Hity tygodnia: "Gra o tron", "Continuum", "Rectify", "Broadchurch", "Doktor Who"
Redakcja
28 kwietnia 2013, 20:29
"Gra o tron" (3×04 – "And Now His Watch Is Ended")
Paweł Rybicki: To był bez wątpienia najlepszy odcinek "Gry o tron" od czasu 1. sezonu. Oczywiście, w dużym stopniu sukces jest po prostu zasługą treści książki. Ale z drugiej strony, twórcy serialowej ekranizacji wielokrotnie już pokazali, że potrafią zepsuć nawet najlepsze fragmenty fabuły stworzonej przez G.R.R. Martina. W tym przypadku obeszło się bez wpadek i to wystarczyło, aby odcinek był świetny. Największe wrażenie zrobiła na mnie oczywiście scena wymarszu armii Daenerys z Astaporu. Mogliśmy w końcu poczuć niesamowity klimat powieści. Oby tylko nie okazało się, że większość budżetu "Gry o tron" została wydana właśnie na ten odcinek…
Agnieszka Jędrzejczyk: 3. sezon "Gry o tron" idzie jak dotąd dosyć nierównym torem, ale choć "And Now His Watch Is Ended" nie uniknął kilku nudnych i nieciekawych scen, coraz wyraźniej zbacza ku świetności znanej z książkowego oryginału. Najciekawszych barw przybiera oczywiście stopniowy rozwój relacji pomiędzy Jaimem a Brienne, ale obserwowanie subtelnych zagrywek Tyrellów (Margaery i jej genialnej babci) jest nie mniej intrygujące – nie mówiąc o tym, że szczerze zabawne.
Cały odcinek nie miałby jednaj prawdziwej potęgi i mocy, gdyby nie Daenerys, która – o ironio – ma w tym sezonie najwięcej interesujących rzeczy do pokazania. Patrząc na jej bezwzględną rozprawę z handlarzami niewolników w Astapor, zdążyłam już zapomnieć, jak bezradnie tułała się po Qarth w poszukiwaniu skradzionych smoków. Co prawda każdy, kto czytał "Nawałnicę mieczy", mógł poczuć się zawiedziony, jak przewidywalnym krokiem było spalenie przez nią miasta – w książce był on ogromnym zaskoczeniem – to jednak rozmach i wydźwięk tej sceny spełniły swoje zadanie z nadwyżką. Emilia Clarke jeszcze nigdy nie była tak stanowcza i bezlitosna, a cały serial jeszcze nigdy tak satysfakcjonujący.
Michał Kolanko: Gdyby każdy odcinek "Gry o tron" utrzymywał poziom z tego tygodnia, to serial już dawno stałby się absolutną klasyką telewizji. Wielowątkowa struktura irytuje wielu widzów, ale jeśli wypełniona jest odpowiednią treścią, to staje się zaletą a nie wadą. Tak też stało się teraz. Mogliśmy zobaczyć nie tylko Daenerys i jej smoki w działaniu, ale także przekonać się, jak błyskotliwym politykiem jest Margaery Tyrell. To, jak bardzo owinęła sobie Joffreya wokół palca, świadczy najlepiej o jej talentach. No i Varys, bunt Nocnej Straży… Po raz pierwszy w tym sezonie wszystko w "Grze o tron" wreszcie zadziałało tak jak powinno.
Nikodem Pankowiak: Tak dobrego odcinka "Gry o tron" musielibyśmy szukać prawdopodobnie w 1. sezonie tego serialu, gdzieś obok ściętej głowy Neda Starka. Daenerys zasłużyła na miano królowej tego odcinka, w scenie z jej udziałem świetne było wszystko. Choć wiedziałem, jak sprawy się potoczą, miałem ciarki na plecach, gdy przemówiła po valyriańsku. Całe wrażenie potęgowała jeszcze muzyka (kolejny świetny motyw!). No i oczywiście ostatnia scena, gdy na czele ogromnej armii opuszcza miasto… Majstersztyk, prawdziwy majstersztyk, właśnie dla takich momentów warto "Grę o tron" oglądać.
Coraz lepiej zaczynają także wyglądać relacje między Brienne a Jaimem, czekałem na to, bo w książce wątek ten wyszedł naprawdę interesująco. Coraz ciekawiej mają się też sprawy w Królewskiej Przystani – Margaery wywiera coraz większy wpływ na Joffreya, co wyraźnie nie podoba się Cersei. Lwica już niedługo powinna pokazać pazury. Dodajmy do tego małą rzeźnią, jaką niektórzy z członków Nocnej Straży przeprowadzili w zamku Crastera – i mamy odcinek niemal idealny. Mam nadzieję, że w kolejnych odcinkach poziom nie spadnie, zwłaszcza że materiał książkowy funduje ogromną dawkę emocji.
Marta Wawrzyn: Ponieważ nic nie zostało do dodania, pozostaje mi tylko zgodzić się z przedmówcami. Wspaniały odcinek – pod każdym względem.
