"Emily w Paryżu" zaprasza do Rzymu i proponuje nowy trójkąt miłosny – recenzja 2. części 4. sezonu
Karolina Noga
12 września 2024, 09:01
"Emily w Paryżu" (Fot. Netflix)
Początek 4. sezonu "Emily w Paryżu" zaserwował widzom niezbyt świeżą powtórkę z rozrywki – czy sezon 4B naprawia ten błąd i oferuje przyjemny seans?
Początek 4. sezonu "Emily w Paryżu" zaserwował widzom niezbyt świeżą powtórkę z rozrywki – czy sezon 4B naprawia ten błąd i oferuje przyjemny seans?
4. sezon "Emily w Paryżu", tak jak w przypadku wielu seriali Netfliksa, został podzielony na dwie części. Pierwsza część była niczym wczorajszy croissant, wciąż maglując te same motywy z poprzednich sezonów. Czy sezon 4B i zapowiadane z pompą rzymskie wakacje Emily zdołały zmyć niesmak poprzednich odcinków?
Emily w Paryżu w 4. sezonie staje się nie do zniesienia
W 2. części 4. sezonu (widziałam przedpremierowo pięć odcinków, czyli całość) oglądamy, jak tytułowa bohaterka (Lily Collins) próbuje cieszyć się związkiem z Gabrielem (Lucas Bravo), co nie jest proste, gdy na horyzoncie wciąż jest Camille (Camille Razat) i jej fałszywe dziecko. Panna Cooper, którą ponownie spotykamy po pewnej przerwie, w święta Bożego Narodzenia, nie będzie jednak biernie przyglądać się temu, co się wokół niej dzieje – za rogiem już na nią czekają nowe znajomości i nowe miejsca, na czele z Rzymem i pewnym jego przystojnym mieszkańcem.
Sezon 4B "Emily w Paryżu" absolutnie nie wskazuje na to, by twórcy chociaż starali się udawać, że mają spójny pomysł na dalsze perypetie głównej bohaterki. Już na dzień dobry dostajemy kolejną burzę w związku Emily i Gabriela – oglądając ich kolejne kłótnie i nieporozumienia, ma się wielką ochotę przejść przez ekran i potrząsnąć bohaterami. To niesamowite, że obserwując dwójkę dorosłych ludzi, odnosi się wrażenie, że ich zdolności komunikacji są na poziomie przedszkolaków.
Nowe odcinki jeszcze bardziej pogłębiają zasadniczy problem – bohaterowie "Emily w Paryżu" nie umieją ze sobą zwyczajnie rozmawiać, co na etapie 4. sezonu jest już naprawdę frustrujące. I wbrew temu, co stwierdza jedna z postaci (choć do pewnego stopnia ma ona rację), problem nie tkwi jedynie w tym, że Emily nie mówi po francusku. Zarówno ona, jak i Gabriel są po prostu nieznośni – i nie dziwi fakt, że coraz więcej fanów ma po prostu dość tej pary i wiecznego "będą czy nie będą".
Trzeba też wspomnieć o problemach z chronologią. Sezon 4B "Emily w Paryżu" zaczyna się świątecznym odcinkiem. Sądząc po tym, że Emily magicznie odrosła grzywka, Camille powinna być już w zaawansowanej ciąży – albo przynajmniej ją udawać – tymczasem bohaterowie zachowują się, jakby minął dzień. Ciąży Camille nie widać, ale jakoś wszyscy w nią wierzą, zaś serial w żaden sposób nie ułatwia zrozumienia, ile tak naprawdę minęło od wydarzeń z sezonu 4A.
Twórcy próbują maskować brak sensownych pomysłów na wątek swojej głównej pary poprzez wprowadzenie nowych bohaterów – mamy więc m.in. nową Amerykankę w biurze Grateau, nieślubną córkę męża Sylvie. Genevieve (Thalia Besson, "Wzburzone wody") mocno miesza w relacji Emily i Gabriela, co na tym etapie jest po prostu pójściem na łatwiznę, a jej zamiary można przejrzeć w mgnieniu oka.
