"Kaos" to zabawa grecką mitologią od ekipy "The End of the F***ing World" – recenzja serialu Netfliksa
Kamila Czaja
29 sierpnia 2024, 09:41
"Kaos" (Fot. Netflix)
"Kaos" to zabawa z mitologią grecką, zrobiona z rozmachem i świetną obsadą wariacja na temat mrocznej opowieści o bogach i ludziach. Są tu dobre pomysły, ale czy to wystarcza na godną zapamiętaną całość?
"Kaos" to zabawa z mitologią grecką, zrobiona z rozmachem i świetną obsadą wariacja na temat mrocznej opowieści o bogach i ludziach. Są tu dobre pomysły, ale czy to wystarcza na godną zapamiętaną całość?
Opis brytyjskiego serialu "Kaos" mnie szczególnie nie zainteresował, jego dynamiczny zwiastun – przeciwnie. Mieszane uczucia budził we mnie też fakt, że za projekt odpowiada Charlie Covell. Ekscytować się mocno, bo 1. sezon "The End of the F***ing World"? Czy wyraźnie obniżyć oczekiwania, bo 2. sezon tegoż?
Kaos – o czym jest serial Netfliksa?
Ostatecznie jednak zapowiadana nowość Netfliksa dawała przynajmniej obietnicę kolejnej opowieści o tych, którzy mają władzę i mogą wszystko, ale osadzoną w nowych dekoracjach. Nie oszukujmy się bowiem, że pomysł na atakowanie najbogatszego procenta jest w serialach i filmach równie świeży jak jeszcze parę lat temu. Zabawa mitologią i współczesnością miała szansę nieco ożywić krajobraz uderzenia w niesłusznie uprzywilejowanych. Widziałam przedpremierowo cały ośmioodcinkowy sezon i myślę, że "Kaos" nadzieje te częściowo spełnia, ale chyba mogło być lepiej.
Covell niewątpliwie ma rozmach. Oto wszechmocny Zeus (Jeff Goldblum, "Park Jurajski") zaczyna się obawiać, że pewna przepowiednia pozbawi go władzy. Na urządzonym bogato Olimpie snuje coraz bardziej paranoiczne wizje i coraz bardziej sadystyczne plany zapobiegania upadkowi. Hera (Janet McTeer, "Ozark"), nie mniej okrutna od męża, próbuje stopować jego zapędy, odpowiadający nie tylko za morza i oceany, ale i za ważną w serialu Kretę Posejdon (Cliff Curtis, "Fear the Walking Dead") niechętnie realizuje różne radykalne pomysły brata, Hades (David Thewlis, "Fargo") i Persefona (Rakie Ayola, "Anthony") mają swoje poważne problemy w świecie zmarłych, a młody Dionizos (Nabhaan Rizwan, "Stacja Jedenasta") chce udowodnić ojcu, że zasługuje na awans w tej boskiej korporacji – tylko czy jest aby wystarczająco wyzuty z uczuć, by spełnić kryteria?
Tymczasem śmiertelnicy robią swoje – czyli czczą bogów, licząc na nagrodę po śmierci. Mitologiczne wierzenia mają się w tej wersji współczesności świetnie, przepowiednie rządzą ludzkimi losami, świątynie kwitną, a kapłanki Hery… milczą, wszak dosłownie oddały języki swojej bogini. Jeżeli pogrzeb, to z obolem (brak niesie poważne konsekwencje), jeżeli uroczystość ku czci bogów, to z obowiązkową ofiarą z człowieka. Wszak dla olimpijskich władców warto się poświęcić, są przecież po stronie śmiertelników i chcą dla nich jak najlepiej, prawda?
Kaos Netfliksa to zabawa mitologią i poważne tematy
O tym, że religijne przekonania niekoniecznie się sprawdzają w praktyce, przekona się wkrótce troje ludzi, których losy są splecione – tego, w jaki sposób, dowiemy się z czasem. W każdym razie, jak informuje nas specyficzny, bo wiszący na skałach z wydziobywaną wątrobą, narrator, Prometeusz (Stephen Dillane, "Gra o tron"), są to śmiertelnicy istotni w ramach jakiegoś większego planu.
Eurydyka zwana Riddy (Aurora Perrineau, "Jak nas widzą") właśnie dojrzewa do decyzji o porzuceniu kochającego ją zaborczo Orfeusza (Killian Scott, "Dublin Murders"). Ari (Leila Farzad, "Nienawidzę Suzie"), czyli Ariadna, to córka króla Krety, Minosa (Stanley Townsend, "Galavant"), próbująca odkupić winy z dzieciństwa. Kajneus (Misia Butler, "Akademia Dobra i Zła") kocha psy, nawet te trzygłowe – co się o tyle dobrze składa, że nie żyje i pracuje w piekielnej firmie Hadesa, więc tylko z cerberami ma do czynienia. Ta trójka, plus Orfeusz, realizujący dość pokręcony wariant kanonicznej wyprawy po ukochaną, może zmienić losy świata.
