"Hemlock Grove" (1×01-03): Dziwaczne miasteczko
Marta Wawrzyn
23 kwietnia 2013, 21:02
Miałam obejrzeć tylko jeden odcinek, obejrzałam trzy pod rząd. I choć na razie nie czuję się do tego serialu przekonana, to zamierzam oglądać dalej. Skąd ten paradoks?
Miałam obejrzeć tylko jeden odcinek, obejrzałam trzy pod rząd. I choć na razie nie czuję się do tego serialu przekonana, to zamierzam oglądać dalej. Skąd ten paradoks?
"Hemlock Grove" Eli Rotha miał być kolejnym wielkim hitem Netfliksa, ale nie do końca to się udało. Platforma internetowa z wielkimi ambicjami odpaliła z hukiem w piątek pierwsze 13 odcinków. Zaczęły pojawiać się pierwsze recenzje – i widać było, że oczekiwania nie zostały spełnione. Amerykańscy krytycy potraktowali serial dość ostro; jego ocena na Metacritic to 42/100. Czyli słabiutko.
Nie czytałam tych miażdżących recenzji, żeby zachować jasność umysłu, ale muszę przyznać, że choć pochłonęłam trzy odcinki "Hemlock Grove" w szybkim tempie, nie wiem, co właściwie o tym serialu myśleć. Najlepsze określenie, jakie mi przychodzi do głowy, to "dziwny". Słowo daję, lepszego nie potrafię wymyślić.
W pilocie serialu Eli Rotha, którego scenariusz powstał na podstawie książki Briana McGreevy'ego, dochodzi do morderstwa. Obserwujemy, jak w okrutny sposób zabita zostaje cheerleaderka, ale nie wiemy, kto lub co ją zabiło. Wśród "naturalnych" podejrzanych znajduje się dwóch młodzieńców – bogaty Roman Godfrey (Bill Skarsgard, brat Alexandra z "True Blood"), który mieszka z matką w wieży i ma siostrę olbrzymkę wyglądającą jak ofiara eksperymentu, oraz Cygan (może powinnam mówić "Rom", ale w serialu mówią o nim "Gypsy"), który właśnie zamieszkał z matką w skromnym domu w lesie, Peter Rumancek (Landon Liboiron z "Terra Novy"). To oczywiste, że obaj wydają się kandydatami na morderców – są niesamowicie przystojni, mocno nieuporządkowani i mają swoje tajemnice. I pewnie obu można jako ewentualnych morderców wykluczyć (to nie spoiler, to próba zgadywania).
Oprócz nich w serialu pojawia się mnóstwo postaci drugoplanowych: rozerotyzowana i niestety sztampowa do bólu matka Romana, wspomniana wyżej siostra, jego śliczna kuzynka i jej ojciec, matka Petera, policjanci, agentka specjalna w stylu Willa Grahama z "Hannibala". Większość z nich sobie jest, a ich pojawianie się na ekranie nie wywołuje u widza specjalnych emocji. Ale może jeszcze to się zmieni – miasteczko Hemlock Grove jest zamieszkiwane przez ponadnaturalne stwory różnej maści, których z odcinka na odcinek poznajemy coraz więcej. Byłoby dziwne, gdyby ich rola sprowadzała się do przechadzania się po drugim planie.
Na razie jednak ten serial to przede wszystkim Roman i Peter. Różni ich wszystko, łączy ich to, że wiedzą o sobie nawzajem więcej, niż wiedzą o nich inni. I paradoksalnie całkiem dobrze się rozumieją. Zawiązuje się między nimi specyficzna nić porozumienia, a może nawet to, co Amerykanie określają jako bromance. Patrzy się na nich przyjemnie – bo wiadomo, mamy nie jednego, a dwóch przystojniaków, z których jeden jest fajniejszy od drugiego.
W szczególności wzrok przykuwa Skarsgard (swoją drogą szwedzcy bracia są teraz specami od grania wampirów w Ameryce), którego Roman jest postacią dającą się lubić. Z nonszalancją prześlizguje się przez życie, jak gdyby nie zdawał sobie sprawy ze swoich korzeni – a te, jak już pewnie się domyślacie, są nie z tego świata. Z pewnością nie jest żadnym złem wcielonym, choć czasem zachowuje się nieodpowiedzialnie. Z zadziwiającą delikatnością i wyczuciem opiekuje się swoją zdeformowaną siostrą. Niby nie ma w nim nic oryginalnego, a jednak na młodszego Skarsgarda w tej roli patrzy się z dużą przyjemnością.
Wiele jest w tym serialu surrealizmu, niedopowiedzeń, zdarzają się senne sekwencje. Nic tu nie jest tak proste i oczywiste, jak na przykład w "Pamiętnikach wampirów". Widać, że "Hemlock Grove" chce być od takich produkcji, jak "Zmierzch" czy nawet "Pamiętniki wampirów", mądrzejszy, lepszy. Ale nie do końca to wyszło.
Pełno tu dziwacznych scen – rzadko obrzydliwych czy naturalistycznych, zazwyczaj po prostu dziwacznych – które są, ale nie wiadomo po co. Pełno tu powolnego przechadzania się, pytań rzucanych w przestrzeń i rozmów prowadzonych od niechcenia. Do jednego worka wrzucono upiory, wilkołaki i inne stwory, dodano mnóstwo tajemnic (bo jedna to za mało) i szczyptę psychodelii rodem z "Twin Peaks", a następnie spróbowano nam to wszystko sprzedać jako ambitny serial.
Ktoś gdzieś podpatrzył, że cechą ambitnych seriali jest powolny rozwój akcji, więc w "Hemlock Grove" akcja rozwija się bardzo wolno. Zdecydowanie zbyt wolno. Może nie miałabym z tym problemu, gdyby tak bardzo nie nawalały dialogi i postacie drugoplanowe, pojawiające się często znikąd, bez sensownego wprowadzenia. Lubię seriale, które można rozgryzać, bawić się w dopasowywanie różnych elementów układanki, ale ten nie jest aż tak fascynujący, bym chciała go oglądać w ten sposób.
A czy jest w Hemlock Grove strasznie? Nie, niekoniecznie. Trzeba jednak przyznać, że jest bardzo klimatycznie. Wieża Godfreyów górująca nad miasteczkiem, lasy, mgła. To wszystko jest bardzo przyjemne dla oka. W ciągu trzech odcinków była w zasadzie tylko jedna scena, którą można uznać za wstrząsającą. Bardzo dosłowna scena przemiany w wilkołaka.
Nie uważam, żeby "Hemlock Grove" był szczególnie dobrym serialem, nie uważam nawet, by był serialem tak wciągającym widza jak "Pamiętniki wampirów". Po trzech odcinkach kompletnie nie wiem, w jakim kierunku ta historia podąża. Ale jednak jestem pewna, że chcę zobaczyć jeszcze kilka odcinków. A potem jeszcze kilka. Zatrzymam się pewnie na finale.
Gdybym miała ocenić "Hemlock Grove" w skali szkolnej, dałabym 3, ale takie całkiem solidne 3. Właściwie w każdym odcinku były momenty świetne i sceny tak fatalne, że musiałam powstrzymywać się przed wyłączeniem serialu. Na pewno mogę powiedzieć tylko jedno – jeśli nie spodobał Wam się pilot, nie macie po co oglądać dalej. Kolejne odcinki są od niego słabsze.
A wszystkich, którym przypadły do gustu te mroczne lasy, a także uroda Petera bądź Romana, witam w miasteczku Hemlock Grove. Mam wrażenie, że trochę czasu w nim spędzimy.