"Ród smoka" tka zawiłą sieć intryg i szykuje się do walki o tron w finale – recenzja 6. odcinka 2. sezonu
Marta Wawrzyn
22 lipca 2024, 19:01
"Ród smoka" (Fot. HBO)
6. odcinek 2. sezonu "Rodu smoka" jest kolejnym, który zamiast klasycznej wojny stawia na polityczne intrygi i powolne rozkładanie pionków na szachownicy. Jak prezentuje się układ sił przed finałem? Uwaga, spoilery.
6. odcinek 2. sezonu "Rodu smoka" jest kolejnym, który zamiast klasycznej wojny stawia na polityczne intrygi i powolne rozkładanie pionków na szachownicy. Jak prezentuje się układ sił przed finałem? Uwaga, spoilery.
W 2. sezonie serialu "Ród smoka" nic się nie dzieje? Niekoniecznie jestem skłonna podpisać się pod narzekaniami widzów, których nudzi długie ustawianie pionków na szachownicy, ale jeśli ktoś ma dość gadania i chce akcji, najlepiej w brutalnym wydaniu, to 6. odcinek pt. "Prostaczkowie" pewnie też nie będzie jego ulubionym. To godzina wypełniona długimi rozmowami, pomiędzy którymi udało się znaleźć czas na jeden ognisty atak – o tyle mało ekscytujący, że w jego wyniku zginął bohater, którego widzowie i tak niespecjalnie kojarzyli – i przejęcie smoka przez zaskakującą postać.
Ród smoka sezon 2, odcinek 6 – jak nie tresować smoka
Skoro już jesteśmy przy Czarnych i ich castingu na smoczych jeźdźców, to od nich zacznijmy dzisiejszy przegląd wydarzeń. Zanim ser Steffon Darklyn (Anthony Flanagan) został pożarty, po tym jak próbowano potraktować Morski Dym jak pospolitego konia, dostaliśmy wymowną scenę z Corlysem Velaryonem (Steve Toussaint), o którym już wiemy, że przyjął propozycję Rhaenyry (Emma D'Arcy) i został jej namiestnikiem.
To dobra decyzja dla obu stron – Czarna Królowa potrzebuje nie tylko nowej Rhaenys (nieodżałowana Eve Best) u swojego boku, ona też, co tu dużo mówić, potrzebuje, aby jej "nowa Rhaenys" była mężczyzną. Bo nawet jeśli wyraźnie dokonuje się w niej zmiana i jest w stanie wymierzyć policzek jednemu z dziadersów ze swojej rady, wydaje się, że niewiele to zmienia w ogólnym rozrachunku. Grono doradców jak było, tak jest jej potrzebne, a podchodzenie do tych ludzi wyłącznie z pozycji siły byłoby błędem.
Ale póki co to nie Corlys, tylko Mysaria (Sonoya Mizuno), jest tą osobą, która rzeczywiście mądrze doradza Rhaenyrze. Podżeganie do buntu w Królewskiej Przystani, połączone z wysłaniem "pomocy humanitarnej", z pewnością na tym etapie jest lepszą taktyką niż szybka próba przejęcia miasta z pomocą smoka. Tego nie da się zrobić, dopóki: 1. znajduje się w nim Aemond (Ewan Mitchell) i Vhagar oraz 2. nie ma pewności, czy Daemon (Matt Smith) wesprze małżonkę. Nerwowa reakcja królowej w rozmowie z Jacaerysem (Harry Collett) na wspomnienie imienia Daemona i sugestię, że jest on im po prostu potrzebny, nie zapowiada niczego dobrego, zwłaszcza że to nie pierwszy raz, kiedy Rhaenyra zdaje się kierować raczej emocjami niż chłodną kalkulacją.
Tymczasem w Smoczej Skale nadszedł czas i właśnie na kalkulację, bez emocji, i na twarde decyzje, w tym także dotyczące "nieobsadzonych" smoków, a tych wciąż mamy jeszcze kilka. Morski Dym w absolutnie uroczy sposób przysposobił sobie Addama Velaryona (Clinton Liberty), bo przecież nie na odwrót, w Dolinie Arrynów Rhaena (Phoebe Campbell) trafiła na ślad kolejnego dzikiego smoka, ale przecież na swoją kolej czekają jeszcze m.in. Srebrnoskrzydła i Vermithor, a to wcale nie koniec listy.