"Broadchurch" (1×08)
Nikodem Pankowiak: Wiemy już kto zabił Danny'ego, możemy teraz w nieskończoność dyskutować o tym czy było to najlepsze rozwiązanie. Prawda jest taka, że jeśli wszyscy chcielibyśmy zostać zaskoczeni, twórcy musieliby wyciągnąć mordercę z kapelusza, co mogłoby się skończyć niezbyt przekonującym wyjaśnieniem całej zagadki. Mimo że odpowiedź na zasadnicze pytanie poznajemy stosunkowo wcześnie, reszta odcinka nadal trzyma nas w napięciu.
Emocji jest naprawdę sporo, zwłaszcza w scenie pomiędzy Ellie i Joe. Wcielający się w ich role Olivia Colman i Matthew Gravelle stanęli na wysokości zadania. O Davidzie Tennancie wspomnę tylko dla formalności. Facet cały sezon urzekał mnie swoją grą aktorską, więc oczywiste jest, że doskonale wypadł także w roli troskliwego Hardy'ego. ITV poinformowało widzów o produkcji 2. sezonu, mam nadzieję, że będzie ona równie dobra co ta może i nieco prosta, ale jakże emocjonująca historia.
Marta Wawrzyn: To wielka sztuka – zrobić niebanalny serial na tak banalny temat jak morderstwo w sielskim brytyjskim miasteczku. "Broadchurch" to się udało. Historia, którą opowiedziano w serialu, jest prawdziwa, poruszająca i wypełniona po brzegi emocjami. Jeśli czytaliście moją recenzję finału 1. sezonu "Broadchurch", dobrze wiecie, że uwielbiam Davida Tennanta. Ale mam wrażenie, że to jego serialowa koleżanka, Olivia Coleman, zgarnie za swoją rolę najwyższe laury. Jak najbardziej zasłużenie – była po prostu wspaniała w finale.
"Continuum" (2×01 – "Second Chances")
Agnieszka Jędrzejczyk: Powrót kanadyjskiego faworyta sci-fi świetnie pokazuje, że do nakręcenia dobrej premiery sezonu nie potrzeba nagromadzenia emocji, akcji i napięcia. Ustawianie pionków na szachownicy odbyło się w "Second Chances" po cichu i niemal w kuluarach, ale nie niezauważenie.
Kierze przybył bowiem nowy problem w postaci węszącego agenta, po otrzymaniu wiadomości od siebie z 2077 roku Aleca ogarnęły wahania, przejęcie dowództwa nad Liber8 może się odbić Sonyi poważną czkawką, w międzyczasie zawierają się nowe i niebezpieczne sojusze, a do tego może się przecież okazać, że wszystko na nic, bo kształt przyszłości już został zmieniony. Słowem, prosty zamach na panią burmistrz okazał się świetnym pretekstem do wprowadzenia w nowy sezon i jego nową, znacznie ciekawszą rzeczywistość. I tak właśnie powinny wyglądać drugie sezony.
"Doktor Who" (7×09 – "Hide")
Marta Wawrzyn: Bardzo chciałam polubić Doktora z Clarą u boku, ale od pierwszego odcinka wiosennej części sezonu coś mi ciągle w tym przeszkadzało. Pierwsze odcinki z nową towarzyszką były po prostu przeciętne. Aż wreszcie Neil Cross ("Luther") napisał odcinek, który, choć nie był idealny, oglądało mi się świetnie, przede wszystkim dlatego, że kompletnie nie wiedziałam, do czego zmierza. Historia o duchach, która okazała się nietypową historią miłosną, miała mnóstwo uroku i wystarczająco dużo twistów, bym siedziała jak na szpilkach, czekając na jej finał.
Clara, której ta wstrętna krowa, TARDIS, naprawdę nienawidziła, ale chyba trochę już nienawidzić przestała, zadała kilka ważnych pytań, które wisiały w powietrzu od początku jej relacji z Doktorem ("Czy jesteśmy dla ciebie tylko duchami?"). Czy odpowiedzi były satysfakcjonujące? Co wyniknie z tej niesamowitej chemii pomiędzy nimi? Nie wiem i chętnie dam się zaskoczyć. Na razie mam wrażenie, że sam Doktor nie do końca wie, co go tak przyciąga do Clary, ale gołym okiem widać, że chodzi tu o co innego niż w przypadku Amy. Intrygujące jest też ostrzeżenie Emmy, by Clara nie ufała Doktorowi.
Jedno tylko wiem na pewno: Matt Smith i Jenna-Louise Coleman są bardzo, bardzo fajni razem. Oby jeszcze scenariusze kolejnych odcinków dorównywały "Hide".
"Rectify" (1×01-02 "Always There" i "Sexual Peeling")
Nikodem Pankowiak: Kolejna oryginalna produkcja Sundance Channel to dla mnie nieco taki serial-zagadka. W nieco sennej atmosferze zwykłego amerykańskiego miasteczka rozgrywa się prawdziwy dramat. Dramat człowieka, który po niemal 20 latach oczekiwania na wykonanie ciążącego na nim wyroku śmierci wychodzi na wolność. Co najlepsze, my, widzowie, nie mamy pojęcia, czy zasądzona kara była słuszna, wiele dowodów wciąż wskazuje na jego winę.
