"Mad Men" (6×04): Sceny miłosne
Marta Wawrzyn
28 kwietnia 2013, 16:22
Po wypełnionym po brzegi wspaniałymi metaforami odcinku "The Doorway" w "Mad Men" przyszła pora na trochę prozy. Ale nie dajcie się zwieść, to prawdopodobnie cisza przed burzą. Spoilery.
Po wypełnionym po brzegi wspaniałymi metaforami odcinku "The Doorway" w "Mad Men" przyszła pora na trochę prozy. Ale nie dajcie się zwieść, to prawdopodobnie cisza przed burzą. Spoilery.
"The Doorway" był odcinkiem idealnym, nic więc dziwnego, że dwa kolejne wydają się nieco rozczarowujące. Z "Collaborators" zapamiętam przede wszystkim wściekłą Trudy, wypominającą Pete'owi, że nie był dyskretny. Nie że ją zdradzał. Że nie robił tego dyskretnie. Zapamiętam też Megan w szlafroku, targaną poczuciem winy po poronieniu. Pomijając już zdradę Dona, w tym małżeństwie naprawdę wszystko się zmieniło. Megan już nie jest żoną-trofeum, jest po prostu żoną i ma problemy żony, a nie młodej dziewczyny, która poślubiła bogatego faceta i może zrobić ze swoim życiem wszystko, co tylko chce (teoretycznie przynajmniej).
Zarówno w "Collaborators", jak i w "To Have and to Hold" Megan dużo paliła. Pewnie pamiętacie, jak jeszcze rok temu unikała dymu i wściekała się na Dona, kiedy zapalił w aucie, nie otwierając nawet okna. Ta niechęć do papierosów była symbolem jej młodości i świeżości. Teraz Megan należy już do świata Dona, więc swoje frustracje wyładowuje tak jak wszyscy ludzie z tego świata – oddając się złym nawykom.
"Oni wszyscy tam są przerażeni"
– mówi Dawn do swojej koleżanki, która wychodzi za mąż. I opowiada, że kiedy przychodzą wynieść z biura śmieci, to butelek co wieczór jest tyle co w Nowy Rok. Te butelki to świat Dona, w który Megan weszła z ufnością zakochanego dzieciaka. I jak dzieciak wierzy, że jej mąż jakoś zniesie scenę miłosną, którą musi zagrać w "To Have and to Hold". Mnie też wydawało się, że on tę scenę jakoś zniesie, a raczej że nie obejdzie go ona aż tak bardzo. W końcu on teraz ma nową zabawkę, po co mu jeszcze Megan.
Nie doceniłam Dona. To facet, który najpierw nieomal nazywa żonę prostytutką (przy czym "nieomal" oznacza tylko, że nie użył tego słowa. Wszyscy wiemy, że miał je na myśli), bo inaczej nie potrafi myśleć o kobiecie całującej kolegę z serialu przed kamerą i dostającej za to wynagrodzenie. To facet, który wypomina żonie, że jej znajomi są zbyt otwarci pod względem seksualnym. A kiedy już wyładuje swoją wściekłość, kiedy już da upust swojej nieuzasadnionej zazdrości, wskakuje do łóżka kochanki, nad którym wisi ogromny krzyż. Jest jeszcze drugi krzyż, bezpiecznie spoczywający pomiędzy bujnymi piersiami Sylvii. Don domaga się jego zdjęcia, a kiedy kochanka protestuje, przesuwa go na jej plecy, jakby nie chciał kontynuować grzeszenia przy Bogu. Ale my i bez tego krzyża wiedzielibyśmy, że Don to obrzydliwy hipokryta.
Jego wizyta na planie serialu Megan to też próba oszukania samego siebie, usprawiedliwienia się przed sobą, wmówienia sobie, że ona też coś robi nie tak. W tym miejscu warto by zauważyć rozmowę Dona z Pete'em z początku odcinka. Pete ewidentnie sugerował swojemu szefowi, by skorzystał z jego miłosnego gniazdka w mieście, jeśli będzie chciał, Don wyglądał jakby nic nie rozumiał. "Ja tu mieszkam". To prawda, on tu mieszka. I nie musi szukać seksu tak daleko od domu, ma wszystko, czego mu potrzeba, piętro niżej. A przy tym radzi sobie dużo sprawniej niż jego młodszy kolega, którego wpadkę oglądaliśmy tydzień wcześniej.
Wojna o keczup…
…wydała mi się w tym tygodniu bardziej interesującym wątkiem, niż kolejne sypiące się małżeństwo i kolejna kochanka Dona. Ginsberg wyhodował brodę, ale poza tym nie zmienił się ani trochę. Jego uwagi na temat Stana i tajnego projektu o nazwie Project K. były przepyszne. Ale wojna o keczup to przede wszystkim starcie Dona z Peggy. Scena, w której przed wynajętym przez Sterling Cooper Draper Pryce pokoju hotelowym pojawia się ekipa Peggy, wypadła wyśmienicie.