Wątek ze smoczymi nasionami rozpoczął się niemrawo, tak że ci z widzów, którzy znają książkę "Ogień i krew" George'a R.R. Martina, mają prawo w tym momencie zacząć się zastanawiać, jak (i czy) w tym tempie serial HBO chce dojść do kluczowych wydarzeń w finale. Jeśli "Ród smoka" chce poświęcić kolejną godzinę na zastanawianie się, czy ktoś spoza rodu Targaryenów może w ogóle dosiąść smoka, to być może przydałyby się ze dwa odcinki więcej w tym sezonie. Sprawy w Smoczej Skale zdecydowanie powinny już na tym etapie przyspieszyć, czas też, aby Daemon i Caraxes przestali być bezczynni.
Ród smoka sezon 2, odcinek 6 – romans Rhaenyry i Mysarii
Skoro o Daemonie mowa, analiza małżeństwa ze stryjem, którego Rhaenyra dokonuje w rozmowie z Mysarią, jest ze wszech miar słuszna. To nie wielka, romantyczna miłość, na jaką miała nadzieję część widzów, zachwycając się niegdyś tym, jak bardzo podobna do siebie jest ta para; to związek z rozsądku – od początku raczej sojusz polityczny niż małżeństwo, i to dla nich obojga. I dobrze wiedzieć, że ona też to widzi i rozumie, w jakim układzie tkwi. Co nie zmienia faktu, że Rhaenyra, jak wiele osób w tym uniwersum, ma bardzo wyraźne skłonności do toksycznych relacji i szukania bliskości tam, gdzie być może nie powinna. Tak, mowa o Mysarii, najbliższej doradczyni królowej.
To, że – i w jakich okolicznościach – dochodzi między bohaterkami do pocałunku, na pewno będzie analizowane na tysiąc sposobów. Z naszej perspektywy jako widzów, którzy mimo wszystko część postaci z "Rodu smoka" lubią i im kibicują, jednym z aspektów tej relacji jest zwykłe: o jak miło, cieszmy się ich szczęściem! Wydaje się, że to małe co nieco, na które obie bohaterki tak po prostu zasługują po tym, co przeszły, i o czym tak szczerze w tej scenie powiedziały sobie nawzajem. Chemii między D'Arcy a Mizuno też nie brakuje, więc wydaje się, że to wątek, który po prostu przyjemnie będzie się oglądało – zwłaszcza że prywatna czy też czysto ludzka strona postaci z "Rodu smoka" to coś, co rzadko oglądamy. Zwykle widzimy ich przez pryzmat walki o władzę.
Nie tym razem. Chyba że…? Wątek romansu Rhaenyry z Mysarią na pewno jest bardzo sexy, ale też mamy do czynienia z sytuacją mocno poplątaną, nie tylko emocjonalnie. Przede wszystkim, z sypiania ze swoim najbliższym doradcą politycznym rzadko wychodzi coś dobrego. To prawda, że Rhaenyra ma długą historię wieloletniego romansowania ze swoimi "pracownikami" za plecami męża i bez zbędnej dramy. Być może więc ten wątek to zwykły miły przerywnik w krwawej wojnie o tron. Być może narodzi się z tego telenowela, której nie będziemy mogli ścierpieć. A być może, tylko być może, Czarna Królowa powinna być nieco ostrożniejsza zarówno w dobieraniu sobie doradców, jak i zbliżaniu się do nich w ten sposób – Biały Robak bądź co bądź ma w swojej bogatej biografii i romans z Daemonem, i granie na dwa fronty jednocześnie.
Ród smoka sezon 2 – 6. odcinek to więcej Daemona i Alys
A skoro przy telenowelach jesteśmy, Daemon i Alys (Gayle Rankin), Alys i Daemon, Daemon i parada wszelkich mar, Daemon i jego własne myśli. O rety. Wątek w Harrenhal, o którym na początku 2. sezonu "Rodu smoka" pisałam, że może zostać naszym ulubionym, został już tak niemiłosiernie przeciągnięty, że kiedy Daemon zarzuca na ramię torbę listonoszkę i zdeterminowany rusza opuścić zamczysko, wszyscy chyba liczyli, że mu się uda. Niestety. Zatrzymuje go Alys i dalej tkwimy z nim w tym samym miejscu, kręcąc się w kółko, tym razem w towarzystwie Viserysa (Paddy Considine) – którego owszem, dobrze znów widzieć w serialu, ale też co za dużo, to niezdrowo. Analizowanie wizji, w ramach której król wyrzuca bratu wszystko, co przerobiliśmy bardzo dokładnie w 1. sezonie, pozwolę sobie uznać za stratę czasu – showrunner Ryan Condal i spółka bardziej dosłowni już naprawdę być nie mogą.
