"Para idealna" udaje kolejne "Wielkie kłamstewka" – recenzja miniserialu Netfliksa z Nicole Kidman
Kamila Czaja
6 września 2024, 08:03
"Para idealna" (Fot. Netflix)
"Para idealna" Netfliksa ma obsadę oscarowego filmu, z Nicole Kidman na czele, fabułę sztampowej powieści i styl próbujący pogodzić tak sprzeczne ambicje. Z jakim skutkiem?
"Para idealna" Netfliksa ma obsadę oscarowego filmu, z Nicole Kidman na czele, fabułę sztampowej powieści i styl próbujący pogodzić tak sprzeczne ambicje. Z jakim skutkiem?
Dawno, dawno temu ekranizacje książek tego rodzaju, odgrywane przez aktorskie grono znane głównie z podobnych produkcji albo zupełnie nieznane, tworzono na użytek stacji telewizyjnych takich jak choćby Hallmark. Wszyscy wiedzieli, czego się po tych tytułach spodziewać i nikt nie próbował udawać, że to serialowy sektor premium. Zapytam więc w – często oczywiście słusznie – obśmiewanym stylu ludzi tęskniącym za przeszłością: i komu to przeszkadzało?
Para idealna – o czym jest serial z Nicole Kidman?
Powrotu chyba nie ma. Odkąd w 2017 roku David E. Kelley wziął na warsztat powieść "Wielkie kłamstewka" Liane Moriarty, zaludnił ekranowe Monterey gwiazdami i powierzył reżyserię Jeanowi-Marcowi Vallée, dość standardowe romansowo-kryminalne książki o przyjaciołach i/lub rodzinach, najlepiej pięknych, bogatych i mieszkających w dającej się olśniewająco sfilmować okolicy, mniej lub bardziej udanie próbują naśladować ambitne seriale, aspirować do nagród, obsadową i techniczną finezją wynosić materiał źródłowy na wyższy poziom…
I chociaż sukcesu "Wielkich kłamstewek" nie udało się powtórzyć nawet 2. sezonowi, a ostatnim powszechnie cenionym przykładem omawianej tendencji byłyby chyba "Ostre przedmioty" sprzed sześciu lat, to nadal regularnie dostajemy opowieści w rodzaju "Dziewięciorga nieznajomych", "Małych ognisk" czy "Od nowa". Jedne lepsze, drugie gorsze, niektóre nieco ambitniejsze w końcowym rezultacie od innych, ale wszystkie jakoś do siebie podobne. I, co ciekawe, w większości gra Nicole Kidman.
Najnowszą odsłoną ambitnej adaptacji niebyt ambitnej powieści, też z Kidman, jest "Para idealna" ("The Perfect Couple") na Netfliksie. Nawet zaledwie kartkując powieść Elin Hilderbrand, by zestawić pierwowzór z sześcioodcinkowym miniserialem, można odkryć, że książkowy materiał urozmaicono pod względem postaci i fabuły, nacisk położono mocniej na zagadkę niż rozmyślania poszczególnych postaci o życiu i miłości, a główna bohaterka powieści na ekranie jest jakby mniej główna, bo musiało się znaleźć miejsca dla dokładniejszej wizji całej rodziny, z naciskiem na przyszłych teściów. Co zresztą pozwoliło chociaż trochę wpisać "Parę idealną" w kolejny trend – satyry na bogatych. Czy te pomysły sprawiły, że mamy do czynienia z produkcją wartą uwagi?
Do pewnego momentu i o pewnego stopnia – owszem. Już zapowiedzi miniserii, którą stworzyła i napisała, czasem ze wsparciem innych scenarzystek i scenarzystów, Jenna Lamia ("Good Girls"), a wyreżyserowała Susanne Bier (miniserial "Od nowa", ale wcześniej świetne duńskie filmy jak "Tuż po weselu"), sugerowały, że w przeciwieństwie do przywołanych wyżej tytułów "Para idealna" nie będzie sama siebie traktowała śmiertelnie poważnie. I faktycznie absurdy bogactwa, jakie widzimy na ekranie, pokazano w początkowych odcinkach w prześmiewczy sposób, a energia dwóch pierwszych godzin dała mi, później jednak niezbyt spełnioną, nadzieję, że to tytuł samoświadomy i szukający w nieco już wymęczonym podgatunku własnej drogi.
