"Parks and Recreation" (5×22): Witamy w FBI
Marta Wawrzyn
7 maja 2013, 21:22
Odcinkiem "Are You Better Off?" zakończył się 5. sezon "Parks and Recreation". Czy było lepiej niż rok temu? Spoilery.
Odcinkiem "Are You Better Off?" zakończył się 5. sezon "Parks and Recreation". Czy było lepiej niż rok temu? Spoilery.
"Parks and Recreation" to jedna z moich najulubieńszych komedii teraz, kiedyś i zawsze, ale nawet ja mam wrażenie, że w kilku ostatnich odcinkach miał miejsce lekki spadek formy. Ostatnim cudownym, wybitnym i najlepszym na świecie odcinkiem był "Leslie and Ben". Tylko kiedy to było…!
Końcówka sezonu miała kilka wad: brakowało niestety naprawdę śmiesznych, wartych zapamiętania scen, brakowało emocji, brakowało wreszcie zwykłego "dziania się". Zauważcie, że kiedyś w "Parks and Rec" zawsze o coś chodziło. Leslie ciągle o coś walczyła – to o pracę, to o faceta – a i w życiu jej kolegów z pracy stawki były jakby większe. Pod koniec 5. sezonu miałam wrażenie, że zmierzamy donikąd. Oczywiście, nawet te zwyklejsze, mniej śmieszne odcinki ogląda się świetnie. Ale cieszę się, że w "Are You Better Off?" postanowiono wreszcie zadbać o to, byśmy mieli komu kibicować i o kogo się martwić.
Podsumowanie rocznej kariery Leslie Knope jako radnej przez żądny fast foodów w sąsiedztwie i gigantycznych wiader napojów gazowanych tłum wypadło dla niej gorzej, niż ktokolwiek mógłby sądzić: mieszkańcy Pawnee chcą ją odwołać ze stanowiska. A żeby ją dodatkowo dobić, ogłosili ten zamiar na paradzie, jednej z jej ulubionych rzeczy na świecie (obok tyłka Bena). Świetnych scen było mnóstwo, a przy okazji przypomniano nam, że "Parks and Rec" to też serial o polityce. I zrobiono przegląd tego, co wydarzyło się w ciągu sezonu.
Nie wiem, czy Pawnee pójdzie dzięki Leslie do piekła, nie wiem też, czy uda jej się utrzymać na stanowisku. I dobrze, bo to jest właśnie to, czego chcę od "Parków": żeby chodziło w nich o coś więcej niż śmieszne sceny. Śmieszne sceny to dla mnie oczywistość, ja jestem rozpuszczona i chcę więcej. Ale twórcy serialu sami sobie winni, że nauczyli mnie mieć takie oczekiwania. Że stworzyli galerię tak fantastycznych indywiduów, o których los się troszczę.
Choć zmagania Leslie z pozbawionymi wszelkich wolności obywatelami były rewelacyjne i padło w ich trakcie dużo, bardzo dużo błyskotliwych tekstów, to i tak uważam, że odcinek skradł pani radnej Andy, przepraszam – agent FBI Bert Macklin, powracający, by przeprowadzić śledztwo życia. Ponieważ na samiutkim już początku ów niezwykle spostrzegawczy śledczy wyklucza, że to April może być w ciąży, podejrzewamy oczywiście April. A tu – "Womb! There It Is!" – ciężarną kobietą okaże się prawdopodobnie Diane.
Nadzieja na to, że że będziemy patrzeć, jak Ron Swanson musi przyzwyczajać się do takiej zmiany w swoim życiu, to najlepsza rzecz, z jaką można było nas zostawić na wakacje. Brawo za perfekcyjne pociągnięcie wątku, jak i za mnóstwo przezabawnych scen po drodze, z których największą chyba ozdobą odcinka było wparowanie przez Ann i Andy'ego w "odpowiednim" momencie do sali pełnej wściekłych mieszkańców Pawnee, by głośno spytać Leslie, czy jest w ciąży.
Nieco na marginesie toczył się wątek Toma, który otrzymał lekcję kapitalizmu, tak darmową, że aż słono płatną. Kim jest ten spryciarz, który otworzy Tommy's Closet naprzeciwko Rent-A-Swag? Nie zdziwię, jeśli będzie to Diddy we własnej osobie.
Oglądając "Are You Better Off?", zdałam sobie sprawę, że właściwie lubię Mona-Lisę, w każdym razie znacznie bardziej niż jej brata. I do niej też wędruje moja prywatna nagroda za tekst odcinka: "Biorę tyle tabletek, że nie ma mowy, bym była w ciąży z ludzkim dzieckiem!" (tak, wyliczanka April, za co lubi Pawnee, też była super).
Jakby cliffhangerów było mało, okazało się jeszcze, że April dostała się do szkoły weterynaryjnej w Bloomington. Wiadomo, że do niej pójdzie, bo okrucieństwem byłoby jej tam nie puścić – ta dziewczyna lubi zwierzęta sto razy bardziej niż ludzi. Bardzo możliwe, że w przyszłym sezonie będziemy oglądać po prostu mniej jej i Andy'ego – Chris Pratt część sezonu spędzi na planie filmu "Guardians of the Galaxy".
Aby odcinek był jeszcze bardziej "finałowy", wpadł nawet na chwilę Jerry, oczywiście po to, by zostać porządnie zrugany. Szkoda tylko, że Rona dawkowano nam niemal tak skromnie jak Jerry'ego. Choć zdaję sobie sprawę z tego, że "Parki" to nie tylko Ron Swanson, czuję się dziwnie, kiedy jego wąsy migają mi przez cały odcinek tylko parę razy na ekranie.
Choć moja odpowiedź na pytanie, czy jest lepiej niż rok temu, brzmi: "jest prawie tak dobrze jak rok temu", finał sezonu uważam za więcej niż satysfakcjonujący. Teraz tylko czekam na oficjalną wiadomość o zamówieniu 6. sezonu – i będę mogła zacząć wakacje z powtórkami serialu. A Wy ile razy widzieliście już wszystkie sezony "Parków"?