy Alicia – z Willem czy Peterem. Powiem tylko, że twórcy "The Good Wife" sprawnie budują napięcie przed finałem.
"Dallas" (2×14-15 – "Guilt by Association" i "Legacies")
Nikodem Pankowiak: Moje guilty pleasure nie zawiodło. Finał "Dallas" oglądało się świetnie od początku do końca. Wszystkie wątki znalazły swój (satysfakcjonujący dla widza) finał. Największy wróg rodziny został pokonany, a to wszystko dzięki precyzyjnemu planowi J.R.'a – mistrza w snuciu intryg. Świetnie oglądało się współpracujących Ewingów, których "gdy są zjednoczeni, nic nie może powstrzymać", cytując Sue Ellen. Do końca doprowadzono historię Pameli Barnes, zamykając furtkę dającą możliwość powrotu tej postaci do serialu.
Mam nadzieję, że w kolejnym sezonie (o ile powstanie) bardziej rozwinięty zostanie wątek Emmy – ta dziewczyna to chodząca patologia i może jeszcze wiele namieszać. Sojusz zwaśnionych bohaterów wypadł naprawdę świetnie, ale wszystko wskazuje na to, że powoli dobiega on końca. Przed nami zapewne jeszcze wiele intryg i spisków.