Para idealna łączy kryminał, dramat rodzinny i romans
Oto Amelia Sacks (Eve Hewson, "Siostry na zabój"), pracująca w zoo młoda kobieta ze zwyczajnej, niezbyt zamożnej rodziny, ma wejść do klanu Winburych, wpływowych bogaczy ze zjawiskowej wyspy Nantucket. Przyszła teściowa Amelii, Greer (Kidman), jest popularną i świetnie zarabiającą na powieściowej serii pisarką, kobietą władczą, tajemniczą, niechętnie patrzącą na matrymonialne plany syna, Benjiego (Billy Howle, "Pod sztandarem nieba"). Jej mąż, Tag (Liev Schreiber, "Ray Donovan"), w którymś momencie określony zostanie po prostu jako DILF, ale pod tą estetyczną powłoką i on skrywa sekrety. Do tego dwaj pozostali synowi Winburych – Thomas (Jack Reynor, "Peryferal"), koszmarnie arogancki maż Abby (Dakota Fanning, "Ripley"), i Will (Sam Nivola, "Pogoń za miłością"), jeszcze po młodzieńczemu naiwny i nie w pełni świadomy, w jakiej rodzinie – i do czego zdolnej – się urodził.
A że na wesele zjeżdżają się oprócz wymienionych członków klanu kolejni goście, w tym rodzice panny młodej, Karen (Dendrie Taylor, "American Vandal") i Bruce (Michael McGrady, "Ray Donovan"), druhna, Merritt (Meghann Fahy, "Biały Lotos"), drużba, Shooter (Ishaan Khatter, "Pretendent do ręki"), oraz przyjaciółka bogatej rodziny, Isabel (grana przez gwiazdę francuskiego kina, Isabelle Adjani), to gdy z licznego obecnego w pięknej posiadłości grona ktoś zginie, będzie mnóstwo podejrzanych z mnóstwem tajemnic. Sprawę spróbują rozwikłać lokalny szef policji, Dan (Michael Beach, "Burmistrz Kingstown), którego córka, Chloe (Mia Isaac, "Czarny tort"), przyjaźni się z Willem, oraz przysłana na miejsce twardo stąpająca po ziemi detektywka, Nikki (Donna Lynne Champlin, "Crazy Ex-Girlfriend").
Para idealna wciąga, ale marnuje spory potencjał
Gdy serial bawi się formą i kpi z Winburych, sprawiać może sporą frajdę. W pierwszych odcinkach widzimy fragmenty przesłuchań Isabel, Abby, pomocy domowej klanu, Gosi (Irina Dubova, "For All Mankind"), i pracującego dla Greer Rogera (Tim Bagley, "Grace i Frankie"). To komediowy popis, zwłaszcza gdy do głosu dochodzi Gosia, a i reakcje policji mogą rozbawić. Niestety w kolejnych godzinach serial tylko czasem przypomina sobie, że warto zachować dystans i komizm, miejscami nawet w cringe'owym duchu (jak przy scenach uroczystego spotkania wokół nowej książki Greer). Im dalej, tym częściej "Para idealna" idzie w stronę tego, co poprzednicy: kryminału obyczajowego, historii pełnej mniej lub bardziej zajmujących sekretów, zdrad, rozterek, z czego niektóre okażą się powiązane ze zbrodnią.
Sama sprawa morderstwa jest całkiem wciągająca, ale głównie dlatego, że dużo się dzieje, więc nawet jeśli całość zagadki nie okazuje się szczególnie odkrywcza czy skomplikowana, to przy tylu podejrzanych potrafi skomplikowanie udawać. Oglądanie, do czego posuną się uprzywilejowani ludzie, by zachować reputację i ukryć różne dawne i świeże grzechy, ma swój urok, zwłaszcza że obsada bawi się w tej konwencji całkiem nieźle. Może nie aż tak dobrze, jak w będącej jednym z najmocniejszych punktów "Pary idealnej" tanecznej, energetycznej, a równocześnie ironicznej czołówce – ale całkiem nieźle.