Daemona nie ogląda się w tym momencie już dobrze i nie chodzi o to, że to cień Daemona, którego pokochaliśmy w 1. serii. Nie, tu raczej chodzi o to, że ilość czasu, jaką spędzamy w Harrenhal i jednocześnie w więzieniu, którym stała się jego głowa, nie przekłada się ne pogłębienie postaci księcia łotrzyka. Daemon ma kryzys, jest sfrustrowany, nie wie, co zrobić dalej – wiemy to. Domyślamy się też, że prędzej czy później go przezwycięży. Repetytywność wszystkiego, co go spotyka w tym sezonie, ma prawo już irytować najwierniejszych fanów i tej postaci, i Matta Smitha. Tam po prostu nie ma nic więcej. Widzieliśmy wszystko, czas ruszyć się z miejsca. Dokądkolwiek.
Słowne przepychanki z Alys – która nie jest duchem, wiemy to już na pewno, bo nie tylko Daemon ją widzi – i cudowna komedia z ser Simonem Strongiem (Simon Russell Beale) wciąż mają swój urok, wiele jednak nie wnosząc. Jeśli to uzdrowicielka Strongów wykończyła osobiście lorda Grovera (a na to wygląda), popychając tym samym cały wątek do przodu, dzięki jej za to. Oczywiście, Alys, to, jak mocno jej wątek jest osadzony w świecie fantasy, a także jej potencjalne plany, to fascynująca sprawa. Wydaje się, że "czarownica" wywołuje koszmary i wizje Daemona, wie o nim wszystko i z jednej strony nie ma o nim najlepszej opinii, a z drugiej strony mu pomaga. Dlaczego? Czego ona chce? Czy "Ród smoka" będzie w ogóle chciał odpowiedzieć na to pytanie?
Ród smoka sezon 2 – Aemond pijany władzą w 6. odcinku
Jeśli chodzi o intrygę polityczną – a ta potrafi w "Rodzie smoka" wkręcać nie gorzej niż "Gra o tron" za najlepszych czasów – tradycyjnie ciekawiej wypadają Zieloni, zwłaszcza że Aemond u władzy oznacza kompletną nieobliczalność. Tak, książę regent jest inteligentniejszy od swojego brata – albo przynajmniej był pilniejszym uczniem – i potrafi kalkulować (np. sojusz z Triarchią w tej sytuacji pewnie nie jest złym pomysłem). Nie można mu tego odmówić. Ale kiedy ponoszą go emocje, nie ogląda się na nikogo ani na nic. Jest jak niszczycielska siła, która zmiata każdego, kto staje jej na drodze.
Tym razem obrywa się Lannisterom – wreszcie zobaczyliśmy, że ich armia nie tylko naprawdę istnieje, ale też ma własne lwy, żeby wyglądać groźniej – a także Alicent (Olivia Cooke) i wreszcie Larysowi (Matthew Needham). O ile zwolnienia matki przez syna można się było spodziewać – styl, w jakim to robi, też nie dziwi; dziwi raczej to, że zaskoczona jest sama Alicent – o tyle Szpotawej Stopie nikt jeszcze od początku serialu nie powiedział wprost, że świetnie widzi jego sztuczki i nie jest zainteresowany byciem ich częścią. Czy Aemond właśnie wyhodował sobie niebezpiecznego wroga? I czy Larys w ogóle proponował siebie na namiestnika? Raczej nie. To nie jego styl, Larys lepiej się czuje, będąc szarą eminencją niż twarzą czegokolwiek. Co zresztą udowadnia chwilę później, idąc do Aegona (Tom Glynn-Carney) i wprost mu doradzając, jak przetrwać.
Jako że wszyscy jesteśmy tu dla ognia, krwi i pełnych furii psychopatów w akcji, nie sposób było nie ożywić się w momencie, kiedy Aemond zapowiedział, iż chętnie zmierzy się z wujem Daemonem – jeśli tylko ten się odważy. Na razie jednak przychodzi mu zmierzyć się ze znacznie bardziej prozaicznymi sprawami, na czele z buzującym buntem prostaczków w Królewskiej Przystani. Odklejka królewskiej rodziny Targayenów była mocno widoczna już w zeszłym tygodniu, podczas parady zwycięstwa armii ser Cristona Cole'a (Fabien Frankel). Teraz Aemond pokazuje, jak bardzo nic z tego wszystkiego nie rozumie, zupełnie szczerze pytając, czemu ludzie buntują się przeciwko Zielonym, skoro brak jedzenia to wina blokady morskiej Rhaenyry. No cóż, może nie wszyscy oglądają całymi dniami westeroski odpowiednik CNN? Nepo baby.