Ich losy, wzajemne powiązania, relacje z bliskimi to już spoilerowy materiał, zwłaszcza że "Kaos" w dużej mierze polega na zaskakujących zwrotach akcji, niejasnych na początku przepowiedniach, podnoszeniu stawek i podkręcaniu boskich pomysłów na krzywdzenie wierzących w olimpijskie bóstwa ludzi. Czasem te fabularne atrakcje potrafią ożywić zainteresowanie widza, czasem niekoniecznie. Rzecz w tym bowiem, że mamy do czynienia z jednym z tych seriali, które wydają się paradoksalnie i za długie, i za krótkie. Ten jest za długi, bo kiedy już zachwycimy się światotwórstwem, szybko możemy odkryć, że trochę nam się seans ciągnie. Za krótki natomiast na to, by pogłębić wątki licznych postaci zaludniających Olimp, Kretę i podziemny świat zmarłych.
Czego w tym połączeniu dramatu i czarnej komedii nie ma. Problemy z rodzicami, z których część to po prostu paskudni, egoistyczni ludzie, fundujący dzieciakom wieczną traumę, a część tylko pozornie krzywdzi, podczas gdy jest w tym większy plan przekraczający dobro jednostek. Formy żałoby. Romanse, z których niektóre zawiązują się na tyle szybko, że trudno specjalnie się w nie zaangażować. Krytyka religii. Portret dyktatora osiągającego kolejne szczeble paranoi i (pozornej?) bezkarności. Poszukiwanie sensu życia. Dojrzewanie do pojęcia misji. I tak dalej. Wszystko niby poprawnie, ale nie na tyle odkrywczo, żeby było o czym długo dyskutować. Nie jest to porażka stopnia "Reżimu", ale też żadna nowa mitologiczna "Sukcesja".
Kaos – rozmach i znane nazwiska w obsadzie
Siłą serialu, trzymającą mimo wszystko przed ekranem, są zabawy z mitologią, w tym z obecnymi tam wątkami, które dziś nazwalibyśmy queerowymi. Doceniając Mojry, z których jedną gra Suzy Eddie Izzard ("Hannibal"), Furie robiące rozbrajający serial telewizyjny, Kasandrę w wydaniu Billie Piper ("Nienawidzę Suzie") na dalszym planie, nową wersję związku Hadesa i Persefony, pomysłowe wizualizacje boskiego okrucieństwa, gorzką prawdę o związku Eurydyki i Orfeusza, wciąż miałam jednak poczucie, że byłoby to na pewno jeszcze bardziej imponujące, gdybyśmy nie dostali wcześniej różnych serialowych historii spod znaku Neila Gaimana.
Gdyby nie "Amerykańscy bogowie", "Dobry omen, "Sandman" – jakkolwiek można te produkcje różnie oceniać – takie zabawy, jakie daje nam "Kaos", wywoływałyby popkulturowe poruszenie. A tak? Ot, ciekawostka, z masą pomysłowych detali, dobrymi efektami specjalnymi, autorską wyobraźnią – ale jednak raczej nie coś, o czym będziemy pamiętać przy podsumowaniach roku, podobnie jak o innym inspirowanym klasyką i mającym potencjał eksperymencie Netfliksa, "Dekameronie".
Poczucia, że to serial miejscami naprawdę udany, ale jako całość zaledwie solidny, nie zmienia nawet świetna obsada. Goldblum naprawdę doskonale pokazuje okrucieństwo, paranoję i śmieszność, która przestaje być śmieszna, gdy łączy się z gotowością na każdy najgorszy czyn. Rizwan, nie do poznania, jeśli zna się go z początków "Branży", robi z Dionizosa złożoną postać. A jeżeli wśród opowieści o śmiertelnikach to na losy Ari czekałam najbardziej, to niekoniecznie dlatego, że jej wątek tak wybitnie wymyślono, a raczej dlatego, że jak Farzad zachwycała w "Nienawidzę Suzie", tak zachwyca i tutaj. Reszta obsady wypada co najmniej nieźle, zwłaszcza że nie wszyscy mają wystarczająco dużo ciekawego materiału, by dokonać tu cudów. McTeer jako Hera być może bardziej złożone oblicze pokaże w ewentualnym 2. sezonie, na razie bowiem to po prostu jakaś wariacja na temat Lady Makbet i Claire Underwood (podobieństwo do Robin Wright tylko to wrażenie wzmacnia).
Kaos – czy warto oglądać serial Netfliksa?
No właśnie – 2. sezon. Prawdopodobnie byłabym dla tego serialu łaskawsza, skoro sporo mi się w nim podobało w kwestii pomysłowości i realizacji, gdyby osiem odcinków domknęło temat. Tymczasem, rozwiązując ileś tajemnic i finalizując niektóre kwestie, "Kaos" wyraźnie otwiera się na ciąg dalszy. A ja nie mam przekonania, czy na tyle wciągnął mnie ten świat i czy na tyle chcę wiedzieć, co czeka tych ludzi (i bogów), żeby oglądać dalej. Co chyba świadczy o tym, że jednak cały rozmach produkcji, jej wizualna (choćby czarno-białe zdjęcia, gdy pokazywane jest terytorium Hadesa), muzyczna (ile tu błyskotliwie dobranych hitów!) i aktorska siła nie wystarczają do ogłoszenia sukcesu.
Mimo że chodzi tu o sprawy życia i śmierci, to gdzieś zabrakło mi emocji angażujących w te gry z mitologią oraz wniosków wykraczających poza frazesy o przeznaczeniu, miłości, sile człowieka w obliczu bycia igraszką nieludzkich bogów. Można obejrzeć dla wspomnianych zalet, ale jeśli nie obejrzy się z powodu wspomnianych wad, nie straci się na tyle dużo, żeby zaniechaniem obrazić bogów telewizji i streamingu.