Dawna protegowana Dona nie pierwszy raz okazała się pilną uczennicą. Jej reklama była naprawdę dobra, ale jeszcze lepszy był sposób, w jaki wykorzystała dawne słowa swojego byłego szefa – "jeśli nie podoba ci się, co o tobie mówią, zmień temat". Dla Drapera, który to wszystko podsłuchał (wyraz jego twarzy, kiedy Peggy go tak dokładnie zacytowała – bezcenny), i jego firmy to była bolesna porażka. Z kolei Peggy dopiero co usadowiła się na szczycie, a już przekonała się, jak na szczycie jest pusto. Nie będzie więcej prywatnych telefonów po godzinach do Stana, Stan już z nią nie chce gadać i trudno mu się dziwić. Peggy straciła przyjaciela i, co gorsza, kompletnie nic jej z tego nie przyszło.
Joan znów musiała wysłuchać prawdy o sobie…
…i wiadomo, że było to przykre. Ale ta prawda jest, jaka jest, za późno to zmienić. Ruda osiągnęła wysoką pozycję w SCDP inaczej niż faceci, ale to nie znaczy, że na nią nie zasłużyła. I wiadomo, że zawsze będą tacy, którym będzie to nie w smak. Harry nigdy nie potrafił zachowywać się z klasą, nie dziwi mnie więc to, co zrobił. "Powinniśmy go zwolnić, zanim zrealizuje czek?" – zapytał Roger, wypowiadając tym samym na głos myśl, która chodziła niejednemu z widzów po głowie przez większość odcinka. Swoją drogą, czek, który dostał Harry, był naprawdę pokaźny – w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze byłoby to ok. 150 tys. dolarów. To pokazuje, jak cennym był on pracownikiem dla SCDP – pamiętajmy, że wtedy zaczynał się prawdziwy boom na reklamę telewizyjną.
Bardzo przyjemnie oglądało mi się szaleństwa Joan i jej dawnej przyjaciółki Kate (Marley Shelton), która przyjechała w odwiedziny – chwile zapomnienia w nowojorskich klubach, pobudkę w sfatygowanych strojach i rozmazanym makijażu, szczerą rozmowę o poranku. Obie panie zrobiły fantastyczną jak na owe czasy karierę: jedna jest partnerem w agencji reklamowej na Manhattanie, druga zajmuje wysokie stanowisko w firmie kosmetycznej. A jednak obie chciałyby czegoś więcej. Kate zazdrości Joan, że osiągnęła wszystko sama, bez pomocy męża. Joan chciałaby mieć takiego męża jak Kate, kogoś, w kim zawsze można znaleźć oparcie. "Wciąż mnie traktują jak sekretarkę" – mówi do przyjaciółki, a ta jej radzi, by zaczęła mieć w nosie to, co inni o niej sądzą.
Panie razem były świetne pod każdym względem i chętnie bym zobaczyła jeszcze kiedyś Kate. Ale to moje życzenie pewnie nie zostaje spełnione – każda, nawet gościnna, postać w "Mad Men" ma swój cel i po jego wypełnieniu odchodzi.
Matthew Weiner się pomylił…
…pozwalając Joan w 1968 roku zarezerwować stolik w Le Cirque, knajpie, która powstała dopiero w 1974 roku. Pomyłka odbiła się głośnym echem, i nic dziwnego, w końcu Weiner nie myli się nigdy. To facet, który sprawdza, jaka pogoda była danego dnia, by odpowiednio ubrać postacie. Jak to się stało, że nie sprawdził daty powstania Le Cirque? Tego się nie dowiemy, bo oczywiście Weiner zareagował dość nerwowo, kiedy dziennikarze pomyłkę mu wytknęli. Niepotrzebnie – są seriale, gdzie takich pomyłek pada w jednym odcinku kilkanaście ("Demony da Vinci"!). "Mad Men" to zupełnie inna półka niż te seriale, i Weiner dobrze to wie. Głośne okazywanie niezadowolenia z ocen krytyków nie ma żadnego sensu i z pewnością nie pomoże w zdobyciu nagród Emmy.
James Poniewozik z "Time'a" znalazł i zaprezentował na Twitterze plakat The Electric Circus pochodzący mniej więcej z tych czasów, kiedy zawitały tam Joan i Kate, by całować się z dopiero co poznanymi młodszymi chłopakami przy dźwiękach "Bonnie & Clyde". To by oznaczało, że coś tam jednak Weinerowi udało się zrobić dobrze. Klub, swoją drogą, bardzo ciekawy i zdecydowanie nie z tych, do których chodziła wcześniej Joan.
"Mad Men" w tym sezonie na razie rozkręca się wolno i nie zaskakuje, nie zrzuca na widza żadnych bomb. I "Collaborators", i "To Have and to Hold" wydają mi się po "The Doorway" odcinkami zaledwie dobrymi, z niewielkimi przebłyskami wybitności. Ale to dopiero początek sezonu i – znając życie i seriale, a zwłaszcza ten jeden serial – cisza przed burzą.