Gdzieś pośród całego tego chaosu mamy jednak dobrą decyzję: Aemond rozkazuje przywrócić na stanowisko Ottona Hightowera (Rhys Ifans), a zająć się ma tym nie kto inny, jak Larys, a więc człowiek, który doprowadził do jego zwolnienia. Jeżeli jednooki książę nie jest w stanie korzystać z doświadczenia własnej matki (religia zabrania), sprowadzenie dziadka do stolicy to najlepsze możliwe posunięcie. Przy czym mamy tu do czynienia z takim miksem decyzji rozsądnych z emocjonalnym szaleństwem, że trudno powiedzieć, co będzie miało jakie skutki. To zresztą główna (i najlepsza!) cecha Tańca Smoków – oglądamy chaos i zniszczenie zapoczątkowane przez kompletnych narwańców, nie klasyczną wojnę toczoną zgodnie z jakąkolwiek sensowną strategią.
Ród smoka sezon 2 – co się wydarzy przed finałem?
Alicent zostaje więc zmarginalizowana, nikt nie słucha przepowiedni Helaeny (Phia Saban), a tkwiący w łożu boleści Aegon, który przy Aemondzie wygląda na całkiem rozsądnego króla rozumiejącego problemy zwykłych ludzi, dosłownie kurczy się na widok własnego brata i kilka razy zapewnia go, że nic nie pamięta z Gawroniego Gniazda. Scena między braćmi to zresztą nie tylko dobitny dowód na obłęd, w jakim tkwią Targaryenowie, ale też kolejny przykład fenomenalnego aktorstwa ze strony odtwórców ról obu braci. Raz jeszcze możemy tylko zgadywać, po co Aemond przyszedł w rynsztunku bojowym do sypialni króla – ale przerażenie Aegona na jego widok mówi wszystko. On wie. Alicent wie, Helaena wie i Aegon też wie, co wydarzyło się podczas bitwy. Czy "Ród smoka" mógłby być bardziej pokręconą historią rodzinną?
Skoro o sprawach rodzinnych mowa, całkiem ciepła okazała się ta, która rozegrała się pomiędzy Alicent i jej bratem Gwayne'em (Freddie Fox), ze zrezygnowaną miną wyruszającym na kolejną bitwę u boku Cole'a. O Daeronie, czwartym dziecku Alicent, już wiemy, że w serialu istnieje, teraz usłyszeliśmy, że może być najsensowniejszym z synów królowej, co zdaje się w podobnym stopniu ją cieszyć (jeden się udał!), jak i martwić (ale żaden z tych, których sama wychowała). Miły, mądry i mający powodzenie wśród dziewczyn syn Alicent brzmi intrygująco, ale pewnie w akcji zobaczymy go dopiero w 3. sezonie "Rodu smoka". Z kolei na Gwayne'a już wkrótce będziemy mogli liczyć, jeśli chodzi o kwestionowanie wspaniałości Cole'a. Ale koniec końców i tak musi wykonywać jego rozkazy, co zmniejsza jego szanse na przeżycie tego wariactwa.
Jakichkolwiek planów nie miałby "Ród smoka" na dwa ostatnie odcinki, wydaje się, że będzie się działo zarówno w powietrzu, jak i na lądzie oraz morzu. Daemon wygląda, jakby wreszcie był gotów zabrać się do roboty i zgromadzić w dorzeczu armię, o której na razie tylko gadał. Zieloni szykują na niego uderzenie z obu stron. Aemondowi marzy się przerwanie blokady morskiej Corlysa. Rhaenyra z pomocą Mysarii walczy o miano królowej serc prostaczków ze stolicy. No i ze smoczych nasion coś wreszcie zaczyna się wykluwać. Wydaje się, że przed nami mocno wypakowana akcją końcówka sezonu.
Aż trochę szkoda, że wszystko, co – bazując na znajomości książki – myślę, że się wydarzy, bo po prostu już najwyższy czas, aby się wydarzyło, 2. sezon "Rodu smoka" prawdopodobnie upchnie w zaledwie dwóch godzinach. Tak czy siak, będzie się działo. Zapnijcie pasy i trzymajcie kciuki, aby był ogień, krew i zero jakichkolwiek hamulców.