Emily w Paryżu – 4. sezon i wciąż dobre wątki poboczne
Na pewno scenarzyści "Emily w Paryżu" mają ogromne szczęście, mając w swojej ekipie Mindy (Ashley Park) i mogąc rozwijać jej wątek. Ta bohaterka zawsze miała i wciąż ma cięty język, jest zabawna, charakterna i autentyczna. Stawia na swoim i chociaż sama mierzy się z problemami w relacji z Nicolasem (Paul Forman), jest w tym wszystkim szczera i przede wszystkim dojrzała, a jej koleżanka mogłaby się od niej uczyć. Niezwykle poruszający jest także występ Mindy z finałowego odcinka – Ashley Park należą się owacje na stojąco, które zresztą dostaje w tym odcinku.
Pisząc o "Emily w Paryżu", za każdym razem trzeba skomplementować fenomenalną Philippine Leroy-Beaulieu, która jako Sylvie kradnie cały show. Wątek dojrzałej bizneswomen i jej skomplikowanej relacji z mężem (Arnaud Binard) oraz licznych romansów na boku należy zdecydowanie do tych udanych i stanowi przyjemną odskocznię od wiecznych dramatów Gabriela i Emily.
Nieco na dalszy plan została zepchnięta Camille, a totalnie z radaru znika Alfie – i jest to ogromna strata dla serialu. Lucien Laviscount w swojej roli był niezwykle czarujący i kradł każdą scenę, a Camille Razat zawsze była uosobieniem francuskiego szyku. Niestety, wydaje się, że to wszystko zostało odcięte grubą kreską, bo pora na zmiany w życiu Emily.
Emily w Paryżu w 4. sezonie zaprasza do Rzymu i Krakowa
W 2. części 4. sezonu "Emily w Paryżu" zamieniamy wieżę Eiffla na Koloseum. Twórcy jedną rzecz robią niezmiennie dobrze – są świetni w pocztówkowym ukazywaniu lokalizacji, w których się znajdujemy. Rzym w serialu prezentuje się przepięknie i od razu ma się ochotę kupić bilet lotniczy, by przejść się tymi samymi uliczkami co Emily. Nie brakuje także nawiązań do klasyki filmowej – niektóre sceny mogłyby robić za współczesny remake "Rzymskich wakacji" i patrzy się na nie z ogromną przyjemnością.
Szkoda, że twórcy nie pokusili się chociaż o podstawowe poczytanie o miejscowych zwyczajach – nie, Darrenie Starze, we Włoszech, zamawiając po prostu "latte", nie dostanie się kawy, a jedynie spienione mleko. Ale po co tracić czas na research, skoro można po raz setny skomplikować i tak zagmatwaną sytuację bohaterów? Co ciekawe, stereotypy w sezonie 4B "Emily w Paryżu" dotyczą również… Polski, a dokładniej Krakowa, który staje się w pewnym momencie przedmiotem rozmowy w biurze. Rozmowy dość dziwnej, która sprawia wrażenie raczej sztucznej reklamy i ma głębię streszczenia paru faktów z Wikipedii z dodatkiem porad z TripAdvisora sprzed dekady.
Jak zapowiadała Lily Collins, w życiu bohaterki pojawia się nowy mężczyzna – przystojny Włoch Marcello (Eugenio Franceschini, "Medyceusze. Władcy Florencji"). Bohater jest czarujący i trudno mieć coś przeciwko niemu, jednak łatwo odnieść wrażenie, że został podstawiony w miejsce Alfiego. Gdy jeden trójkąt miłosny się znudził, twórcy postanowili zaserwować widzom kolejny – gdzie tym razem, zamiast wyboru pomiędzy Francuzem a Brytyjczykiem, mamy Francuza vs Włocha. Relacja Emily i Marcella rozwija się też dość szybko, przez co trudno w nią uwierzyć i szczerze mówiąc, kiedy to oglądałam, była dla mnie doskonale obojętna.
"Emily w Paryżu" to wciąż kolorowa historyjka, którą można włączyć, by się "odmóżdżyć" – jednak w 4. sezonie sprawia już zdecydowanie mniej przyjemności. Miłosne wątki są męczące, kolejne perypetie opierają się na tych samych schematach i nawet wprowadzenie rzymskich wakacji i nowego absztyfikanta nie daje wrażenia świeżości. Finał pozostawił szeroko otwartą furtkę na kontynuację w niby odświeżonej formie – jednak wszystko sugeruje, że z tego rollercoastera już lepiej wysiąść.