Daniel Holden (w tej roli Aden Young) nie próbuje udowadniać, że jest niewinny, co tylko sprawia, że mamy większe wątpliwości. Powrót do społeczności, gdzie wszyscy się znają, a wiele osób patrzy na niego jak na potwora, nie jest łatwy ani dla niego, ani dla jego rodziny. Zwłaszcza że nie wszyscy jej członkowie wierzą w jego niewinność. Kilka scen robi prawdziwe wrażenie, choćby rozmowa Daniela ze swoim przyrodnim bratem. W scenerii pola golfowego, przy błogiej ciszy i pięknej pogodzie, główny bohater opowiada o tym, jak był gwałcony pod prysznicem.
"Rectify" ma w sobie spory potencjał i jestem pewien, że jest w stanie dać widzom jeszcze więcej niż do tej pory. Być może dowiemy się czy główny bohater faktycznie jest winny, choć wcale się nie zdziwię, jeśli prawda nigdy nie ujrzy światła dziennego. Bo tak naprawdę w tym wszystkim najważniejsza jest historia człowieka powracającego do świata do 20 latach "śmierci".
"Supernatural" (8×20 – "Pac-Man Fever")
Bartosz Wieremiej: Charlie (Felicia Day), gry komputerowe i pierwsze o dłuższego czasu wspomnienie o Chucku. Normalna, porządna sprawa tygodnia, jeden ciekawy zwrot akcji i kilka naprawdę zabawnych scen ("Montage!"). "Pac-Man Fever" to bardzo miłe zaskoczenie, a z każdym kolejnym upływającym tygodniem człowiek coraz mocniej marzy o wycieczce do obecnej siedziby Winchesterów.
"Bates Motel" (1×06 – "The Truth")
Nikodem Pankowiak: Byłem pewien, że zobaczę kolejny świetny odcinek, gdy okazało się, że współautorem scenariusza do niego był sam Carlton Cuse. Nie zawiodłem się ani trochę. U patologicznej rodziny Batesów robi się coraz ciekawiej. Shelby odkrywa "znalezisko" Normana, co oczywiście sprowadza na głównych bohaterów kłopoty. Padają strzały, leje się krew, a to zapewne dopiero początek prawdziwych problemów. Dowiadujemy się też prawdy na temat śmierci męża Normy. Nie byłbym jednak przekonany, czy nie jestem ona kolejnym kłamstwem, w tym serialu nic nie musi być takie, jak się nam wydaje.
Zachwycałem się już Verą Farmingą? Robiłem to nieraz, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by zrobić to znowu. Grana przez nią postać jest przedramatyzowana do granic możliwości, "żyje dla dramatu", jak w jednym z odcinków określił ją Dylan. Znienawidziłem ją do granic możliwości, nie dziwi mnie już, że skończyła tak a nie inaczej. Z pewnością takie było zamierzenie twórców, udało im się je wypełnić w stu procentach.
"Mentalista" (5×20 – "Red Velvet Cupcakes")
Andrzej Mandel: Wreszcie dostaliśmy odcinek "Mentalisty" w starej, dobrej formie. Lekka zagadka kryminalna, dobre dialogi i oczywiście chłopięcy uśmiech Simona Bakera. Bardzo dobrze zrobił serialowi powrót Amandy Righetti z macierzyńskiego – ożywiła ona serial, z szczególnym uwzględnieniem wątku romansu Rigsby – Van Pelt. Sposób, w jaki Jane doprowadził do tego, że wyjaśnili sobie wszystko był mistrzowski. A przy okazji rozwiązał zagadkę…
"Elementary" (1×19 – "Dead Man Switch")
Bartosz Wieremiej: "Dead Man Switch" to rewelacyjna sprawa tygodnia, pełna mylnych tropów i zwrotów akcji, skonstruowana tak, aby żaden z bohaterów nie mógł pozwolić sobie na brak zaangażowania czy obojętność. To również nienachalnie prowadzone wątki osobiste, stopniowo ujawniane i wynikające raczej z naturalnego upływu czasu akcji, aniżeli z inwencji nadgorliwego scenarzysty.
Swoją drogą, kto by pomyślał, że rocznica Holmesa (Jonny Lee Miller) spowoduje, iż partnerstwo Sherlocka i Watson (Lucy Liu) stanie się jeszcze ciekawsze.
"Castle" (5×21 – "The Squab and the Quail")
Andrzej Mandel: Zazdrosny Castle był dokładnie tym, czego było potrzeba, by "Castle" zarobił następny hit. Dostaliśmy odcinek w starym, lekkim stylu, ale dodatkiem do niego było zasygnalizowanie kolejnych problemów, jakie mogą stanąć przed Caskett. Do tego przyjemna zagadka kryminalna i hit gotowy.