Kidman tym razem może zagrać postać dominującą i, zwłaszcza w finale, pokazać różne oblicza Greer. Schreiber ma okazję trochę pośpiewać. Bohatera całkiem zniuansowanego, przynajmniej jak na taki miniserial, buduje Howle. Poza tym miło było po "Crazy Ex-Girlfriend" zobaczyć Champlin w znaczącej, zabawnej roli. Adjani i Dubova trochę robią za krótkie komiczne przerywniki, ale bardzo skutecznie. Fahy przekonująco gra kobietę będącą obiektem powszechnego pożądania, ale nie w pełni stereotypową. Reszta też wypada w porządku, może na tym imponującym tle nieco odstają Isaac i Khatter, ale też nie za wiele dostali do zagrania. Większe pole do popisu powinna też dostać Hewson, bo po "Siostrach na zabój" wiadomo, że przy lepszym scenariuszu potrafi rolą bardziej zapaść w pamięć.
Para idealna to obiecujące początki typowej historii
Problem po prostu w tym, że po obiecującym początku serial staje się zbyt typowy, jakby przypominał sobie, że ma być przystępny i emocjonujący, nie tylko o pozorach i paskudnych bogatych ludziach oraz toksyczności ich relacji, ale i o naturze prawdziwej miłości (tu choćby przedślubne wątpliwości Amelii i cały związany z tym banalny wątek). A ambitny już być nie musi, bo to okienko odhaczy się przecież samą obsadą. Widzimy więc kolejne kawałki całej sporej układanki, eliminujemy z listy kolejnych podejrzanych aż do rozwiązania – i tyle, kłamstwa zdemaskowano, motywy ustalono, można się rozejść. Na dodatek akurat w finale miniserial próbuje znów stawiać na kpinę, co byłoby zaletą, ale wtedy z kolei "Para idealna" momentami traci z oczu pogmatwaną sprawę, na której tak poważnie skupiała się chwilę wcześniej, więc wszystko domyka się trochę od niechcenia, na szybko.
Narzekam paradoksalnie może trochę bardziej, niż narzekałabym przy od początku do końca oczywistym i konwencjonalnym, łatwym do oceny potraktowaniu gatunku. Po prostu mi żal, bo tu akurat tlił się potencjał na więcej, gdyby tylko twórcy nie przestraszyli się konsekwentnego ożywiania konwencji satyrą i nie poszli w znajome schematy prowadzenia serialu. Mam wrażenie, że nawet dialogi są błyskotliwsze na początku, gdy dopiero poznajemy ten świat i zaludniających go hipokrytów. Potem to już głównie telewizyjny standard (z komicznymi zrywami w nieprzemyślanym momencie, w finale), tylko lepiej zagrany i ładniej kręcony. Nie jest to w pełni opera mydlana, ale nie jest to też w pełni zabawa operą mydlaną. Coś pomiędzy, a to niezdecydowanie plus nie zawsze udane lawirowanie między tradycyjnym kryminałem a opowieścią obyczajową sprawiają, że "Para idealna" nie jest idealna.
Para idealna – czy warto oglądać miniserial Netliksa?
A równocześnie ogląda się to szybko, w trybie maratonowym, włączając odruchowo kolejne odcinki. Może ta moda na powielanie "Wielkich kłamstewek" w solidnych wykonaniu ma jednak jakieś pozytywne strony? Bo jeśli już ktoś szuka tego typu historii, to pewnie lepiej, kiedy są zagrane dobrze i nakręcone elegancko, niż gdyby miały być po prostu nijakie pod każdym względem? Najnowsza realizacja tej tendencji ma co najmniej tę zaletę, że proporcja zabawy do irytacji wypadła u mnie przy "Parze idealnej" korzystnie i całkiem chętnie ją dooglądałam, podczas gdy paru wspomnianych reprezentacji trendu, jeśli nawet je zaczęłam, nie dokończyłam. Tak było choćby z "Od nowa", więc tegoroczna odsłona współpracy Kidman i Bier okazuje się zdecydowanie znośniejsza.
Ważne wydaje mi się jednak nazywanie wprost tego, z czym mamy do czynienia – z raczej sztampową historią opakowaną tak ładnie, że próbuje się nam wmówić, że nie jest sztampowa. Jeżeli wiemy, że to żadna wielka artystyczna produkcja, nawet jeśli zaangażowana do niej wielkich artystów, to możemy się po prostu cieszyć niezobowiązującą rozrywką na koniec lata. "Para idealna" wspaniale pozwala bowiem na parę godzin seansu zapomnieć o rzeczywistości – by potem równie szybko pozwolić zapomnieć o tych paru godzinach sensu.