Kity tygodnia: "Arrow", "Pamiętniki wampirów"
Redakcja
28 kwietnia 2013, 18:26
"Arrow" (1×20 – "Home Invasion")
Bartosz Wieremiej: Scenarzystom "Arrow" bardzo zależy na swoim dziele. Niestety chyba "za bardzo", bo ostatnia próba przykucia widza do ekranu raziła sztucznością i nudą.
Już nawet nie chodzi o to, że mieszkanie Laurel (Katie Cassidy) jest co chwilę demolowane, a hasający w zielonym kubraczku Oliver (Stephen Amell) włazi tam zazwyczaj nie tyle "z drzwiami", ile "z oknem". I nawet nie o to, że grający szukającego zemsty Diggle'a David Ramsey któryś już raz wypada fatalnie, a duet zakochanych, czyli Thea (Willa Holland) i Roy (Colton Haynes), powoli równa do tego poziomu.
Po prostu "Home Invasion udowadnia ostatecznie, że serial ten obecnie wywołuje co najwyżej pogodną obojętność. Szczególnie gdy twórcy wciąż nachalnie starają się wymuszać zainteresowanie widzów naciąganymi próbami podkręcania akcji.
Na marginesie, Tommy Merlyn (Colin Donnell) zasłużył na długą podróż – byłe jak najdalej od obiektywu kamery.
"Pamiętniki wampirów" (4×20 – "The Originals")
Marta Wawrzyn: Kit to czy nie kit? Przyznam szczerze, że na początku myślałam, żeby jednak "The Originals" oszczędzić, bo wiadomo: ograniczenie czasu występowania Eleny na ekranie to zawsze jakaś zaleta. A do tego jest Klaus, Elijah, jest przyjemna muzyka i niepowtarzalny klimat Nowego Orleanu. Nie jest tragicznie źle. Ale czy to znaczy, że jest dobrze? No nie bardzo. Julie Plec zrobiła z "The Originals" miks, którego większość składników nie jest najlepsza.
Rozumiem, że Klaus musiał mieć jakiś pretekst, by wynieść się z Mystic Falls, ale Jane-Anne wyglądała w tym odcinku na wszystko, tylko nie na potężną czarownicę, która mogłaby coś uknuć przeciwko niemu (zresztą w ogóle czarownice na razie za dużo nie pokazały). Marcel to leszczyk, którego Klaus mógłby zmieść z powierzchni ziemi w sekundę. Ciąża Hayley to posunięcie godne brazylijskiej telenoweli. Uwielbiam Elijah, ale gadki na temat znaczenia rodziny, które kazano mu wygłaszać w tym odcinku, były głębokie jak kałuża. Telefon Klausa do Caroline wypadł sztucznie – wiadomo, że to na razie skończone i nie trzeba mi przypominać, jak bardzo jest to skończone. Teraz raczej jestem ciekawa, czy Klaus jeszcze spotka tę niebanalną barmankę, która tak ładnie przedstawiła się w pilocie "The Originals".
Nie skreślam serialu – na pewno będę go oglądać i przypuszczam, że mimo wszystko będzie lepszy od "Pamiętników wampirów", które z odcinka na odcinek tracą impet. Mam wciąż nadzieję, że walkę Klausa z Marcelem o władzę w jednym z najciekawszych miast świata będzie oglądało się dobrze. Jednak wstęp do opowieści o pierwotnych w Nowym Orleanie, jest, co tu dużo mówić, słabiutki.